29.10.13

Miłość nie zna płci

O "Życiu Adeli" usłyszałam już w czasie "Nowych Horyzontów" we Wrocławiu, niestety nie było opcji, żeby się na jakkolwiek dostać na seans. Musiałam doczekać do wczoraj. 
Ale warunki oglądania tego filmu były bardzo uciążliwe. Seans trwa prawie trzy godziny, na co się przygotowałam, wypijając kawę po godzinie 19.00. Fotele w Klubie Filmowym są bardzo niewygodne, co mnie szalenie ucieszyło, bo, idąc na trzygodzinny film, który rozpoczyna się o godzinie 20.00, zawsze ryzykuje się zaśnięciem. Ale tego, że na sali kinowej będzie śmierdziało kocim moczem i kuwetą, to się na serio nie spodziewałam.
Nie spodziewałam się chyba również tak intymnego i prawdziwego kina. Tytułowa Adela to wrażliwa 15-latka, która naturalnie dojrzewa i szuka swojej życiowej drogi.
Zakochuje się od pierwszego wejrzenia w dużo starszej studentce ASP - Emmie. Dziewczyny od początku do końca filmu są z dwóch różnych światów. 
Patrzymy, jak Adela dorasta i mimo swoich początkowych fascynacji literaturą, trzyma się pierwotnego planu i zostaje nauczycielką wczesnoszkolną. Wiąże się z Emmą, która konsekwentnie zajmuje się sztuką. Obserwujemy, jak bardzo Adela pochłonięta jest światem partnerki i jak bardzo się mu podporządkowuje. Z drugiej strony widzimy, że Emma chciałaby w związku więcej inspiracji. Do czego to prowadzi? Tego już nie zdradzę.
Film przeplatany jest bardzo odważnymi, intymnymi scenami. I tu szacunek dla aktorek i reżysera - wszyscy dali radę, bo ani nie mają wymiaru porno, ani ero. To bardziej ukazanie ogromnej namiętności, jaka łączy dziewczyny. Bo chyba najbardziej o namiętności właśnie jest to film. 
Z filmu zapadły mi w pamięć dwa cytaty. Pierwszy, to moment, kiedy Emma mówi do Adeli, że "zawsze będę Cię darzyć czułością". I to właśnie fragment filmu, świadczący o tym, że Adela jest dla niej muzą i namiętnością, niekoniecznie wielką miłością. 
Drugi - słowa starszego geja w klubie nocnym, który patrzy na młodziutką jeszcze wtedy Adelę i mówi: "Miłość nie zna płci". Coś w tym jest.
Scenariusz "Życia Adeli" nie jest specjalnie rozbudowany, nie obfituje w jakieś spektakularne zwroty akcji, przepełniony jest długimi, dobitnymi scenami, które ukazują prozę życia. Mimo to, są takie momenty, kiedy czujemy, że nie wszystko w filmie jest dopowiedziane. 
Bezsprzecznie zakochałam się w odtwarzającej główną rolę Adele Exarchopoulos.
Dziękuję Gutkowi, że sprowadza takie kino.
Poniżej zwiastun:

17.10.13

szóste urodziny bloga

fot. Agnieszka Fejzer
Dokładnie sześć lat temu postanowiłam pisać bloga. Zupełnie nie pamiętam czemu. Ale dziś nie żałuje zupełnie. Były mniej lub bardziej intensywne momenty. Czasem, jak wracam do starych postów, to popadam w lekką żenadę, ale kto tak nie ma?
Lubię pisać. Potem lubię wracać do starych postów i wspominać.
Jestem hiperspołeczna i mam dysonans samooceny, więc nie mogę pisać do szuflady.
Dlatego dziękuje wszystkim tym, którzy tu czasem zaglądają i się nie nudzą. A tych, którzy się nudzą, serdecznie przepraszam.

Do poczytania zatem.

