27.12.10

czym sobie na to wszystko zasłużyłam???

No ale o co chodzi. No ale o to chodzi, że od 4.30, kiedy to obudziło mnie wielkie ciśnienie na pęcherzu oraz nieco mniejsza susza w twarzy, nie śpię. Walczyłam różnymi metodami, ale żadna nie pomogła. Obejrzałam trzy odcinki desperatek i nic!!! Ż poleca kakał na sen. Ale kakału braknie w tym domu naszym, który dzięki sercom bliźnich naszych opływa w bogactwa świątecznej wyżerki. Dzięki dobrym ludziom mamy kurczaka w galarecie, rybę po grecku, dwa rodzaje sałatek, szynkę domowej roboty... Mniam.
Już nie będziemy głodni, o nie!
Właśnie, jakoś jednak po tych świętach wszyscy na okrągło o żarciu. K o S, że rzyga z uśmiechem na ustach (gratulacje dla Młodej Bulimiczki śle tym samym w ten elektroniczny pamiętniczek), ktoś o wzdęciach, inny o chorobie. Świat piękne miał usprawiedliwienie na tak mocno i dawno upragnione leżenia na kanapach sąsiadujących z suto zastawionymi stołami - trawienie!
Moi drodzy Państwo, serdecznie dziękuję za rozrywkę kaloryczną, bo Lubię to!

23.12.10

Lynette, Gabi, Bree, Susan i... Edie też

Od kilku miesięcy kompulsywnie oglądam seriale. Nie mam problemu, żeby wkręcać się z jednego w drugi płynnie. Teraz wpadłam po uszy, bo "Desperate Housewives" ma wiele serii i bardzo wiele w tych seriach odcinków. Znaczy - długi czas spędzony przy monitorze cypisowego komputerka spędzony.
Przyznam szczerze - pierwszy sezon wciągał umiarkowanie. I nie wiem, jak to się dzieje, że przy słabszych sezonach nie rzucam wpip serialu, tylko zmagam się z jego oglądaniem. I nie wiem też, dlaczego dzieje się tak, że kolejny sezon już mi się podoba :) Może to zamierzenie scenarzystów? Róbmy sezony w kratkę, o!
Co ja tak polubiłam w "Desperatkach"? Dziś, w rozmowie z S, wskazałam na scenariusz, teraz dodam jeszcze narrację.
Ale prawdziwy strzał to postaci! Pięć silnych i sprytnych kobiet lwic.
Lynette - matka czwórki dzieci - to już wielki sukces :), skuteczna zawodowo, umiejąca mocno tupnąć nóżką, kiedy zajdzie taka potrzeba.
Gabi - ex-modelka, super piękność, wie, w jaki sposób wykorzystać swoje atuty. Silna i uparta, ubóstwia luksusy i pieniądze i dla nich gotowa jest posunąć się do różnych skrajności. Od wczoraj ubóstwiam ją jeszcze bardziej za demolkę, jaką urządziła z Carlosem (mężem) w ich domu.
Bree - niesamowita postać! Powiedziałybyśmy z Żoną o niej: "ta z dobrego domu". Bree jest perfekcyjną panią domu, super zorganizowaną fanką porządku. Zawsze wierzyłam w tezę, że pedanci mają skłonność do zachowań psychopatycznych. Jak się okazuje, w tę samą tezę wierzą scenarzyści serialu.
Susan - klasyczny pechowiec, totalnie nie umie kłamać (to nasza cecha wspólna), zawsze jej to nie wychodzi, ale notorycznie się w ściemniactwie pogrąża mimo to. Chyba najmniej wyrazista bohaterka.
Edie - rozpaczliwie poszukująca miłości wredna małpa :) Zrobi wszystko, by poczuć męską opiekę. Na jej drodze często staje Susan, choć właściwie nie do końca wiadomo, kto tu komu na drodze staje.

Chyba nadal będę oglądać. Mam przecież prawie dwa tygodnie wolnego! Siła!

