Kartuzy to takie małe, piętnastotysięczne miasteczko, które mijamy, jadąc na nasze piękne Kaszuby.
Czemu Kaszuby są piękne? Każdy kto był, ten wie. To zalesione górzyste tereny pełne malowniczych jezior. O tej krainie zwykło się mówić: "Szawjcaria Kaszubska". Per analogia zatem: Kartuzy są trochę jak Zurich. Osobiście znam je głównie z dworca PKS, w którym to często przesiadałam się z jednego autobusu w drugi, żeby dojechać do Gowidlina, czy Zgorzałego, czy innej kaszubskiej wsi, gdzie akurat czyiś rodzice mają domek i za małolata się tam zalegało w ramach wakacyjnego pochleju i relaksu.
Kartuzy to również słynna Pizzeria Bemol przy rynku serwująca kaszubską odmianę pizzy o fantazyjnych nazwach zaczerpniętych z gatunków muzycznych - pizza reggae czy jazz. Jeśli był fundusz, bo zazwyczaj, umówmy się, budżet wyjazdu licealnego/studenckieg pozwalał na zakup kilku specjali mocnych, paczki elemów lajtów, puszki pasztetu, bochenka chleba i zupki chińskiej, to w przerwie między pekaesami miło było kulturalnie zjeść pizzuszkę w pizzerii Bemol.
Więcej atrakcji w Kartuzach nie znam. No może poza tą jedną i jedyną w swoim rodzaju - tj. PORODÓWKĄ - HELL YEAH! Otóż wybieram się tam w środę, by doktor P. wyciągnął mi z brzucha dziewczynkę, córeczkę malusią taką.
No i oczywiście nie obyło się bez słów krytyki. Jakiej? Pamiętam, że jak zdecydowaliśmy się nadać synowi imię Czesław, wiele osób chowało głowę w piasek, inni jawnie krytykowali, choć mało kto ośmielił się zaszantażować nas, że będzie o nim mówić: "Ten Chłopiec" - w, uwierzcie mi, i o takich przypadkach słyszałam.
Tym razem imię jakoś przechodzi. Gorzej jednak z krzywdą, jaką wyrządzamy dziecku, rodząc je w Kartuzach. Oczywiście największe lamenty słyszę od gdyńskich megalomanów (Pozdro z tego miejsca dla Cioci F ;) ). No więc, kto rodził w Redłowie, ten wie, że mało kto ma odwagę, by rodzić tam po raz drugi. Także tak! Kartuzy welcome to. A teraz idę zakuwać słówka, po kaszubsku ;)
By the way, my BFF was born in Mrągowo <3 p="">3>
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gdynia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gdynia. Pokaż wszystkie posty
14.12.14
18.4.13
Imagine ! ! !
Właściwie prawie nic nie wiedziałam o filmie, jak na niego szłam, no poza tym, że zrobił go Andrzej Jakimowski, reżyser "Zmruż oczy" i "Sztuczek". I wiedziałam na pewno, że lubię jego kino. Po pierwsze, wyłamuje się z naszego polskiego kanonu dramatów rozrywających serce i pokazujących mroczną stronę mocy, po drugie, ma piękne magiczne zdjęcia (Sztuczki dzieją się w magicznym Wałbrzychu), po trzecie, jego twórczość ma coś z realizmu magicznego, a tego w kinie Maruchy nigdy nie za mało.
Akcja Imagine dzieje się w Lizbonie. Na pewno mam osobisty sentyment do tego miasta, bo uważam, że jak nie w Gdyni, to w Lizbonie, ale to w jaki sposób jest sfotografowane w filmie rozwaliło mnie na maxa. Opowieść snuje się w złotym słońcu Portugalii, ujęcia są długie (więc nie polecam fanom li tylko teledyskowych montaży) i epickie. Imponujący jest też dźwięk, bo jak to ktoś wczoraj słusznie zauważył, w polskim kinie bywa tak, że nic nie słychać. Ten film bez dobrego udźwiękowienia w ogóle nie miałby sensu.
A o czym ten "Imagine"? O tym, jak bardzo jesteśmy ograniczeni w swojej percepcji, używając wzroku. Jak wiele więcej można sobie wyobrazić, jeśli tylko się trochę wysilić. Jak zmysłowy jest świat wokół nas. I o miłości oczywiście.
