30.7.13

Plaża, słońce, wiatr i foodporn

Jak to ładnie powiedziała K ostatnio: pokolenie clubbie jest teraz pokoleniem foodie. Na Cyprze trafiliśmy w centrum foodpornu, czyli do mieszkania Magdy i Xeniosa. Jak to bywa u starszych osób na wakacjach, planowanie jedzenia jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy o bardzo wysokim priorytecie.
Jedliśmy dużo, namiętnie i nieprzerwanie. Halloumi, hummus, suflaki, pyszny chleb Magdy, kuchnia syryjska (moja totalna miłość i żal ściska wiadomo co, że takiej restauracji w 3mieście nie mamy), nawet królika spróbowałam, truskawki, melony, żarcie indyjskie, meze (to taki set posiłków, który się składa z jakiejś masy potraw albo mięsnych, albo rybnych, przy czym te rybne dania bardzo przypominają hiszpańskie - kalmary w cieście, duszone ośmiorniczki, itd). Jedno, czego cypryjska kuchnia dobrego nie oferuje, to desery. Mi osobiście jakoś niespecjalnie zależy, ale kaszka manna na wodzie mnie nie poderwie do radosnego podskoku. 
Oczywiste są też oczywistości w postaci soków ze świeżych owoców i przezajebistego białego wina, od którego w upały nie da się uciec.

I słońce, i lazur morza.









29.7.13

Cypr - czyli familijne wakacje. Wielkanoc - vol.1

Zapuściłam się na gippiusie.. No bo już mnie od tych wszystkich soszjalmidia głowa boli. A właściwie szkoda, bo forma pamiętniczka pozwala w listopadowe dni odtworzyć te chwile szczęścia, kiedy świat za oknem i drzwiami nie wyglądał jak kolejka po szarość.
No więc powracam, bo świat nie przestał mnie inspirować. Dziś odsłona familijnych wakacji, a już niedługo rekomendacje po Nowych Horyzontach we Wrocku.

Cypr - wyspa podzielona. Według greckich Cypryjczyków na Cypr (grecki) i Strefę Okupowaną (czyli turecką). Ta druga uznawana jest tylko przez Turcję. Może dzięki temu, wciąż pozostaje dzika i nieokiełznana. Ma to również negatywne konsekwencje - na długości 30 km wybrzeża nie udało nam się znaleźć czystej plaży.

WIELKANOC
Dla nas pobyt tam miał szczególne znaczenie, bo gościliśmy u koleżanki Magdy i jej męża - Cypryjczyka - Xeniosa. Jarało nas to, że poznamy kraj od strony jego mieszkańców, szczególnie że wybraliśmy ważny dla nich moment - święta wielkanocne. I tu wielki szacun dla kościoła ortodoksyjnego za wymiar tych świąt, przede wszystkim za ich społeczny charakter. Miałam wrażenie, że jakoś mniej w tym wszystkim katosztywniactwa, więcej wspólnych śpiewów, rozmów z rodziną, spotkań z bliskimi.
Niesamowitym przeżyciem był Wielki Czwartek, kiedy to trafiliśmy do totalnie nieturystycznej wioski niedaleko Pafos, dzieciaki w nocy biegały po ulicach, ludzie siedzieli w tawernie (jednej na całą wioskę), palono ognicha, a najjaśniejszym punktem była piękna stara cerkiewka.
Piątek spędziliśmy w górach, w rodzinnej wsi Taty Xeniosa. Uczestniczyliśmy w procesji z wielkim epitafium i przystankami, na których rytualnie można obmyć ręce wodą różaną, którą dają mieszkańcy. No i foodporn oczywiście deluks w postaci duszonej ośmiornicy. Przekozak.
Wielka sobota związana jest również z żywiołami, tj. wszyscy idą ze świeczkami do kościoła i dzielą się ogniem, który potem muszą donieść do swoich domów. Wtedy też pozdrawiają się i życzą wszystkiego dobrego z okazji, że "Christos anesti". No i znów foodporn. Oparty jak u nas na jajkach i, inaczej niż, -  u nas na serze. A, zapomniałam, Judaszowi w ów dzień się dostaje nieprzeciętnie - palą jego kukłę na stosie.
W niedzielę wielkanocną to już tylko foodporn :) No i suflaki domowe. Cypryjczycy mają do tego specjalne grille z elektrycznym silniczkiem, więc suflaki pieką się pięknie. Oczywiście grany jest baran i (niestety) świnia...