19.12.10

Mówią o niej przerwa we śnie

A ja nazywam ją pospolicie - bezsenność. Jest wiele sposobów, które stosuj niezmiennie i które niezmiennie od wielu wielu lat nie pomagają, mimo to kompulsywnie je stosuje. Wymyślam świetne projekty, które następnego dnia tracą banałem, czytam kolejne strony książki,choć wcale nie mam ochoty, co jakiś czas trącam łokciem C, żeby przestał chrapać, choć to nie jego chrapanie, czy tez niechrapanie, wprowadziło mnie w ten stan, liczę barany, zatapiając się w sennych podróżach, projektuje wydarzenia, których oczekuję (choć zawsze z pewna nieśmiałością, żeby się czasem nie rozczarować). I tak wybije za chwile czwarta i dotrze do mnie fakt, że snu mam tak niewiele...ale weekend przespałam ponad normę.

18.12.10

Na "Orgii" było świetnie

Spektakl prześwietny. Dawno nie widziałam nic tak dobrego. Dorocie Androsz wróżę wielką karierę i mam nadzieję, że nie będzie musiała na nią zbyt długo czekać.
To sztuka o zniewoleniu i upupieniu, i o cielesności. Aranżacja widowni i sceny niweluje granicę pomiędzy twórcą i odbiorcą, pomiędzy aktorami i widzami, naruszając intymność tych ostatnich.
Właśnie, na ile komfortowo czułam się, kiedy aktor głaskał mnie po szyi?
Po prostu trzeba to zobaczyć, koniecznie.

13.12.10

melanży lat 10 albo i więcej

Właśnie niedawno z Ż. wspominałyśmy nasze automelanżklabingi, co to miały miejsce głównie w Gdyni i działy się jakieś 10 lat temu. Jako jedyna trzeźwa oraz jako ta, co jej rodzice są w posiadaniu poldera, robiłam za kierowcę, dziewczęta zaś w składzie: R, Ż, PSC dzielnie mi towarzyszyły.
Szczególnie wspominałyśmy wiezienie typa na masce na długości ulicy Sienkiewicza aż pod Klubo, do której udawał się tenże i my również.
Polder to była prawdziwa moc!!! Nasi chłopcy ukochani, jak się okazuje, również w młodości zaliczyli melanże Polderami.
Ach... Wspaniałe lata 90-te - królestwo białych plastikowych mebli ogrodowych i zielonych Polonezów FSO.
No i dziękuję również rodzicom za pożyczanie Czołgu (też miał taką ksywę właśnie).

A teraz właśnie wyglądamy już bardziej tak :)


piesek w ubranku

Nieubłaganie zbliża się czas sesji letniej w fabryce opakowań. To fajny czas. Dużo spinki kreatywnej i działania. Z sentymentem wspominam zeszłoroczny wyjazd do Lizbony.

Przeglądałam dziś foty i natknęłam się na parę różności, między innymi na kilka filmików, o których istnieniu zapomniałam totalnie. I, co ciekawe, w kontekście przyszłej sesji CROPPa filmik ten jest bardzo na miejscu. A o kolejnej podróży służbowej... Już niedługo.

6.12.10

Czekając na sobotę

Moja sobota ostatnio wyjątkowo nie przystawała do klasycznych sobót. Grzecznie uprawiałam grzeczne w domu siedzenie.
Ale w weekend wzruszył mnie dokument produkcji HBO - "Czekając na sobotę". Ten film wywołuje skrajne emocje - wzruszyłam się ze dwa razy do łez, chociaż głównie się śmiałam. Ale był to śmiech przez łzy.
Bo "Czekając na sobotę" to obraz współczesnej polskiej wsi i jej młodych mieszkańców. Wielokrotnie przychodził mi na myśl rodzimy Lubocień, wieś z mojego dzieciństwa, i spijane pod spółdzielnią Specjale.
Ogarnęła mnie beznadzieja po obejrzeniu filmu. Obraz brutalnie nakreśla przepaść pomiędzy wsią i miastem.
Obejrzyjcie sami.
A to na smakę

2.12.10

Kamp! - dać im szansę

Jutro w Versalce koncert polskiego składu Kamp! Na Trójmieście ktoś się pokusił o recenzję przyrównującą zespół do Hot Chip, Daft Punk czy MGMT - dość odważnie, nie powiem. Ale pójdę jutro sama się przekonać, bo to, czym poczęstował mnie pan jutjub brzmi godnie. I lubię takie granie. Co więcej, brzmienie chłopaki mają europejskie! Choć, jak twierdzi B i K, może to oznaczać kichę na koncercie. No nic to - jak nie posłucham, to się nie przekonam.

