23.6.09

nie o banksym

Już nie będzie o Banksym. Spokojnie. Jako osoba z natury "na siłę oryginalna" se na to nie pozwolę.
Nie chcę się zarzekać, ale to jakoś wygląda tak, że wcale nie mam przed tym ślubem żadnej spinki. Jakoś tak mi dobrze i power mam przeokrutny. I jak słuchałam dziś o chińskich skarpetach, sztruksowych szortach i poliestrowych koszulach, to jakoś tak odpłynęłam, w krainę szczęśliwości i lekkości takiej. Może weekend mnie dobrze nastroił :) I może tak przez parę dni będę sobie tak pisać pocieszające słowa na własnym blogu.

22.6.09

I jeszcze piosenka

Hiper Ekstra Intensiw Wieczór Panieński

Długo zastanawiałam się, jak opisać ten wieczór. Będę improwizować, bo nie znalazłam odpowiedzi. Bezsprzecznie i nieodwołalnie był to zajebisty wieczór panieński. Sukces organizatorki, miss logistyki, dziewczęcia o wielkim sercu, czyli mojej kochanej świadkowej Agatki jest również bezsprzeczny i nieodwołalny. Nie wiem, czy sukces może być nieodwołalny, ale proszę o wybaczenie, bo jeszcze dochodzę do siebie.
Moje rany na ciele są efektem niecodziennych wydarzeń, które mnie spotkały.
I tak:
1. Szrama na twarzy i siniak z tyłu czaszki.
Wszystko zaczęło się od spływu. 12 pięknych panien przywdziało kapelusze i różne inne nakrycia głowy i ustroiło kajaki kolorowymi balonami. Dla Panny Młodej przygotowano wianek i wystrzałową kiecę balową w kolorze przez Pannę ulubionym, tj. fioletowym. Agatka oznajmiła, że trasa jest krótka i bez przeszkód. I jeszcze, że nie da się zgubić. Tak. Zgubiłyśmy się w 5 minut po starcie, ale zgubienie to było wysoce uzasadnione, ponieważ udało nam się poprosić Pana Ziutka, łowiącego ryby, żeby zrobił nam zdjęcie grupowe. Ten że sam Ziutek Pan uświadomił nam, że niepotrzebnie przepłynęłyśmy całe to jezioro, bo rzeka, którą mamy płynąć jest zupełnie z drugiej strony. Ale radośnie wróciłyśmy na szlak. Na ten szlak, który z zeznań Agatki, miał być bardzo łatwy. Na szczęście nie był. Na szczęście, bo Panna Młoda nie lubi jak jest za łatwo.
Podczas omijania jednej z przeszkód nastąpiła mała katastrofa. Panna Młoda została dotkliwie zaatakowana przez gałąź, która uszkodziła jej fragment czoła oraz tył głowy.
Około godziny 21 zmęczenie zaczęło dawać się pannom we znaki. Na wodzie unosiły się ciche przekleństwa i spekulacje co do prześwitów i odległości do mojego ukochanego akwenu wdzydzkiego. Na każdym zakręcie okazywało się, że to jednak nie tu. Kryzys końcówki dosięgnął panien na ostatniej prostej, czyli drałowaniu przez jezioro. Wtedy też zaszło słońce... Mokre ubrania zaczęły oziębiać tyłki, uda, ręce i inne członki panien. Po wyjściu z kajaku trzęsłam się niemiłosiernie i marzyłam o dotarciu do miejsca przeznaczenia. Do ośrodka. Panny po zmianie ubrań wcale nie wyglądały zbyt entuzjastycznie.
Przyjazd Żony, przyjście boomboxa i nieśmiertelna przyjaciółka wódka szybko zmieniły losy imprezy. Wodzirejką i dejotką zajęła się moja osobista Żona, której owego wieczoru wielokrotnie wyznawałam swoją dozgonną miłość, no bo żona jest tylko jedna.
Czynnikiem, który niewątpliwie wpłynął pozytywnie na nastroje, było też jedzenie przygotowane przez panny, panie, żony, matki i kochanki.
Potem Panna Młoda dostała mnóstwo pięknych prezentów, z których bardzo się ucieszyła, nie skrywając swojej radości, bo Panna Młoda nie ma większych problemów z ekspresją własnych uczuć.
Od czasu wypadku z gałęzią Panna Młoda pozostawała bez szkody na ciele i umyśle. Zabrano ją na ścieżkę kariery. Tam, uzbrojona w czołówkę, malowała drzwi sprejem, podziwiała karton defendera i tworzyła autorską koszulkę. Nie tak do końca autorską w sumie, bo, korzystając z właściwej sobie umiejętności delegowania obowiązków, poprosiła panny, żeby każda napisała coś od siebie. I tak powstała koszulka w wersji customized. Potem był taniec w futrze na stole pingpongowym... I inne...
2. Szrama na plecach i obdrapany łokieć
To zdaje się są następstwa tańca na stole, który uprawiała Panna Młoda. Od nieszczęśliwego upadku próbowała mnie ratować Żona, niestety uszkodzenia ciała były dość dotkliwe. Do tej pory trudno mi jeszcze leżeć na lewym oszramionym boku. Szrama była początkiem przedostatniego etapu imprezy - etapu taneczno rozrywkowego, o którym może lepiej jak opowie u siebie na blogu Steven... ;)
Reasumując, było zajebiście, bo panny, panie, matki, żony i kochanki są zajebiste!!!