Po filmie stałam na tarasie obok straszydła Sea Towers, padał deszcz, a morze tak pięknie dawało wodorostem... Lubię zapach morza Bałtyckiego, nawet wtedy, kiedy jest w kolorze szmaty.
Do kin!
Akcja Imagine dzieje się w Lizbonie. Na pewno mam osobisty sentyment do tego miasta, bo uważam, że jak nie w Gdyni, to w Lizbonie, ale to w jaki sposób jest sfotografowane w filmie rozwaliło mnie na maxa. Opowieść snuje się w złotym słońcu Portugalii, ujęcia są długie (więc nie polecam fanom li tylko teledyskowych montaży) i epickie. Imponujący jest też dźwięk, bo jak to ktoś wczoraj słusznie zauważył, w polskim kinie bywa tak, że nic nie słychać. Ten film bez dobrego udźwiękowienia w ogóle nie miałby sensu.
A o czym ten "Imagine"? O tym, jak bardzo jesteśmy ograniczeni w swojej percepcji, używając wzroku. Jak wiele więcej można sobie wyobrazić, jeśli tylko się trochę wysilić. Jak zmysłowy jest świat wokół nas. I o miłości oczywiście.
Po filmie stałam na tarasie obok straszydła Sea Towers, padał deszcz, a morze tak pięknie dawało wodorostem... Lubię zapach morza Bałtyckiego, nawet wtedy, kiedy jest w kolorze szmaty.
Do kin!
7.1.13
Kości zostały rzucone
z dedykacją dla K.
Jest taka mała, ślepa uliczka w Gdyni o wdzięcznej nazwie Urszulanek. Znajduje się w jednej z moich ulubionych dzielnic - tzw DZL (czytaj: Działki Leśne). Bywałam tam często. Właściwie bardzo nawet.
* * *
A teraz nie mam tam już po co chodzić.
Jest taka mała, ślepa uliczka w Gdyni o wdzięcznej nazwie Urszulanek. Znajduje się w jednej z moich ulubionych dzielnic - tzw DZL (czytaj: Działki Leśne). Bywałam tam często. Właściwie bardzo nawet.
* * *
A teraz nie mam tam już po co chodzić.
3.7.12
Już za kilka chwil... Opener
Niektórzy marudzą, że line-up nie ten, że nie ma fajnych zespołów, że ten, taki i siaki festiwal to dużo fajniejszy jest, i tańszy, i wogle... Srutututu!
Ostatni raz na Openerze byłam w 2009 roku i na pewno nie zapomnę pierdolnięcia, jakie zapodała Grace Jones, pani po sześćdziesiątce z powerem jakich mało. Nie zapomnę też performensu 2 many djs, bo był spektakularny. I mogłabym tak wymieniać wielu artystów, którzy w ostatnich latach odwiedzili moją małą wioskę rybacką i zajebiście cieszę się z tego, że za rogiem czyha na mnie wydarzenie tej klasy. Tak więc spotykamy się jutro w okolicach 19 w autopku. Elo!
Ostatni raz na Openerze byłam w 2009 roku i na pewno nie zapomnę pierdolnięcia, jakie zapodała Grace Jones, pani po sześćdziesiątce z powerem jakich mało. Nie zapomnę też performensu 2 many djs, bo był spektakularny. I mogłabym tak wymieniać wielu artystów, którzy w ostatnich latach odwiedzili moją małą wioskę rybacką i zajebiście cieszę się z tego, że za rogiem czyha na mnie wydarzenie tej klasy. Tak więc spotykamy się jutro w okolicach 19 w autopku. Elo!
30.5.12
wielka moc "Nietykalnych"
Dawno, bardzo dawno nie oglądałam filmu z tak zajebistymi dialogami. Od momentu kiedy usiadłam w fotelu kinowym (znów we wspaniałym Klubie Filmowym - i tu modlę się, oby był wiecznie otwarty) do końca projekcji śmiałam się w głos i do rozpuku, a nierzadko oczy napływały mi łzami.
"Nietykalni" to przezajebista aktorsko komedia z popisowymi rolami Omara Sy'a i Francoisa Cluzeta. W pierwszym panu jestem zakochana po nastolatkowemu, bo rzeczywiście jest zjawiskowo pięknym mężczyzną.
To film o spotkaniu się dwóch zupełnie różnych światów - biednego imigranta z paryskich przedmieść z niepełnosprawnym milionerem, i przyjaźni, która staje ponad wszelkimi podziałami.