29.11.10

"Droga" czyli kolejny drogi film drogi


Piękny to film o uczuciach. O tym, jak bardzo człowiek potrafi zezwierzęcieć w warunkach ekstremalnych. O miłości ojca od syna, o chęci przetrwania i o sile, która w nas jest. O ludziach złych i o ludziach dobrych. O prostym podziale, który się dokonuje, kiedy podstawowe potrzeby z piramidy Masłowa nie mogą być zaspokojone.
Wzruszyłam się wielokrotnie, więc gorąco polecam.

25.11.10

zakochana w Michelle Rodriguez

Wczoraj widziałam "Maczetę". Filmem od dawna kusił kolega, co se go wypożyczył z wypożyczalni internetowej, ale nie uległam. Poczekałam na kino. No i warto było na pewno.
Rodriguez, jak i Tarantino co do zasady, wykosił temat obsadowo. W filmie pojawia się plejada gwiazd różnego formatu: Don Johnson, Robert De Niro i Steven Seagal. No i dziewczęta - dziewczęta, które zapierają dech w piersiach, ze szczególnym uwzględnieniem mojej nowej wielkiej miłości platonicznej - Michelle Rodriguez. Jest też Jessica Alba i Lindsay Lohan. Przy czym ta ostatnia gra samą siebie :)
Film porywa od początku do końca. Historia opowiada się totalnie.
Machette don't text. Machette improvize.
YUPI!!!! Do kin, bo to świetna rozrywka klasy B.

15.11.10

godzina naprawdę kaznodziejska

Jest taki fragment trasy z Torunia do Gdyni, gdzie odbiera jedyna słuszna stacja z Torunia. Jest też jeden taki moment, kiedy mija się Pelplin, i słychać dwie jedyne słuszne stacje - tę jedyną słuszną z Torunia i tę, skądinąd mniej słuszną, ale jednak słuszną, gdzie w kółko Macieju odmawiają różaniec. To takie małe królestwo rozgłośni katolickich. Wczoraj w nim gościliśmy i, choć był to tylko transfer, to jednak wciągnęliśmy się w mowę, którą według mnie trzymał nie kto inny jak tylko jedyny słuszny Ojciec - Ojciec Dyrektor.
Ja naprawdę nie przypuszczałam, że inwigilacja leci tam prosto w twarz - tak bez ogródek zupełnie najmniejszych. No więc Ojciec poprowadził audycje wyborczą. Sypał nazwiskami pisowskich kandydatów na radnych jak z rękawa, mówiąc o nich per "prawdziwy Polak", "dobry i miłosierny człowiek". Po czym szybciutko zmieniał temat i rach ciach piach o złym bracie tego naczelnego Gazety Wyborczej Michnika Adama, co to właśnie wielu Polaków za Polskość ukarał był. I znów rach ciach piach - jesteśmy w Smoleńsku. I jaki to Jarosław dobry i szlachetny, a liberały - oszusty i tajemnicy katastrofy nie chcą rozwikłać. A potem rach ciach piach i przypowieść o chłopcu, co pożyczył 70 złotych na odbiornik, na którym można nawet nagrywać audycje. No tak, to jest przerwa na reklamę.
A wszystko to w formie mantry kościelnej.
Jeny.
Jeny.
Jeny.

8.11.10

szaro, buro, może filmy?