16.10.13

język Cze

Już się rozpisywałam nad tym, jak kręci mnie język i progres w komunikacji z moim synkiem. Codziennie Cze nazywa nowe rzeczy i procesy. Już nawet przestaliśmy spisywać, bo jest tego za dużo. Śmieszne jest też to, w jaki sposób deklinuje i wymawia pewne słowa. I tak, ku radości zakochanej matki i ojca, Cze ma swoje określenia na różne rzeczy. A oto przykłady:
- pajo - czyli "pająk", przy czym w dopełniaczu jest już: "nie ma pajona",
- pako - czyli "pociąg", jakby ktoś chciał wiedzieć, wyraz się nie odmienia, jak kiedyś w dawnych czasach radio czy studio,
- pocion - tu jest spora zmyła, bo pocion to "motor" i "skuter"
- jebać - czyli "zobacz", występuje zazwyczaj w równoważniku: "jebać, mama" lub "jebać, tata"
- jadzia - to bynajmniej nie jest imię koleżanki ze żłobeksu - to "dziadzia"
- kupić baterie albo kupić sok, albo kupić bułę - w sumie nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać, że ten czasownik "kupić" już tak szybko się pojawił. Kupno baterii wiąże się bezpośrednio z jednym "pako", który jest na baterie i wydaje po prostu dźwięki przeokropne i nie do zniesienia (z tego miejsca dziękuję "Jadzi" za ten podarek), ale "kupić sok" to już sobie sama zgotowałam - jest elementem nagrody za dobre zachowanie w czasie zakupów.
Także tak. Cze. 


9.10.13

jaka stacja, taka prowokacja

Tak się składa, że moje zainteresowania zawodowe krążą w okolicach światka mody. Umówmy się, w Polsce jest on niewielki i bardzo hermetyczny. Imprez jest kilka na krzyż, a ich poziom raczej nie powala (uwaga, nie jestem bywalczynią, bo, po pierwsze, trochę mam daleko do światowej stolicy mody, czyli Warszawy;), po drugie, na serio to nie mój klimat). Jedno, co dobre, to fakt, że rynek marek niszowych i projektantów w ciągu ostatnich lat się rozwinął i daje nadzieję na przyszłość. Ale to już zupełnie inny temat.
Otóż jakiś czas temu internet obiegł filmik, jak na Fashion Week w Nowym Jorku, dziennikarz pyta mocno przestylizowanych ludzi ze świata wielkiej mody o fikcyjnych projektantów. Wkrętka fajna, bo postaci rzeczywiście barwne, ktoś się pochylił nad nazwaniem projektantów z jajem i nawet fikcyjne zdjęcia pokazał. O, tu film:


Pomysł szybko podchwyciła stacja TVN i na jedną z warszawskich imprez modowych wysłała Filipa Chajzera. Jaka stacja, taka prowokacja. Chajzer pytał totalnych młodzików o tym, co sądzą o projektach Karla Gotta i Hansa Klossa, i innych Schlezwigów.
Jestem bardzo ciekawa, po pierwsze, ile osób z nas bez tremy wypowiedziałoby się przed kamerą, szczególnie w wieku lat 20, po drugie, takie pytanie z zaskoczki na serio może zamotać w głowie. Ale przede wszystkim, stacja, która sama promuje głupotę i żenadę naszej rzeczywistości (chyba nie muszę wymieniać żenujących programów, seriali, bo jest ich pełniutka ramóweczka) nagle uzurpuje sobie prawo do demaskowania niewiedzy rzekomego "świata mody".
Ja to się po raz kolejny zażenowałam TVNem.
A kto nie widział, niech sobie zobaczy:

http://dcs-188-64-85-9.atmcdn.pl/dcs/o2/tvn/web-content/m/p8/v/33ebd5b07dc7e407752fe773eed20635/5213dcd6-2f28-11e3-8255-0025b511229e-480p.mp4

No i oczywiście dziękuję, że w programie wytłumaczono, kim był Karl Gott i inni, poszerzyłam moją wiedzę ogromnie.
I żeby była jasność: światek polskiej mody bywa bardzo śmieszny i karykaturalny, ale nie składa się z samych idiotów. A tak pewnie teraz będą myśleć widzowie DD TVN.

Co prawda jedna rzecz rozbawiła mnie bardzo, a mianowicie dowiedziałam się o istnieniu "jutuberów", a zdawało mi się, że akurat na Social Mediach to się trochę wyznaję.

7.10.13

kosmos komunikacji i relacji

Prawda taka jest, że nie tylko cudze dzieci rosną, własne też nie stoją w miejscu. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jaki Cze przejawia progres w dziedzinie komunikowania się ze światem. Nie wiem, iloma słowami już włada, przestaliśmy je już spisywać. I w sumie nie jest dziwne, że włada. Wiadomo było, że w końcu zacznie. Niesamowite jest to, że on tak bardzo z tym światem wokół chce rozmawiać. Oczywiście zaczepia wzrokiem i czaruje wszystkie mijane na spacerze babcie. No i trochę wtedy jestem właściwie dumna, bo umiejętność komunikacji cenię wysoko, a gdybym jej nie miała sama, to w ogóle nie wiem, czy miałabym cokolwiek. 
Codziennie rano, jak wstaję, to unosi mnie energia Cze. Jego uśmiech, poranne "cześć mamo", czy to jak słodko mówi do mnie "mamuś". To, że jak chce powiedzieć "zobacz" wychodzi mu bardziej "jebać" i choć wiem o tym, to za każdym razem zastanawiam się, od kogo on się tego brzydkiego słowa nauczył. To, że przychodzi się przytulić i dać buzi. Że wstydzi się obcych, a schronienie znajduje za moją nogą i to jest takie klasyczne na jego etapie rozwoju. No i to, że mi ufa pewnie bezwarunkowo, bo w ogóle jest jeszcze taki ufny i niewinny.

