29.10.12

Paryż vol. 2

Miesiąc zabrało mi pisanie tego posta. Jakoś tak po prostu chyba mało mam ostatnio czasu, bo go skutecznie marnotrawię na fejsie.
Wspomnienia paryskie nadal są jednak bardzo silne (chcę tam wrócić, najchętniej z Czesławikiem).
Nie pójdę już może systemowo, tylko bardziej impresyjnie, opierając się o te zdjęcia, które akurat na kompie mam.
To jeden z nabytków paryskich z pchlego targu (dziwnie to brzmi w deklinacji). Takie wspomnienie lat 80-tych. Pamiętam dokładnie, jak kochałam się w Donie Johnsonie i jak kręciła mnie jego stylówka z marynarkami noszonymi na T-Shirty, ba, czasem nawet na gołą klatę.
Targ jest osobliwy, odbywa się zawsze w niedzielę, ale zupełnie nie wiem gdzie, bo byłam tam prowadzona bezwiednie. W każdym razie da się tam dostać w pół godziny spacerkiem z Montmartre, a kupić można cuda przeróżne, między innymi używane winyle. I jak to w Paryżu bywa, na targu rządzi tygiel kulturowy pożyteczny i zdrowy.
I tak w tym mieście w ogóle nie dziwi Cię fakt, że przechadzając się wieczorem po Montmartrze widzisz kilkudziesięciu Marokańczyków, którzy pod Sacre Coeur jarają blunty, piją browary i ogólnie czynią grubą rozpierduchę. Schodzisz potem schodami, które, niestety, śmierdzą moczem (w tym Paryżu to w ogóle często moczem daje) i nagle napotykasz na knajpkę, w której algierkie wino za euro pięćdziesiąt serwuje Ci Japończyk biegle mówiący po angielsku, francusku, hiszpańsku i arabsku. Widzisz, że za gościem jest historia.
W lokalu byliśmy my (ja i Cypis) i jeszcze para Francuzów. Miejsce wyglądało na takie z grubą historią, a jak się potem okazało, było tam od trzech miesięcy, a właściciele do Algierczyk i Polka, stąd też pusta flaszka po polskiej wódce z etykietą z polską flagą. Nie wiedzieć jak i kiedy Japończyk z Francuzką zaczęli tańczyć flamenco, my biliśmy brawo i po trzech lampkach byliśmy już właściwie przyjaciółmi na śmierć i życie. I taki też potrafi być Paryż.

Jako ten mieszczuch uwielbiam parki i ten element miejskiego krajobrazu potrafi przywiązać mnie do danego miejsca. W Paryżu parki żyją i są pełne ludzi. Mieliśmy okazję zobaczyć dwa: La Villette i Park Citroena. Oba gorąco polecam. Oba przekonały mnie w tym, że Paryż to miasto, do któego można śmiało wybrać się z dzieckiem.
Amęt.