29.7.11

gdzie te ruchy, gdzie gdzie gdzie???

22 tydzień. Badania połówkowe. USG 4D (nadal nie wiem, skąd ta cyferka 4 :/)
Pani doktor: Jak dzidzia będzie miała na imię?
Ja: Czesław
PD: Ładnie. Tak nietypowo.
      A czuje Pani ruchy?
Ja: No nie wiem, chyba są jakieś delikatne, a ja, wie pani, jakoś tak mam tego tłuszczu troszkę. I do końca nie jestem przekonana, czy to wzdęcia czy ruchy.
PD: Ale wie pani, wzdęcia? tak codziennie? nie do końca to chyba normalne.
Ja: No nie. ale ja nadal nie do końca wiem, co to za uczucie.
PD: Wie pani, pacjentki mówią, że to trochę, jakby motylek w brzuszku przelatywał...
No więc nie przelatuje u mnie motylek.
Pół godziny później u doktora o semantycznym nazwisku i gorzkim poczuciu humoru (dobrze, że nie został geriatrą):
P: O widzę, że Pani doktor uznała synka za zdrowego (Alleluja!!! na szczęście, odszedł stres, z którym N I K T  z bliskich nie empatyzował). A czy czuje pani ruchy? 
Ja: No nie wiem, czy nie mylę tego ze wzdęciami. Pani doktor mówiła, że to takie ruchy jakby motylka.
P: Wie Pani, ja to nie wiem, bo nigdy nie byłem w ciąży. Ale mi pacjentki mówią, że to, jakby rybka przepływała...
No więc teraz, w 24 tygodniu, czuję bardziej, jakbym płetwą od tej rybki dostawała. Czesiu rusza się, szczególnie mocno po przed chwilą zjedzonym Merci. Merci, Czesiu, że jesteś tu.

20.7.11

wspomnienie z Costa De La Luz

Atlanterra, tam mieszka hiszpański burżuj
Dziś nad Gdańskiem czarne chmury. Polskie lato znaczy się.
W takie dni przypominam sobie obrazy z pięknego hiszpańskiego wybrzeża. To naprawdę kuriozalne, że zaledwie 20 km od obleśnego, betonowego i kamienistego Costa Del Sol można znaleźć stosunkowo odludne, piaszczyste plaże, na których nie piętrzy się turysta w klapku.
Około 50 km na zachód od Tarify, w której wiatr wieje przezajebiście i której stare miasto zauroczy każdego, na końcu drogi znajduje się Atlanterra z uroczą plażą, na której co 50 metrów spotkać można golasa, choć nie jest to plaża dla nudystów. To właśnie tu, a nie na komercyjnym Costa del Sol, swoje wille nad morzem mają hiszpańscy milionerzy (ci oczywiście, którym udało się uniknąć kryzysu ;p). I to jest obraz jak z bajki - oczywiście kiczowaty po stokroć. Bo wyobraźcie sobie taki obrazek, że z tarasu swojego przeszklonego, nowoczesnego domu widać słońce które topi się w Atlantyku. I plażę widać też, bo ten dom jest na wzgórzu. To jeden z tych kiczowatych obrazków, które mogłabym widywać codziennie.
Oczywiście w Atlanterze nie ma campingów, to przyczółek dla bogacza wszak. Pocampować można w Los Caños de Meca, my ze względu na mój błogosławiony stan zatrzymaliśmy się w jednym z nielicznych tu hostali. Bo żeby było jasne - w tym raju nie ma hoteli i niech nigdy nie powstaną alleluja. Te okolice to po prostu przezajebiste miejsce, pełne młodych ludzi, hippisów i z reguły Hiszpanów po prostu. Nie ma tu żadnego lansu i nikomu nie przeszkadza, że na plażach nie ma pryszniców. Można znaleźć zupełnie odludne miejsca pomiędzy skałami na. I na pewno, jeśli gdzieś w Andaluzji chce się poplażować, to na pewno właśnie tam. Amęt.