Najmocniej wzruszyło mnie to, że w sytuacjach, kiedy życiówka - czynsz, kasa na żarcie, wszystkie te najprostsze potrzeby z drabiny Masłowa przesłaniają życiową perspektywę trudno jest zobaczyć, że właściwie każdy w życiu ma swoją szansę i może wyrwać się ze swojego środowiska.
To film hiperoptymistyczny. Przez cały czas spodziewałam się jakiegoś scenariuszowego pierdolnięcia, ale poza przemianą bohatera nic takiego się nie wydarza. I chwała reżyserowi za to, że nie stworzył kolejnego dramatu społecznego. Bo ja lubię kino lekkie i optymistyczne. Lubię filmy, które dają nadzieję, że życie ma swoje jasne strony. Bo ja jestem optymistyczna :)
No i muzyka - prześwietna, nastrojowa, znakomicie dobrana.
Ten film rzeczywiście nie stoi jakimś wybitnym scenariuszem, ale sądzę, że na szare i smutne dni może być doskonałym pocieszycielem w tym szarym świecie.
"Nietykalni" to przezajebista aktorsko komedia z popisowymi rolami Omara Sy'a i Francoisa Cluzeta. W pierwszym panu jestem zakochana po nastolatkowemu, bo rzeczywiście jest zjawiskowo pięknym mężczyzną.
To film o spotkaniu się dwóch zupełnie różnych światów - biednego imigranta z paryskich przedmieść z niepełnosprawnym milionerem, i przyjaźni, która staje ponad wszelkimi podziałami.
Najmocniej wzruszyło mnie to, że w sytuacjach, kiedy życiówka - czynsz, kasa na żarcie, wszystkie te najprostsze potrzeby z drabiny Masłowa przesłaniają życiową perspektywę trudno jest zobaczyć, że właściwie każdy w życiu ma swoją szansę i może wyrwać się ze swojego środowiska.
To film hiperoptymistyczny. Przez cały czas spodziewałam się jakiegoś scenariuszowego pierdolnięcia, ale poza przemianą bohatera nic takiego się nie wydarza. I chwała reżyserowi za to, że nie stworzył kolejnego dramatu społecznego. Bo ja lubię kino lekkie i optymistyczne. Lubię filmy, które dają nadzieję, że życie ma swoje jasne strony. Bo ja jestem optymistyczna :)
No i muzyka - prześwietna, nastrojowa, znakomicie dobrana.
Ten film rzeczywiście nie stoi jakimś wybitnym scenariuszem, ale sądzę, że na szare i smutne dni może być doskonałym pocieszycielem w tym szarym świecie.
9.3.12
Bulwar nadmorski
Jednym z rutynowych zadań młodej matki jest spacer. Dodam, że zadanie to należy do przyjemnych i pozwala zabić trochę czasu i przenieść się z kanapy w inne okoliczności przyrody.
Moja klasyczna trasa wiedzie poprzez Bulwar Nadmorski i ulicę Świętojańską w drodze powrotnej.
Niedawno przywitaliśmy w naszej wiosce rybackiej wiosnę. Tłum emerytów, dzieci i kobiet w ciąży w całej rozciągłości objawił się nad morzem, a temperatura powietrze przekroczyła nawet z 10 stopni.
Jak to powiedziała Z. chyba po to mamy tę ch..ą (nie, nie, spokojnie, Z. na pewno nie użyła tego słowa) zimę, by potem móc się cieszyć nawet delikatną wiosną.
* * *
Jest 9.14 a mnie skończyła się kawa. Żal.
Moja klasyczna trasa wiedzie poprzez Bulwar Nadmorski i ulicę Świętojańską w drodze powrotnej.
Niedawno przywitaliśmy w naszej wiosce rybackiej wiosnę. Tłum emerytów, dzieci i kobiet w ciąży w całej rozciągłości objawił się nad morzem, a temperatura powietrze przekroczyła nawet z 10 stopni.
Jak to powiedziała Z. chyba po to mamy tę ch..ą (nie, nie, spokojnie, Z. na pewno nie użyła tego słowa) zimę, by potem móc się cieszyć nawet delikatną wiosną.
