Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty

13.1.15

Dobra. Jestem trochę niewyspana.

Nowa sytuacja w moim życiu. Pojawiło się dziecko nr 2, czyli panna Tola (ta od Bolka i Lolka, ta sama, tylko jeszcze nie chodzi). Zmiana to zaiste znacząca, bo to nowy wspaniały człowiek w naszym domu.
Inaczej się nie dało, musiałam się zakochać, choć świadomość tego, że za kilka lat będzie mi pyskować i że na pewno nie będzie mnie słuchać, i że przyjdzie do domu pewnego dnia pijana, i że mi się jej chłopak/dziewczyna nie spodoba, i że wybierze nie te studia jest dość silna.

Pierwsze schody. Rejestracja.

Tola urodzona w Kartuzach ledwo ową Tolą została. Gdy Tata C. pojechał do USC w Kartuzach, celem pozyskania aktu urodzenia, usłyszał od, miłego skądinąd, Pana Urzędnika, że nie ma takiego imienia Tola, jest Tolisława, Anatola, Otylia, ale nie Tolia. I czy on choć przez chwilę pomyślał, czy jego córce, gdy skończy te 18 lat (nie wiedzieć czemu, dopiero wtedy Tola ma pozyskać świadomość na temat swojego imienia) nie będzie przykro, że ma tak na imię. I że on miał ostatnio rejestrować Xaviera Kwieka i też się sprzeciwił. Tata C był na ów sprzeciw przygotowany i Pana Urzędnika zaskoczył oświadczeniem Krajowej Rady Języka Polskiego, że imię Tola może w naszym kraju być dziewczynce nadane. Mimo to, Pan zadzwonił do swojej przełożonej celem konsultacji i usłyszał, że w sądzie z nami nie wygrają. Pewnie i by nie wygrali, bo do żadnego sądu byśmy nie szli, ale jakby mnie Tata C przyjechał z aktem urodzenia Anatoli Katarzyny, to nie wiem, czy bym jakiś entuzjazm z siebie wykrzesała.



W Leśnej Górze. Laurka dla szpitala.

To się chyba zdarza rzadko, żeby pacjentka tak entuzjastycznie wypowiadała się na temat publicznej służby zdrowia. No więc chce powiedzieć, że w Leśnej Górze (Kartuzach) prawie wszystko jest fajniejsze niż na Ukrainie (w Redłowie).
Rejestracja. 
Rejestracja zajęła chyba 5 minut, bo wszystkie pytania, które na Ukrainie zadają pacjentce w czasie rejestracji w Leśnej Górze mają miejsce już na sali przedporodowej, gdzie sobie człowiek leży i czeka aż go zawiozą na salę operacyjną. Tym razem mój poród skrócił się 100-krotnie. Na Ukrainie zajął 18 godzin, tu - 18 minut. Cesarka bez akcji porodowej jest extra, szczególnie jak się nie umie rodzić, a po wspomnieniach z Ukrainy wiem, że rodzić nie umiem.
Pacjent też człowiek. 
Po operacji okazało się, że mam wysokie CRP. Na Ukrainie było tak samo, tyle że dowiedziałam się o tym przez przypadek, bo nikt z lekarzy nie raczył mnie poinformować ani o tym fakcie, ani też o tym, że mam kurację antybiotykową. W Leśnej Górze dr Burski przyszedł przedyskutować ze mną kurację. Byłam w szoku.
Jedzenie. 

Pierwszego dnia normalnej diety (po koszmarze z kleikiem - jezusie, jak ja nienawidzę kleiku) wydawało mi się, że zjadam najpyszniejszy barszcz ukraiński i super kopytka. Ale radość chyba głównie wynikała z głodu. Kolejne posiłki niestety były rozczarowaniem. Szpitalna klasyka - najgorzej. Szczęśliwie dokarmiałam się alternatywnie.

Jedynka
MIAŁAM JEDNOOSOBOWY POKÓJ Z TOALETĄ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Także tak to.
Tola zaczyna kwilić, więc, wybaczcie Państwo, obowiązki wzywają.

