30.7.13

Plaża, słońce, wiatr i foodporn

Jak to ładnie powiedziała K ostatnio: pokolenie clubbie jest teraz pokoleniem foodie. Na Cyprze trafiliśmy w centrum foodpornu, czyli do mieszkania Magdy i Xeniosa. Jak to bywa u starszych osób na wakacjach, planowanie jedzenia jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy o bardzo wysokim priorytecie.
Jedliśmy dużo, namiętnie i nieprzerwanie. Halloumi, hummus, suflaki, pyszny chleb Magdy, kuchnia syryjska (moja totalna miłość i żal ściska wiadomo co, że takiej restauracji w 3mieście nie mamy), nawet królika spróbowałam, truskawki, melony, żarcie indyjskie, meze (to taki set posiłków, który się składa z jakiejś masy potraw albo mięsnych, albo rybnych, przy czym te rybne dania bardzo przypominają hiszpańskie - kalmary w cieście, duszone ośmiorniczki, itd). Jedno, czego cypryjska kuchnia dobrego nie oferuje, to desery. Mi osobiście jakoś niespecjalnie zależy, ale kaszka manna na wodzie mnie nie poderwie do radosnego podskoku. 
Oczywiste są też oczywistości w postaci soków ze świeżych owoców i przezajebistego białego wina, od którego w upały nie da się uciec.

I słońce, i lazur morza.









1 komentarz:

Maja K. pisze...

no jak, jest przecież Aleppo Bar...
;-)