* * *
Jest 9.14 a mnie skończyła się kawa. Żal.
wspomniane emerytki |
dzieci z rodzicami na wychowawczym |
koledzy emerytek - emeryci |
młodzież w żółtych martensach, która też zagnała mnie w sentymenta licealne... |
12.2.12
Chcemy być nowocześni - Cze w muzeum
W swoim krótkim, dwumiesięcznym żywocie Cze zdążył już być w muzeum dwa razy, oba w Muzeum Miasta Gdyni, w tym raz na wernisażu.
Ja, znana ze swojej skrupulatności, zobaczyłam na pewnym portalu społecznościowym wydarzenie o wystawie polskiego designu lat 50-tych i 60-tych. No i oczywiście postanowiłam pójść. A jak już iść, to z Cze oczywiście. Wiadomo, od dziecka wykształcamy w nim poczucie smaku ;)
Dopiero, kiedy dotarliśmy na miejsce, skumałam, że przecież ja na tej wystawie już byłam w Narodowym w Warszawie. I pamiętam, że nie specjalnie mnie ta wystawa kręciła, wielu rzeczy mi tam brakowało, jak na skalę Muzeum Narodowego. Natomiast, trzeba oddać, w gdyńskim muzeum wystawa leży jak ulał. Nie wiem, czemu tak to jest, że w Gdyni wszystko lepiej wygląda ;) Koleżanka kustoszka z naszego muzeum powiedziała, że "babki" z Narodowego mówiły, że zbiory są większe, ale nie zdążyli wszystkiego ściągnąć. No i tego to ja już naprawdę nie kumam.
Ach, chciałabym u Babci odkopać takie stare szkło, porcelanę z Ćmielowa, fotele...
Wystawę polecam wszystkim tym, którzy lubią ładne przedmioty.
Ja, znana ze swojej skrupulatności, zobaczyłam na pewnym portalu społecznościowym wydarzenie o wystawie polskiego designu lat 50-tych i 60-tych. No i oczywiście postanowiłam pójść. A jak już iść, to z Cze oczywiście. Wiadomo, od dziecka wykształcamy w nim poczucie smaku ;)
Dopiero, kiedy dotarliśmy na miejsce, skumałam, że przecież ja na tej wystawie już byłam w Narodowym w Warszawie. I pamiętam, że nie specjalnie mnie ta wystawa kręciła, wielu rzeczy mi tam brakowało, jak na skalę Muzeum Narodowego. Natomiast, trzeba oddać, w gdyńskim muzeum wystawa leży jak ulał. Nie wiem, czemu tak to jest, że w Gdyni wszystko lepiej wygląda ;) Koleżanka kustoszka z naszego muzeum powiedziała, że "babki" z Narodowego mówiły, że zbiory są większe, ale nie zdążyli wszystkiego ściągnąć. No i tego to ja już naprawdę nie kumam.
Ach, chciałabym u Babci odkopać takie stare szkło, porcelanę z Ćmielowa, fotele...
Wystawę polecam wszystkim tym, którzy lubią ładne przedmioty.
To motto zdaje się być cały czas aktualne |
Ja to kce!!!! |
Chłopaki |
I ten fotel też kcę!!! |
Przemek Dyakowski z ekipą grali standardy jazzowe z lat 50-tych i 60-tych, więc w sumie był to też pierwszy koncert Czesia |
Dlatego miał już odpowiednie podstawy do dyrygentury |
Etykiety:
60-te,
czesio,
ćmielów,
design,
Gdynia,
lata 50-te,
muzeum miasta gdyni,
muzeum narodowe,
porcelana,
przemek dyakowski,
szkło,
wojciech szczurek,
wystawa
25.11.11
moje top five, a może nawet numer jeden
Oczywiście mowa o Nabrzeżu Francuskim w Gdyni. Zawsze w tym miejscu czuję wielki oddech. I myślę sobie: Łał, zajebiście jest mieszkać w Gdyni.
3.11.11
Złota Ruderka
Jest tak, że jesienne wieczory na Korzeniowskiego biją złotem.
Po pierwsze, dlatego że Ruderka jest złota.
Po drugie, liście już też bardzo złote.
Po trzecie, lampy na Czarodziejskiej Górze świecą na złoto.
Dobra dzielnia dla ruskich?
Po pierwsze, dlatego że Ruderka jest złota.
Po drugie, liście już też bardzo złote.
Po trzecie, lampy na Czarodziejskiej Górze świecą na złoto.
Dobra dzielnia dla ruskich?
30.10.11
Normalni ludzie w pracy siedzą o tej porze...