14.12.14

Miejsce urodzenia: Kartuzy

Kartuzy to takie małe, piętnastotysięczne miasteczko, które mijamy, jadąc na nasze piękne Kaszuby.
Czemu Kaszuby są piękne? Każdy kto był, ten wie. To zalesione górzyste tereny pełne malowniczych jezior. O tej krainie zwykło się mówić: "Szawjcaria Kaszubska". Per analogia zatem: Kartuzy są trochę jak Zurich. Osobiście znam je głównie z dworca PKS, w którym to często przesiadałam się z jednego autobusu w drugi, żeby dojechać do Gowidlina, czy Zgorzałego, czy innej kaszubskiej wsi, gdzie akurat czyiś rodzice mają domek i za małolata się tam zalegało w ramach wakacyjnego pochleju i relaksu.
Kartuzy to również słynna Pizzeria Bemol przy rynku serwująca kaszubską odmianę pizzy o fantazyjnych nazwach zaczerpniętych z gatunków muzycznych - pizza reggae czy jazz. Jeśli był fundusz, bo zazwyczaj, umówmy się, budżet wyjazdu licealnego/studenckieg pozwalał na zakup kilku specjali mocnych, paczki elemów lajtów, puszki pasztetu, bochenka chleba i zupki chińskiej, to w przerwie między pekaesami miło było kulturalnie zjeść pizzuszkę w pizzerii Bemol.
Więcej atrakcji w Kartuzach nie znam. No może poza tą jedną i jedyną w swoim rodzaju - tj. PORODÓWKĄ - HELL YEAH! Otóż wybieram się tam w środę, by doktor P. wyciągnął mi z brzucha dziewczynkę, córeczkę malusią taką.
No i oczywiście nie obyło się bez słów krytyki. Jakiej? Pamiętam, że jak zdecydowaliśmy się nadać synowi imię Czesław, wiele osób chowało głowę w piasek, inni jawnie krytykowali, choć mało kto ośmielił się zaszantażować nas, że będzie o nim mówić: "Ten Chłopiec" - w, uwierzcie mi, i o takich przypadkach słyszałam.
Tym razem imię jakoś przechodzi. Gorzej jednak z krzywdą, jaką wyrządzamy dziecku, rodząc je w Kartuzach. Oczywiście największe lamenty słyszę od gdyńskich megalomanów (Pozdro z tego miejsca dla Cioci F ;) ). No więc, kto rodził w Redłowie, ten wie, że mało kto ma odwagę, by rodzić tam po raz drugi. Także tak! Kartuzy welcome to. A teraz idę zakuwać słówka, po kaszubsku ;)

By the way, my BFF was born in Mrągowo <3 p="">

7.10.13

kosmos komunikacji i relacji

Prawda taka jest, że nie tylko cudze dzieci rosną, własne też nie stoją w miejscu. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jaki Cze przejawia progres w dziedzinie komunikowania się ze światem. Nie wiem, iloma słowami już włada, przestaliśmy je już spisywać. I w sumie nie jest dziwne, że włada. Wiadomo było, że w końcu zacznie. Niesamowite jest to, że on tak bardzo z tym światem wokół chce rozmawiać. Oczywiście zaczepia wzrokiem i czaruje wszystkie mijane na spacerze babcie. No i trochę wtedy jestem właściwie dumna, bo umiejętność komunikacji cenię wysoko, a gdybym jej nie miała sama, to w ogóle nie wiem, czy miałabym cokolwiek. 
Codziennie rano, jak wstaję, to unosi mnie energia Cze. Jego uśmiech, poranne "cześć mamo", czy to jak słodko mówi do mnie "mamuś". To, że jak chce powiedzieć "zobacz" wychodzi mu bardziej "jebać" i choć wiem o tym, to za każdym razem zastanawiam się, od kogo on się tego brzydkiego słowa nauczył. To, że przychodzi się przytulić i dać buzi. Że wstydzi się obcych, a schronienie znajduje za moją nogą i to jest takie klasyczne na jego etapie rozwoju. No i to, że mi ufa pewnie bezwarunkowo, bo w ogóle jest jeszcze taki ufny i niewinny.

*  *  *

Głośno teraz w prasie o pedofilii wśród księży. Głośno, bo w końcu ktoś odważył się mówić. I bardzo dobrze. Nie chcę tu oceniać stosunku kościoła do całej sprawy, bo zakładam, że każdy, kto ma odrobinę zdrowego rozsądku, widzi, jaki jest koń. 
Oglądam serial "Ray Donovan" (Kruczek, dzięki za rekomendację), w którym jest postać Bunchiego molestowanego w dzieciństwie przez księdza. Bunchie ma lat czterdzieści, a emocjonalnie jest dwunastolatkiem. Za odszkodowanie od KK (w filmie pada suma 1,5mln$, u nas czytam, że ktoś walczy o 200k pln i jest pionierem) kupuje sobie rower jak dla nastolatka. Jeżdżąc na rowerze, natrafia na dom z szyldem "SALE", niewiele pewnie się zastanawiając kupuje dom. Działa totalnie impulsywnie, jest alkoholikiem, nigdy nie pracował dłużej niż tydzień. Bo jest totalnie aspołeczny. Ma roztrzaskaną psychikę. 

Pewnie kiedyś był niewinny i ufny.

