28.1.11

Bo tak się nie mówi po polsku po prostu

Dialogi. Zmora polskich seriali i polskiego kina też. Przychodzi mi na myśl głośny, nie wiem, naprawdę, nie wiem dlaczego, polski film - "Galerianki". Czemu tam rządziły drewniane dialogi? Bo zdaje się, że miało być fajnie, młodzieżowo i współcześnie, a wyszło jak zawsze. Zresztą polecam trailer, gdzie młodzieżowa miała też być czcionka chyba, ale znów nie wyszło. "(...)Wysłać mesa, czy łotewer(...)?", "Trzeba robić melanż". Łot??? No to chyba moja mama będzie już niedługo mówić "melanż".

A seriale? No tu już jest w ogóle mistrz, bo nikt nawet się na nic nie sili. W Polskich serialach używa się poprawnej polszczyzny,  nie można się zająknąć, przekleństwa nie istnieją. A już w ogóle to nie można zaczynać zdania od ej. I nikt nikogo nie wyzywa od gnojów w polskim serialu. W ogóle, to ja się bardzo cieszę, że wokół mnie nikt tak nie mówi...

22.1.11

Rosja

Jest parę rzeczy takich, co się je kocha i nienawidzi jednocześnie, prawda? No to ja mam tak ewidentnie z Rosją. Matuszka Россия - "умом не поймешь". No właśnie. Ta miłość do Rosji to czyste emocje, bo przecież, jakby temat rozważyć mózgowo, to co w niej kochać poza kilkoma książkami, ,co to już ich pewnie po raz drugi nie przeczytam. No więc Rosja hipnotyzuje, a potem degustuje. Myślę - pojadę do niej na wakacje! A potem czytam o syfie, brudzie, ludziach niemiłych, bo biednych, o HIVie i brudnych strzykawkach. I zostaję. Nie jadę. Choć Piter magnetyzuje od dawna.

20.1.11

telewizja kłamie prosto w serce?

Po tygodniu z nośnikiem - serio?
To to nie jest, jak w "Prosto w serce", że kurier przyjeżdża o 22.00 w niedzielę po umowę (wartą miliony oczywiście), której nie można wysłać w poniedziałek, bo miliony przepadną oczywiście?

"Tsunami" może powstać na Morzu Północnym (naukowy). Serio. I grozi to zalaniem wyspy z niemieckimi emerytami. A o wszystkim tym w filmie produkcji niemieckiej emitowanym o 20.00 w niedzielę przez jedną ze stacji komercyjnych. Tak. A właściwie nie, bo nie obejrzałam. W ogóle to pierwsza emisja, jaka nas napadła (Tsunami oczywiście), była już w sobotę w nocy. Więc ta o 20 w niedzielę była na wielką prośbę widzów oczywiście chyba.
Więc może jednak

15.1.11

C H A N G E - odmieniło mi się z tym Londynem

praca Ben Eine przy Old Street
Planowałam dziś coś napisać na ten temat. Wchodzę na fejsa, a tam Bookerbus już gotowy.
No więc ja miałam trochę gorzej. Pierwszą część pobytu spędziłam, kursując pomiędzy pralnią a hotelowym łóżkiem. Rozłożył mnie wirus, który zresztą nie odpuścił mi aż do teraz. Szczęśliwie, na czas dwóch ostatnich dni pobytu, udało mi się chorobę zignorować, a w Londynie nastała wiosna. I może przez tę wiosnę, a może przez ten brak pośpiechu, sama nie wiem, ale jakoś wydarzyło się tak, że Londyn mnie zachwycał.
Pamiętam refleksję z metra, kiedy to wracałam z J z Camden, a naprzeciwko nas siedziało 6 osób, które swobodnie mogłyby być sześciu różnych wyznań, mówić w sześciu różnych językach i prezentować przynajmniej trzy różne rasy, a łączył ich ten sam "melting pot".
Londyńska różnorodność ujmuje.
W ostatni dzień pobytu, kiedy to początkowo planowałam zakup płyt i zabawek na Soho, wybrałam się na wystawę Drawing Fashion w towarzystwie przeuroczej Z do londyńskiego Muzeum Designu. W drodze do wykonałyśmy spacer przez całe City aż do miejsca destynacji. I jakoś wydarzyło się tak, że trafiłyśmy na wąską uliczkę z budynkami romańskimi, z małymi okienkami i jakimś takim metawymiarem, który sprawiał, że czułam się, jak u Burtona w Sweeney Todd.
No może trochę się oderwałam od tej sielany, dzięki J, który rozpętał dramę z tytuły wydarzenia, na które nie miałam najmniejszego wpływu, będąc właśnie tam, gdzie byłam.
Minęło mi, jak weszłam na wystawę ilustracji z Vouge'a. Zdziwiło mnie, jak konsekwentnie od niemal 100 lat marki takie jak Givenchy, Dior czy Chanel budują swój wizerunek.
Oczywiście posmutniałam również, zdając sobie sprawę z tego, że taka wystawa raczej u nas się nie odbędzie. Że raczej u nas jest tak, że nie ma muzeum sztuki współczesnej, że nie ma muzeum designu (w Londynie są dwa!!!) i że za szybko pewnie nie będzie...
Jedno jest pewne, chcę tam wrócić i chcę wrócić z C, bo dopiero teraz wiem, czemu on kocha to miasto.

7.1.11

London calling, choć nie ma takiego miasta Lądyn

Dam mu szansę. Londyn dość brutalnie pożegnał się ze mną ostatnio. Po tym, jak wjechała we mnie para Brytyjczyków, co poskutkowało głównie rozwaloną rączką od walizeczki i paroma siniakami, wierzę, że będzie dobrze.
Bo co może mi się stać w pralni? Mogę wyprać trochę brudów.
Póki co - Reisefieber każe mieć oczy otwarte. No ok.

6.1.11

Raising Arizona (1987)


Ten film ma 24 lata! I trzeba go obejrzeć. To trzecia produkcja braci Coen i już nie mogę doczekać się wcześniejszych.
Główny bohater ma na imię jak??? Hi!!! W rolę Hi wcielił się młody Cage, a jego partnerką jest równie, zdaje się, wtedy młoda Holly Hunter. Szkoda strzępić klawiatury.
Dla przyjaciół film dostępny w Ruderce.