Za oknem siąpi i choć jest 14.00, to mogłaby być również 16.00 i nie odczuwałabym wielkiej różnicy. Trąci melancholią ta jesień dojrzała. Może nawet przejrzała. Nie wiem, w czym się zatracić... Wczoraj zgubiłam się w miłości, ale w pracy się nie da. Oby do domu szybko.
A na jesienne smutki i podbicie melancholii:

29.10.10

lokalny oldskul

Próbowałam wczoraj odszukać etykietę wody mineralnej "Perła Bałtyku". Niestety - computer says no. Czemu próbowałam? Bo zrobiłam sobie taką sentymentalną w głowie wycieczkę po miejscach z dzieciństwa.
I tak poleciało:
1. Perła Bałtyku na weselu u mojej babci (tak, wesele miało miejsce u babci na Party, bo ślub był kościelny i nastąpił z okazji babci się nawrócenia, które zbiegło się w czasie z, nie wiedzieć czemu, upadkiem komunizmu.
2. Pizzeria Gdynianka. Mniam. To i podstawówka, i liceum - ze szczególnym uwzględnieniem cebulowej. Odwiedziłam lokal w zeszłym tygodniu i zafundowałam sobie z Monią na pół cebulową właśnie.
3. Lody w Marioli. Wiadomo.
4. Basen w Hotelu Gdynia i jabłka zapiekane w cieście francuskim po basenie.
5. Garmaż na dole Świętojańskiej przy Placu Kaszubskim i fasolka po bretońsku. Pani nie mogła się nadziwić, że takie małe dziecko tyle potrafi wciągnąć.
6. Rurki z kremem przy kinie Warszawa. I w tymże kinie albo w Atlanticu, albo w Goplanie, albo w Marynarzu, oglądane poranki, Pany samochodziki, Neverending Story i takie tam.

No i pewnie dużo by wymieniać. Ale!!! Fajnie, że Gdynianka i Mariola wciąż żyją. No i Hotel Gdynia jeszcze też, chociaż ponoć jego dni już policzone.

28.10.10

mark ronson & the business intl record collection

Przede wszystkim to ja chcę podziękować mojemu przyjacielowi, w którego twarz ślepię z 8h dziennie, jak nie więcej. Po pierwsze, za to, że ma ją taką radosną i przyjemną, a po drugie, że przytarga mi czasem muzę, w której zakochuje się po uszy, a on wie, w czym ja się potrafię zakochać (w kim też zresztą wie :)). Przytargał mi mój przyjaciel płytę Marka Ronsona - "Record collection", producenta m.in. Amy Winehouse czy Lily Allen.
Jestem zachwycona. Ujmuje mnie różnorodność, zgrabne przeplatanie różnych brzmień - szczególnie tych z lat 80-tych, odkopanie Boya Geaorge'a - hurra, no i to, że kiedy słuchałam po raz pierwszy tej płyty, to zastanawiałam się, czy to nie są czasem covery. No a przecież wiadomo, że najbardziej lubimy te piosenki, które raz już słyszeliśmy.

Przed Państwem miszczowski Ronson Mark.

25.10.10

oliwa sprawiedliwa - karma

Tego dnia padał deszcz. Jak co rano (prawie) jechałam ulicą Sobieskiego w Sopocie i jak co rano (prawie) miałam wysadzić C na przystanku, ale klasycznie się zapędziłam. I kiedy Cypis krzyknął "tu", automatycznie zjechałam do wysepki autobusowej, nie bacząc na, jak się okazało później, kałuże. Przy przystanku stała Pani Starsza, na ławeczce siedział Pan Starszy i kiedy już ta woda się polała w całej okazałości na tych państwa, a mnie udało się zatrzymać warzywniak, C krzyknął:
- Spierdalamy! Przecież ten Dziadek z Babcią zabiją mnie parasolką!
No i odjechaliśmy.
Miałam wielki wyrzut, bo przecież nie chciałam ochlapać Tych Państwa.
Kilka dni później. Sobota rano. Wracamy z Z z prawie pustego bulwaru. Z pcha wózek. Ja idę tuż obok. Podjeżdżamy pod podjazd. Powolutku mija nas Dziadzio rowerem. Niestety zahacza o moją rękę w takim miejscu, gdzie zawsze boli. Patrzę dziadku głęboko w oczy. Dziadek przeprasza, ja też przepraszam. Wielki błękit ma dziadek w oczach, a ja - na ręce.

24.10.10

na fali diety białkowej

- Jadłabym i jadła.
- To jedz, kochanie.
- Nie mogę jeść, bo nie schudnę. Teraz wszyscy mówią, że Ty chudniesz, a ja nie. Czemu?
- Bo Ty masz duże cycki, kochanie.