10.4.13

Przemoc w rodzinie - z pamiętniczka młodej matki

Głowa mnie czasem pobolewa od tego całego Social Media. Odpaliłam już prawie wszystkie możliwe kanały dla SiNSAY i zorientowałam się, że zapomniałam o własnych.
No więc drogi pamiętniczku, wybacz mi, że Cię nie dotykałam i że taki byłeś w ostatnim czasie osamotniony, ale sam przyznasz, że wpisywanie jeszcze w Ciebie doświadczeń nindży byłoby nie na miejscu.
Chyba czas na oddech.
Moje prawdziwe, rzeczywiste ludzkie dziecko, jak to określiła Ciocia Monia, "ma temperament". Well, sama nie wiem, czy się cieszyć, czy nie i czy zdołam okiełznać ten żywioł, który ma dopiero miesięcy 16. No bo właśnie (pytanie do bardziej doświadczonych matek), czy moc żywiołu z wiekiem maleje, czy rośnie? Cze dostał ostatnio w żłobeksie naganę do akt, bo bije inne dzieci. I to nie tylko młodsze dzieci bije, starsze również. I gdzie to dziecko się tego nauczyło, ja się pytam (panie-ciocie w żłobeksie pewnie też)???
Samokontrola. Dwie rzeczy trzeba kontrolować (o, zgrozo! ale jak, ja się znów pytam???): po pierwsze, dzieci nie rozumieją ironii, z czym trudno sobie człowiek radzi i trzeba chyba tego typu dyskurs uprawiać wewnętrznie, czyli bez werbalizacji; po drugie, nie można dawać dawać złego przykładu. No i tu problem jest taki, że w przypadku obcych dzieci, można się z nimi bawić bez limitów, bo to nie nasze dzieci, więc nie do nas należy ich wychowanie. Gorzej, jak dziecko wejdzie na krzesło i matka (ta sama, co ironii na wodzy nie potrafi trzymać) wpadnie na super pomysł, że chwyci spontanicznie rączki dziecka i powie: skacz! A wszystkiemu temu przypatruje się ojciec, co nie zapomni matki skarać, bo przecież wiadomo, że dziecko (szczególnie takie, co bije inne) na pewno uzna to za super zabawę i będzie chciało powtórzyć.

Straszna orka to wychowawstwo.

16.8.12

8 miesięcy w macierzyństwie

Nie jestem gwiazdą. Nie piszę w różnych stylach. Po pierwsze, dlatego że nie umiem, po drugie, dlatego że nie lubię. Ale na pewno jestem matką. Obecnie bardzo zmęczoną matką. Cze, dziecko mające niezły piar w sieci, nie jest fanem spania. Pewnie nie lubi po prostu. Co do zasady nockę przesypia, jednak niezmiennie i wytrwale wyje na myśl o tym, że ma się położyć do łóżka. W zależności od stanu pieluchy radośnie lub zupełnie płaczliwie budzi się o godzinie 6 w pełni gotowy do dalszych działań.
Są dzieci, które spokojnie tulą się do tatusiów i mamuś, a są też dzieci, które nie mogą usiedzieć na miejscu dłużej niż kilka sekund. To są dzieci żywe, tak się mówi. Mnie się trafił żywy ubermensch Cze.
Gdyby ktoś miał wątpliwości - tak, jestem śpiąca.

30.1.12

odlot

W czasie konsumpcji formanowego "Odlotu"
Ja: Uciekłeś kiedyś z domu?
C: No, ze dwa razy. Raz tak na całą noc.
Ja: Acha, no i co?
C: No nic, miałem potem przez chwilę spokój.

Po dłuższej chwili:
Ja: Ej, ale ja nie chcę, żeby Czesiu uciekał.
C: Nie martw się, nie ucieknie, na razie nawet chodzić nie umie.

23.6.11

piąty miesiąc puka puk puk puk

Energia mnie rozwala, no chyba że akurat chce mi się spać. Znów jestem w tym mieście nad Szprewą, w którym czuję się już powoli jakby u siebie.
I cieszę się bardzo, że będę mogła Czesiowi pokazać, jak dorośnie już trochę i przestanie robić w pieluchy, to zdjęcie, mówiąc:

"O, tak Twoja mama w piątym miesiącu po berlińskich dachach skakała".
W ogóle to trochę się boję. Najbardziej boję się tego, jak z niego zrobić człowieka. I kiedy tak już jestem zestrachana najbardziej, to myślę sobie, że jednak z fajnych rodziców nie powinien wyjść łajdak żaden, bandyta, luj. No jeśli już któryś, to luj najbardziej.

***

Żałuję, że nie mogę jeździć na rowerze. To chyba najszybszy środek lokomocji w mieście nad Szprewą. No cóż, do następnego razu - do lipca 2012. Wtedy dosiądę cruisera i będę śmigać przez mosty i ulice z otagowanymi kamienicami wśród lekkiego zapachu trawy unoszącego się bez strachu przed przymusowym leczeniem.