18.6.09

hardkor mix masakra

w pracy prezentacja goni prezentację, umowa - umowę, arkusz - arkusz. A potem: kwiatki, stoły, świeczniki, wydruki, samochody, wstążki, wódka, zakąska, akustyk, ksiądz, spowiedź, ja pierdolę. Zawijka osiąga szczyty.
Radość mnie dopada na myśl o zbliżającym się panieńskim...

17.6.09

jak byt określa imię

Mam narzeczonego. Narzeczony ma torf. Dużo ma torfu, że ho ho. Na tym torfie można by uprawiać pieczarkę albo coś. Dzięki posiadaniu torfu narzeczony został ochrzczony Mułą Wielkim.
Narzeczony ma ruderkę. Coraz więcej ma ruderki. I został na nowo ochrzczony Księciem Ruderykiem na tę okazję, a ja przybrałam imię Księżniczki Ruderki.

14.6.09

ochłonąwszy po antychryście

Teraz mogę pisać w miarę swobodnie. Ochłonęłam. Lars, Heneke, Aranofsky - niech te wszystkie chłopaki nam odpuszczą. Może razem by się na wódkę wybrali? Może pogadają o tym, że mocne uderzenia w czaszkę nie są jedyną metoda perswazji.
Lars znów zrobił mi krzywdę. Znów poruszył moją nerką, wątrobą i półkulami. Nie tam, żeby jakoś delikatnie. Wkręcił mi wkrętak wielkiej średnicy i wtedy poruszał nim co jakiś czas, żebym nie zapomniała, z kim mam do czynienia. Mi wkręcił wyjątkowo bardziej niż C, bo ja jestem dziewczynom. A dziewczyny wszystkiemu są winne.
Choroba, choroba i jeszcze raz choroba, panie Lars. Moja, Twoja, nasza, Wasza...

12.6.09

grill i pogoda

Nie wiem czemu, ale jest taka prawidłowość, że jak robimy grilla, to pada deszcz. Od dziś wszelkim grillom mówimy nie! Przynajmniej przez najbliższe dwa tygodnie... I co teraz? Z kiełbuna gospodarna pani domu zrobi użytek, tworząc potrawę zwaną leczo.
Uczestnikom deszczowego grilla dziękujemy serdecznie i zapraszamy po dniu zawarcia najświętszego związku małżeńskiego.
I jeszcze mała refleksja. Wczoraj wyrzuciłam za okno wielkiego pająka - to chyba on wywołał ten deszcz.

8.6.09

o tym jak można ciekawie zmienić nazwisko lub imię

Steven stosuje na swoim blogu taką dyskretną anonimowość. Ja dziś chcę napisać o ciekawych zmianach nazwisk. I tak na przykład przypadek Henryki Wilk. Otóż ta że Henryka wyemigrowała z Polski do Austrii i postanowiła zmienić nazwisko... Na co? Na Henriette Wolf.
Znam również pewnego Marcina, który dla potrzeby korporacji (paradoksalnie działającej na wschodzie) został Martinem i Andrzeja, który stał się Andreasem... Ale moim mistrzem jest zdecydowanie Henriette!

4.6.09

rota w jutjupku

Postanowiłam dziś, 4 czerwca, ku chwale Ojczyzny naszej z kajdan komuny wyzwolonej włączyć pieśń jakąś o charakterze narodowym. No i wpisałam do jutjupka słowo "rota". I co się ukazało? Na pozycji numer dwa wystąpiła ta oto pieśń.



Pozdrawiam wszystkich lechistów.

1.6.09

podkosiarka i jeże

Jak to przy niedzieli zebrało nam się z C na koszenie. Nie było koszone od dawien dawna, w związku z tym mieliśmy w ogrodzie łąkę z trawą po kolana. Nie jest łatwo skosić taką trawę. Jeszcze trudniej jest, jak teren ogródka nie jest równy. I słabo, jak jest pełen kamieni. Podział obowiązków był prosty - C na kosiarce głównej, ja - na podkasiarce ręcznej.
No i z tą podkasiarką jest tak, że ma ona taką żyłkę, co się zużywa. Zużywa się niemiłosiernie, jak się chce nią sianokosy uprawiać. No i ja musiałam co jakiś czas przerywać robotę, żeby wypuścić nieco tej żyłki. No i raz wypuściłam tej żyłki za dużo i kawałek uderzył mi w kostkę z impetem i pozostawił ślad siny, a z kostki polała się krew. I skończyłam te durne zabawy w ogródku. Poszłam robić dorsza w kolendrze.
A w ogródku odnaleźliśmy:
1. Gniazdko jeżyków - zwierząt sztuk dwa.
2. Dwa mrowiska
3. 1000 ślimaków winniczków
4. 85 sztuk glizdy
Hmm...