No. To chociaż mam duże cycki.

20.10.10

trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona

Przychodzi ta zjebana jesień. Czasem szybciej, czasem później - nie ma to właściwie większego znaczenia. Nie ma, bo i tak przecież nasz los jesiennej słoty i wszechogarniającej tęsknoty za słońcem i wiosną dawno już przesądzony. Szerokość geograficzna właściwie nie pozostawia wyboru.
No jasne, że te złote drzewa bywają ładne. Oczywiste też, że za oknem powiewają żółte, czerwone i inne na pewno nie zielone liście. Drzewa gubią włosy i ten skrawek morza zaczyna powoli prześwitywać.
Mimo to, tęsknię do wiosny. Marzę, żeby jesień przetrwać, a zimę przeboleć. Nie mam ubrań na te temperatury. W czym ja chodziłam zimą zeszłego roku? Szewc bez butów chodzi.
I myślę sobie w takich momentach, że przecież na tym południu, południu Europy chociaż, tak jest pięknie. I że ciepło, że zima nie sroga, i że nie daleko przecież. No i że można swym życiem tak pokierować, żeby było cieplej dłużej.
Tylko: "tam ludzie nie mówią po polsku" i nie ma tam Gdyni też.

18.10.10

Sonia otwiera paszczę i robi miny

Zrobić Sonii zdjęcie to cud, bo to dziecko się rusza przecież cały czas.
No ale udało się uchwycić darcie japy. Uff.







17.10.10

koszmary we śnie i w realu

Obudziłam się dziś za wcześnie. Brzuch przeszywa paskudny ból. Ego zatęskniło za endorfinami.
W nocy były koszmary. Zmora kryminalna jakaś rodem z Dextera.
Ten film chyba nie działa na mnie za dobrze.
Boję się jesieni. Z podkową na twarzy liczę miesiące, które muszą upłynąć do wiosny.
Ciągle na coś czekam, chociażby na tę wiosnę, a przecież to, co mam, nie jest w ogóle takie złe. Trzeba odnaleźć równowagę.

15.10.10

jednak pierwszy milion trzeba ukraść

Wczoraj zamiast na facebooku siedzieć obejrzałam film o fecebooku. A konkretniej o Marku Zuckerbergu - twórcy i właścicielu portalu.
Gdyby wierzyć fabule, to niezły kawał chuja z tego Zuckerberga. A najlepsze, że wszystko to pod płaszczykiem niedorozwiniętego emocjonalnie nastolatka. Pomysł - ukradł, pierwszego inwestora też wyrolował.
Nie wiem, ile w tym prawdy. Ale już wiem, dlaczego jestem biedna - bo jestem uczciwa! :)

14.10.10

przez Polskę egzotyczną

Ostatnio dużo jeździłam do Wawy jedynką w przekonaniu, że siódemką szybciej. Jak się okazuje może wcale niekoniecznie, szczególnie jak przez Grudziądz jedziesz, pani, 1,5h.
Gdy w korku stałam cierpliwie w mieście Golub-Dobrzyń, taki mnie się egzotyczny obrazek za szybą wyłonił:



Golub-Dobrzyń - mieszkańców tysięcy 14

12.10.10

na skuterku

Wczoraj odwoziłam życzliwie przez Starych pożyczony mnie skuter.
Skuter w październiku w Polsce jest pomysłem głupim, bo zimnym.
Jest coś takiego w jednośladzie, co daje poczucie wolności. Chyba ten wiater w twarz. Zresztą to dość podobne odczucie mam na jachcie (na skuterze Starych wiater w twarz wieje hipermocno, bo osłonka od kasku jest tak porysowana, że ja przez nią nic nie widzę kompletnie) - jakaś taka wolność, a nawet frywolność.
I lubię taki moment, jak mogę trąbić na niedobrych kierowców i jechać, i twarz drzeć na potęgę posępnego czerepu. I przyglądać się tym ludziom w pudełkach (jak na na co dzień;p) samochodowych. I widzieć lepiej, że mają łańcuchy na nadgarstkach i kostki na lusterkach.
Lubię to!