Czwartek. Godzina 7.30. Gdynia. Wstaję, choć to pora od jakiegoś czasu nienormalna na wstawanie. Mam iść na kontrolę w państwowej służbie zdrowia. Lepiej być wcześnie, bo na ciążę nikogo tam nie naciągnę.
I co słyszę??? Ja pierdolę, kurwa mać, normalnie scena jak z filmu.
Klasycy mi się zaraz przypomnieli.
I co słyszę??? Ja pierdolę, kurwa mać, normalnie scena jak z filmu.
Klasycy mi się zaraz przypomnieli.
21.8.11
Tak wygląda moje miasto w sezonie
W rejony Skweru Kościuszki zapuszczam się niezwykle rzadko. A już prawie w ogóle w sezonie.
Dziś, w tę piękną niedzielę o wysokim indeksie glikemicznym, podążałam trasą turysty w laczu. I takie cuda widziałam.
Dziś, w tę piękną niedzielę o wysokim indeksie glikemicznym, podążałam trasą turysty w laczu. I takie cuda widziałam.
Nawet tak najgorzej to straszydło nie wygląda z tej perspektywy |
Dary |
Nie ma Czesia:/ |
Królestwo durnostojek |
Pirat z Łąkowej zmartwychwstał, Alleluja! |
12.4.11
Jednak jestem powsinoga i to wymagająca
Czemu powsinoga?
Ja nie wiem, jak wpadłam na pomysł, żeby nigdzie nie wyjeżdżać w czasie urlopu. W sumie to wiem. Miałam przecież jechać na tę nartę, ale zbiegiem różnych okoliczności, mniej lub bardziej ważnych, nie pojechałam. No i zostałam. I plan był taki, że wiosna będzie i że my w czasie tej wiosny po wsiach tucholskich hasać będziemy. I te pierwsze krokusiki, i pączki na drzewach, i ptaki śpiewające - jednym słowem: sielana. Tymczasem wiało do imentu, chciałoby się rzec, że chujem wiało na tej wsi polskiej, ale nie przystoi. I nawet z romantycznego kominka dym zawiewało nam do środka. I teraz wyczuwam od czasu do czasu zapach wędzonki na różnych rzeczach, co to nie mogły zostać poddane procesowi prania czy innego czyszczenia.
A już najgorzej było, jak ten sam wiater (ten od imentu i chuja, co to nie przystoi) zerwał jakieś prądu kable i zabrakło wody w kranie, światła w toalecie i innych. To był znak, który nakazał nam powrócić na łono miasta. Tej naszej oswojonej wioski rybackiej. Bo u nas, jak piździ, to jakoś tak swojsko.
No i obiecałam sobie, że już więcej nie zrobię sobie urlopu bez wyjazdu. I nie zrobię sobie urlopu w Polsce w kwietniu.
Ja nie wiem, jak wpadłam na pomysł, żeby nigdzie nie wyjeżdżać w czasie urlopu. W sumie to wiem. Miałam przecież jechać na tę nartę, ale zbiegiem różnych okoliczności, mniej lub bardziej ważnych, nie pojechałam. No i zostałam. I plan był taki, że wiosna będzie i że my w czasie tej wiosny po wsiach tucholskich hasać będziemy. I te pierwsze krokusiki, i pączki na drzewach, i ptaki śpiewające - jednym słowem: sielana. Tymczasem wiało do imentu, chciałoby się rzec, że chujem wiało na tej wsi polskiej, ale nie przystoi. I nawet z romantycznego kominka dym zawiewało nam do środka. I teraz wyczuwam od czasu do czasu zapach wędzonki na różnych rzeczach, co to nie mogły zostać poddane procesowi prania czy innego czyszczenia.
A już najgorzej było, jak ten sam wiater (ten od imentu i chuja, co to nie przystoi) zerwał jakieś prądu kable i zabrakło wody w kranie, światła w toalecie i innych. To był znak, który nakazał nam powrócić na łono miasta. Tej naszej oswojonej wioski rybackiej. Bo u nas, jak piździ, to jakoś tak swojsko.
No i obiecałam sobie, że już więcej nie zrobię sobie urlopu bez wyjazdu. I nie zrobię sobie urlopu w Polsce w kwietniu.
