29.10.10

lokalny oldskul

Próbowałam wczoraj odszukać etykietę wody mineralnej "Perła Bałtyku". Niestety - computer says no. Czemu próbowałam? Bo zrobiłam sobie taką sentymentalną w głowie wycieczkę po miejscach z dzieciństwa.
I tak poleciało:
1. Perła Bałtyku na weselu u mojej babci (tak, wesele miało miejsce u babci na Party, bo ślub był kościelny i nastąpił z okazji babci się nawrócenia, które zbiegło się w czasie z, nie wiedzieć czemu, upadkiem komunizmu.
2. Pizzeria Gdynianka. Mniam. To i podstawówka, i liceum - ze szczególnym uwzględnieniem cebulowej. Odwiedziłam lokal w zeszłym tygodniu i zafundowałam sobie z Monią na pół cebulową właśnie.
3. Lody w Marioli. Wiadomo.
4. Basen w Hotelu Gdynia i jabłka zapiekane w cieście francuskim po basenie.
5. Garmaż na dole Świętojańskiej przy Placu Kaszubskim i fasolka po bretońsku. Pani nie mogła się nadziwić, że takie małe dziecko tyle potrafi wciągnąć.
6. Rurki z kremem przy kinie Warszawa. I w tymże kinie albo w Atlanticu, albo w Goplanie, albo w Marynarzu, oglądane poranki, Pany samochodziki, Neverending Story i takie tam.

No i pewnie dużo by wymieniać. Ale!!! Fajnie, że Gdynianka i Mariola wciąż żyją. No i Hotel Gdynia jeszcze też, chociaż ponoć jego dni już policzone.

28.10.10

mark ronson & the business intl record collection

Przede wszystkim to ja chcę podziękować mojemu przyjacielowi, w którego twarz ślepię z 8h dziennie, jak nie więcej. Po pierwsze, za to, że ma ją taką radosną i przyjemną, a po drugie, że przytarga mi czasem muzę, w której zakochuje się po uszy, a on wie, w czym ja się potrafię zakochać (w kim też zresztą wie :)). Przytargał mi mój przyjaciel płytę Marka Ronsona - "Record collection", producenta m.in. Amy Winehouse czy Lily Allen.
Jestem zachwycona. Ujmuje mnie różnorodność, zgrabne przeplatanie różnych brzmień - szczególnie tych z lat 80-tych, odkopanie Boya Geaorge'a - hurra, no i to, że kiedy słuchałam po raz pierwszy tej płyty, to zastanawiałam się, czy to nie są czasem covery. No a przecież wiadomo, że najbardziej lubimy te piosenki, które raz już słyszeliśmy.

Przed Państwem miszczowski Ronson Mark.

25.10.10

oliwa sprawiedliwa - karma

Tego dnia padał deszcz. Jak co rano (prawie) jechałam ulicą Sobieskiego w Sopocie i jak co rano (prawie) miałam wysadzić C na przystanku, ale klasycznie się zapędziłam. I kiedy Cypis krzyknął "tu", automatycznie zjechałam do wysepki autobusowej, nie bacząc na, jak się okazało później, kałuże. Przy przystanku stała Pani Starsza, na ławeczce siedział Pan Starszy i kiedy już ta woda się polała w całej okazałości na tych państwa, a mnie udało się zatrzymać warzywniak, C krzyknął:
- Spierdalamy! Przecież ten Dziadek z Babcią zabiją mnie parasolką!
No i odjechaliśmy.
Miałam wielki wyrzut, bo przecież nie chciałam ochlapać Tych Państwa.
Kilka dni później. Sobota rano. Wracamy z Z z prawie pustego bulwaru. Z pcha wózek. Ja idę tuż obok. Podjeżdżamy pod podjazd. Powolutku mija nas Dziadzio rowerem. Niestety zahacza o moją rękę w takim miejscu, gdzie zawsze boli. Patrzę dziadku głęboko w oczy. Dziadek przeprasza, ja też przepraszam. Wielki błękit ma dziadek w oczach, a ja - na ręce.

24.10.10

na fali diety białkowej

- Jadłabym i jadła.
- To jedz, kochanie.
- Nie mogę jeść, bo nie schudnę. Teraz wszyscy mówią, że Ty chudniesz, a ja nie. Czemu?
- Bo Ty masz duże cycki, kochanie.

No. To chociaż mam duże cycki.