*  *  *

Głośno teraz w prasie o pedofilii wśród księży. Głośno, bo w końcu ktoś odważył się mówić. I bardzo dobrze. Nie chcę tu oceniać stosunku kościoła do całej sprawy, bo zakładam, że każdy, kto ma odrobinę zdrowego rozsądku, widzi, jaki jest koń. 
Oglądam serial "Ray Donovan" (Kruczek, dzięki za rekomendację), w którym jest postać Bunchiego molestowanego w dzieciństwie przez księdza. Bunchie ma lat czterdzieści, a emocjonalnie jest dwunastolatkiem. Za odszkodowanie od KK (w filmie pada suma 1,5mln$, u nas czytam, że ktoś walczy o 200k pln i jest pionierem) kupuje sobie rower jak dla nastolatka. Jeżdżąc na rowerze, natrafia na dom z szyldem "SALE", niewiele pewnie się zastanawiając kupuje dom. Działa totalnie impulsywnie, jest alkoholikiem, nigdy nie pracował dłużej niż tydzień. Bo jest totalnie aspołeczny. Ma roztrzaskaną psychikę. 

Pewnie kiedyś był niewinny i ufny.

23.9.13

"W imię."

Jako matka dziecku nie mogłam chodzić na festiwal równie intensywnie, jak wtedy, kiedy matką dziecku nie byłam. W związku z tym zapodałam sobie sobotni poranek z kinem LGBT, a co.


Nie widziałam "33 scen z życia". Coś mi się tylko majaczy, że mogłam na nich zasypiać. Ale żeby było jasne, ja potrafię doskonale zasnąć na wszystkim. Ominął mnie też "Sponsoring", a to już nie wiem dlaczego. W ostatnim numerze Harper's Bazaar przeczytałam wywiad z Szumowską i jakoś ją polubiłam. Dać jej szansę, jednym słowem. I tak w sobotni poranek wybrałam się na seans.
Szumowska w duecie z Englertem (jeny, chłopaku, jakie Ty zajebiste robisz zdjęcia!!!) znakomicie oddają klimat polskiej wsi. Oglądamy sceny spod sklepu, który jest centrum życia towarzyskiego, oblewanie się wodą ze szlaucha (to ponoć regionalizm, chodzi o węża ogrodowego ofkors), skoki do jeziora, igraszki na łące, czy wyśmiewanie się z "wiejskiego głupka". Tak samo jak Małgośka, wakacje spędzałam na wsi, więc doskonale pamiętam wszystkie te zabawy. Ale paradoksalnie na tym sielskim tle odbywa się ogromny dramat. To dramat samotnego księdza Adama (nagrodzona w Gdyni rola Andrzeja Chyry), któremu miłość do Boga nie wystarcza, który szuka bliskości, kogoś do kogo mógłby się "przytulić", jak sam określa we wstrząsającej rozmowie z siostrą. Ta swoista spowiedź to jedna z mocniejszych scen w filmie - totalny brak zrozumienia ze strony najbliższej osoby po comingoucie. Zdaje się, że to też dramatyczny i na wskroś prawdziwy insight.
Oczywiście udało mi się też popłakać w czasie sceny z procesją. Poczułam, że ta wspólnota chrześcijańska to jeden wielki fake, że na pewno nie ma w niej zrozumienia i nawet próby zrozumienia.
Czy to wielka kpina z kościoła? Nie wiem. Na pewno postać biskupa, choć narysowana prawdziwie, a może i właśnie dlatego, nie wzbudza sympatii i obrazuje powierzchowny stosunek tej instytucji do szeroko rozumianego problemu celibatu. Bo mimo że bohater Szumowskiej ma skłonności homoseksualne, to wydaje mi się, że "W imię." ma dużo bardziej uniwersalny wydźwięk.
Trochę mi żal, że twórcy nie wycięli ostatniej sceny, która według mnie psuje film, odbierając mu autentyczność. Cóż, licencia poetica.