20.10.10
trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona
Przychodzi ta zjebana jesień. Czasem szybciej, czasem później - nie ma to właściwie większego znaczenia. Nie ma, bo i tak przecież nasz los jesiennej słoty i wszechogarniającej tęsknoty za słońcem i wiosną dawno już przesądzony. Szerokość geograficzna właściwie nie pozostawia wyboru.
No jasne, że te złote drzewa bywają ładne. Oczywiste też, że za oknem powiewają żółte, czerwone i inne na pewno nie zielone liście. Drzewa gubią włosy i ten skrawek morza zaczyna powoli prześwitywać.
Mimo to, tęsknię do wiosny. Marzę, żeby jesień przetrwać, a zimę przeboleć. Nie mam ubrań na te temperatury. W czym ja chodziłam zimą zeszłego roku? Szewc bez butów chodzi.
I myślę sobie w takich momentach, że przecież na tym południu, południu Europy chociaż, tak jest pięknie. I że ciepło, że zima nie sroga, i że nie daleko przecież. No i że można swym życiem tak pokierować, żeby było cieplej dłużej.
Tylko: "tam ludzie nie mówią po polsku" i nie ma tam Gdyni też.
No jasne, że te złote drzewa bywają ładne. Oczywiste też, że za oknem powiewają żółte, czerwone i inne na pewno nie zielone liście. Drzewa gubią włosy i ten skrawek morza zaczyna powoli prześwitywać.
Mimo to, tęsknię do wiosny. Marzę, żeby jesień przetrwać, a zimę przeboleć. Nie mam ubrań na te temperatury. W czym ja chodziłam zimą zeszłego roku? Szewc bez butów chodzi.
I myślę sobie w takich momentach, że przecież na tym południu, południu Europy chociaż, tak jest pięknie. I że ciepło, że zima nie sroga, i że nie daleko przecież. No i że można swym życiem tak pokierować, żeby było cieplej dłużej.
Tylko: "tam ludzie nie mówią po polsku" i nie ma tam Gdyni też.
3.12.09
Gdynia o 5 nad ranem
Taka impresja mała z miasta o 5 nad ranem. Miasto śpi. Budzą się tylko ci, co naprawdę muszą. Podjeżdżam taxi Nord zamówionym dzień wcześniej, na wypadek gdybym zaspała, a oni mogliby mnie obudzić, do bankomatu na rogu Świętojańskiej przy sklepie dla żurów. Pewnie i żura bym zobaczyła jakiegoś, gdyby nie to, że otwarte od 6. Wstukuję pin, wybieram kwotę, odznaczam, że bez wydruku. Bankomat nie wypluwa kasy, bo na koncie mniej niż 100. Wydobywa z siebie dwa piki, które, mam wrażenie, niosą się przez całą Świętojańską ogromnym echem. Kontynuuję przejazd przez miasto audi, które śmierdzi papierosem, przed którym nie mógł się powstrzymać o 5 rano. A może po prosty jeździ już od wieczora dnia poprzedniego.
Kasy biletowe też jakieś zaspane. Przede mną pan z psem kupuje bilet, pewnie dla siebie i psa. Kundel dzielnie pilnuje dobytku. Dziewczyny z Oskara i Kęsa próbują otworzyć oczy, porządkują na blatach, biją po oczach różowymi bluzami GAP. Czy to ich szmaty firmowe?
Po drodze na peron mijam starego hipisa z gitarą, który rozpakowuje sprzęt. Zastanawiam się, czemu tak rano. Może rano, ludzie są bardziej szczodrzy, może są mniej świadomi, może gitarą akustyczną można ich zaskoczyć.
Wsiadam do intercity i opuszczam zaspane miasto.
Zapisane o 5.28
Kasy biletowe też jakieś zaspane. Przede mną pan z psem kupuje bilet, pewnie dla siebie i psa. Kundel dzielnie pilnuje dobytku. Dziewczyny z Oskara i Kęsa próbują otworzyć oczy, porządkują na blatach, biją po oczach różowymi bluzami GAP. Czy to ich szmaty firmowe?
Po drodze na peron mijam starego hipisa z gitarą, który rozpakowuje sprzęt. Zastanawiam się, czemu tak rano. Może rano, ludzie są bardziej szczodrzy, może są mniej świadomi, może gitarą akustyczną można ich zaskoczyć.
Wsiadam do intercity i opuszczam zaspane miasto.
Zapisane o 5.28
Subskrybuj:
Posty (Atom)