20.10.10

trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona

Przychodzi ta zjebana jesień. Czasem szybciej, czasem później - nie ma to właściwie większego znaczenia. Nie ma, bo i tak przecież nasz los jesiennej słoty i wszechogarniającej tęsknoty za słońcem i wiosną dawno już przesądzony. Szerokość geograficzna właściwie nie pozostawia wyboru.
No jasne, że te złote drzewa bywają ładne. Oczywiste też, że za oknem powiewają żółte, czerwone i inne na pewno nie zielone liście. Drzewa gubią włosy i ten skrawek morza zaczyna powoli prześwitywać.
Mimo to, tęsknię do wiosny. Marzę, żeby jesień przetrwać, a zimę przeboleć. Nie mam ubrań na te temperatury. W czym ja chodziłam zimą zeszłego roku? Szewc bez butów chodzi.
I myślę sobie w takich momentach, że przecież na tym południu, południu Europy chociaż, tak jest pięknie. I że ciepło, że zima nie sroga, i że nie daleko przecież. No i że można swym życiem tak pokierować, żeby było cieplej dłużej.
Tylko: "tam ludzie nie mówią po polsku" i nie ma tam Gdyni też.

18.10.10

Sonia otwiera paszczę i robi miny

Zrobić Sonii zdjęcie to cud, bo to dziecko się rusza przecież cały czas.
No ale udało się uchwycić darcie japy. Uff.







17.10.10

koszmary we śnie i w realu

Obudziłam się dziś za wcześnie. Brzuch przeszywa paskudny ból. Ego zatęskniło za endorfinami.
W nocy były koszmary. Zmora kryminalna jakaś rodem z Dextera.
Ten film chyba nie działa na mnie za dobrze.
Boję się jesieni. Z podkową na twarzy liczę miesiące, które muszą upłynąć do wiosny.
Ciągle na coś czekam, chociażby na tę wiosnę, a przecież to, co mam, nie jest w ogóle takie złe. Trzeba odnaleźć równowagę.

15.10.10

jednak pierwszy milion trzeba ukraść

Wczoraj zamiast na facebooku siedzieć obejrzałam film o fecebooku. A konkretniej o Marku Zuckerbergu - twórcy i właścicielu portalu.
Gdyby wierzyć fabule, to niezły kawał chuja z tego Zuckerberga. A najlepsze, że wszystko to pod płaszczykiem niedorozwiniętego emocjonalnie nastolatka. Pomysł - ukradł, pierwszego inwestora też wyrolował.
Nie wiem, ile w tym prawdy. Ale już wiem, dlaczego jestem biedna - bo jestem uczciwa! :)

14.10.10

przez Polskę egzotyczną

Ostatnio dużo jeździłam do Wawy jedynką w przekonaniu, że siódemką szybciej. Jak się okazuje może wcale niekoniecznie, szczególnie jak przez Grudziądz jedziesz, pani, 1,5h.
Gdy w korku stałam cierpliwie w mieście Golub-Dobrzyń, taki mnie się egzotyczny obrazek za szybą wyłonił:



Golub-Dobrzyń - mieszkańców tysięcy 14

12.10.10

na skuterku

Wczoraj odwoziłam życzliwie przez Starych pożyczony mnie skuter.
Skuter w październiku w Polsce jest pomysłem głupim, bo zimnym.
Jest coś takiego w jednośladzie, co daje poczucie wolności. Chyba ten wiater w twarz. Zresztą to dość podobne odczucie mam na jachcie (na skuterze Starych wiater w twarz wieje hipermocno, bo osłonka od kasku jest tak porysowana, że ja przez nią nic nie widzę kompletnie) - jakaś taka wolność, a nawet frywolność.
I lubię taki moment, jak mogę trąbić na niedobrych kierowców i jechać, i twarz drzeć na potęgę posępnego czerepu. I przyglądać się tym ludziom w pudełkach (jak na na co dzień;p) samochodowych. I widzieć lepiej, że mają łańcuchy na nadgarstkach i kostki na lusterkach.
Lubię to!

10.10.10

nie wiem, czemu skórka jest nowa, to jest stara

ślepy tor

Strasznie szybko ten pociąg jedzie. I tu kilka różnych skojarzeń włącza się w związku z tym pociągiem właśnie.
Żeby się tylko nie wykoleił ten mój pociąg, bo jedzie bez specjalnego nadzoru.
I żeby nie był bylejaki.
I żeby nie był ostatni.
Może jechać trochę wolniej? Jak kolej z Gdynia od Warszawy? No to niech już będzie Legionowo, proszę.