10.10.10

nie wiem, czemu skórka jest nowa, to jest stara

ślepy tor

Strasznie szybko ten pociąg jedzie. I tu kilka różnych skojarzeń włącza się w związku z tym pociągiem właśnie.
Żeby się tylko nie wykoleił ten mój pociąg, bo jedzie bez specjalnego nadzoru.
I żeby nie był bylejaki.
I żeby nie był ostatni.
Może jechać trochę wolniej? Jak kolej z Gdynia od Warszawy? No to niech już będzie Legionowo, proszę.

28.9.10

grupami chodzą nieszczęścia

Co to za głupota z tym powiedzeniem, że nieszczęścia chodzą parami. One chodzą grupami.
U Stiwena na suficie pojawiła się nowa, najnowsza, super zajebista plama mokra, będąca skutkiem pęknięcia komina. Oczywiście komin trzeba załatać.
Arkom zalało samochód przez dziurę od anteny, a dziura była od tego, że im tę antenę pod ruderką zajumali.
Mnie przemarzli nogi, bo zepsuło się ogrzewanie w warzywniaku, więc chyba jutro pojadę do tej Warszawy we walonkach, bo jest 10 stopni celsjusza na dworze na przykład teraz.
Arkom też się zepsuła kuchenka elektryczna, więc nie mają jak gotować.
Oni nie mają jak gotować, my nie mamy jak jeść, bo nie mamy na czym jeść, bo w dużym mamy kurzownik.

27.9.10

piknik!!!

Nastał przelistopad. Przepada i są przekałużę.
Wczoraj pojechaliśmy za miasto. Znaleźliśmy piękne jeziorko niemal bez człowieka obcego. Niemal, bo był tam rowerzysta albo dwóch. Zresztą jeden z nich jechał przed nami i nie dawał się wyprzedzić. A potem, jak zawróciliśmy, to obejrzał się tylko za nami i miał taką jakby naganę w tym spojrzeniu. Zaparkowaliśmy w lesie i oddawaliśmy się błogiemu leżeniu na kocach, popijaniu D i podjadaniu różnych pysznych takich (Iza - guacamole miszcz). Błogostan skończył się, kiedy przyjechał pan "stary hippis" na rowerze i oświadczył nam, że za wjechanie na teren rezerwatu grozi 470 peelenów. Spytał też, czy wiemy, że do lasu wjeżdża się tylko oznaczonymi drogami. No to ja nie wiedziałam. Pomyślałam sobie, że łatwiej by było, żeby ustawiali znaki zakazu wjazdu niż znaki pozwolenia wjazdu. Nic to. Spakowaliśmy mandżur i przenieśliśmy się na grzybobranie, w którym grzybów zebrałam ja zero - nic - nul - nothing.





























25.9.10

rozgildziajstwo

- No to dlaczego zatonęli? - pytam konstruktora.
- Normalnie. Przez to ruskie rozgildziajstwo.
- Co takiego?
- To taki rosyjski stan ducha, który jest mieszaniną niechlujstwa, obojętności, lenistwa i głupoty.

Hugo Bader, W rajskiej dolinie wśród zielska

24.9.10

kocham dolne miasto

Powszechnie wiadomo, jaki mam (miałam?) stosunek do Gdańska. Miasta nie lubiłam, pewnie w dużej mierze dlatego, że go nie znałam. Już 2,5 roku siedzę na Łąkowej i te 2,5 roku się zachwycam.
I zastanawiam się, czy to właśnie nie klimat ruderkowy mnie tu zachwyca, bo jak odremontowali kamienicę, w której jest siedziba miejskiego konserwatora zabytków, to wcale ona mnie tak bardzo nie zachwyca.
I choć czuć tu moczem wszędzie, to czuć też historię.
Dziś z rana, wracając piechotą z warsztatu Pomagier (nazwa - prawdziwy majstersztyk kopirajtu ;) - mnie się podoba), użyłam Nokii.
Ubolewam nad Pałacem Uphagenów :(















23.9.10

miasta w guglach

No więc zrobiłam sobie taki mały teścik.
Wpisałam do gugla nazwę miasta i wzięłam pierwszą grafikę, która się wyświetla.
I takie to wyszły efekty: