31.10.07

to jest paszport??? to był paszport

Nie mogę pominąć tej historii. No więc jeden Pan, nazwijmy go Mr Perfect, z którym mam wątpliwą przyjemność pracować przyniósł swój paszport, żeby otrzymać wizę do Rosji. I mówi do koleżanki: "Wiesz, bo ja tyle tych wiz miałem, że już nie mam miejsca w paszporcie i wyrwałem tych kilka wiz niepotrzebnych". Potraktowaliśmy to jako żart. No ale potem zadzwoniła Pani z konsulatu i powiedziała, że w jednym z paszportów są powyrywane wizy i konsulat może odmówić wydania. No nie ukrywam radości i chyba mi kciuki uschną od tego trzymania :)

chciałabym w sobie mieć taką siłę

Zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę wszystko jest w mojej głowie. Wiem, wiem, to nie jest wielkie odkrycie w sensie globalnym. Ale od czasu kiedy dotarło to do mojej świadomości, poczułam w sobie moc. Mam 27 lat i dopiero teraz wiem, że nad sobą da się popracować. Jak i nad zwierzątkiem.
W związku z licznymi głosami krytyki wobec brawurowego zachowania Lasi/Peli podjęliśmy kroki wychowawcze. Kindersztubą stał się dodatek turystyka do Wyborczej. I właściwie Lasia już nawet nie dostaje po dupie. Na sam widok kindersztuby ucieka szybciutko i wie, że zbroiła.
Mojej mamie udało się jakoś mnie wychować (ja tam nie najgorzej oceniam skutek), więc i my może wychowamy Lasie. Jedno jest pewne - bezstresowe wychowanie na koty nie działa.

30.10.07

dniepresja

Kiedyś ukułam taki termin w ramach tęsknoty, jaką przeżywałam w Kijowie. Więc może teraz będzie kaczana, bo najbliższa znana mi w okolicy rzeczka to Kacza.
Nie powinnam chyba pisać w jakichś słabszych momentach, bo po paru dniach okazuje się, że nie wierzę we własne słowa. Na szczęście dawno nie zaglądałam do mojej magisterki, ani ja, ani nikt inny (to drugie jest na 100% pewne). Sztuka dla sztuki.
No i jeszcze ten 1 listopada. Zastanawia mnie, kto wpadł na taki świetny pomysł, że święto zmarłych jest w listopadzie. Nie dość, że pogoda taka, że się człowiek z depresji nie może wyleczyć, to jeszcze programowo musi utyskiwać nad grobami bliskich. Święto zmarłych powinno się dziać wiosną. No i na wesoło. Choć trochę bardziej...

28.10.07

Sztuczki


A jednak zwracam honor. Jakimowski zrobił bardzo ładny film. To ciekawe, ostatnio jak byłam w Wałbrzychu, to wydał mi się przerażająco smutnym, ale jednocześnie pięknym miastem. W "Sztuczkach" urzekła mnie i historia, i scenografia. Ale przede wszytskim urzekł mnie Stefek - bystry blondynek.
Więc jednak da się odpowiedzieć w polskim kinie ładną historię. I Stefek zwyziężył swoją wiarą. Tak brak mi wiary...

de:konstrukcja, motywacja, bilizm, stabilizacja

Chcę przemiany. Chcę iść do przodu. Muszę zerwać z częścią mojej przeszłości. Tą, którą tak bardzo kocham. I nie mogę przełykać. ZBCC - zajebisty ból całego ciała.

26.10.07

ci, co lubią piątki, nie lubią niedziel

Jak ja uwielbiam piątki. Ludu pracujący! W piątkowy wieczór zadanie jest proste: wyzerowanie, wyautowanie, wylajtowanie, wychillowanie (możliwe również na heardcorze, choć wiek już nie ten). A potem sobota - Fil uprawia wyspanie, ja na wyspanie wykładam i działam. It has begun!!!

cremaster - dźwigacz jądra


Wczoraj miałam konfrontację ze sztuką wysoką - "Cremaster" Matheew Barney. Powiem, ze ostra jazda. W początkowej fazie myślałam, że nie dam rady. A potem się okazało, że film trwa już 2h40', fabuły nadal nie dostrzegam, ale wcale nie chcę z tej sali wychodzić. Odjazd totalny. W pewnym momencie dla zapewnienia dźwięków ludzkich (bo dialogów w sztuce wysokiej nie uświadczysz) rozpoczęłyśmy proces interpretacji, oparty, zadziwiające, na motywie fallicznym (wieżowiec Chryslera), uciemiężeniu kobiety (obieraczka do ziemniaków w formie obcasa napędzanego drutem,), no i symbolice wertykalnej (i znów fallus), etc.
W momencie, kiedy z odbytu jednego z bohaterów zaczęła wydobywać się dziwna ciecz (niewątpliwie kojarzyła się ze spermą), obie miałyśmy jedno skojarzenie: trzeba mieć nasrane, żeby coś takiego nakręcić. Ale podoba mi się, jak ma nasrane Matheew Barney, chociaż na 4 i 5 już nie zostałam. Polecam i zaznaczam, że to kino dla ambitnych.

24.10.07

papryczka chili jest dla debili


Historia jest traumatyczna, przynajmniej dla mojego oka. No więc szykuję ten sos chiński, co to na bazie papryczki chili jest osadzony. I kroję tę papryczkę, a potem inne dodaje składniki. Aż mnie chęć nachodzi, żeby się po oku podrapać. I nagle pieczenie. Zajebiście wielke pieczenie. Myślę: na prawe oko nic nie już nigdy nie zobaczę. I ryczę, i wyję. Głowa pod kran, a włąsciwie oko. No i wypłukałam. Uff... Będę widzieć.
A teraz idę sobie chlorem wywabić resztę chili, co jest dla debili.

23.10.07

nagie pośladki i wielkie cycki

Tytuł nie jest przypadkowy. Z premedytacją go zapisałam. Żeby wreszcie było interesująco. Na życzenie jednej z czytelniczek. Wiadomo, że Paris Hilton bez gaci nie bez kozery chadza. Tyle że ja niewiele wiem o tych cyckach i pośladkach - relatywnie niewiele.
Zabawny był ostatnio Gregor, który powiedział, że w naszym mieszkaniu jest stanowczo za dużo cip. To była jego odpowiedź na koncepcję obrazu Klimta na jednej ze ścian. Powiedział, że on to by dorysował tam jeszcze parę rybek i uświadamiał, że to są kutasy.
Nie wiem... To chyba przesada, przeca Klimt kolesiem był i raczej się dość naturalnie na babkach skupiał.

22.10.07

Wieczór włoski

Wczorajszy wieczór wyborczy spędzaliśmy u Agatki. Pyszne jedzenie przygotowali. I miałam takie wrażenie, że jestem na Wigilii (zresztą słusznie zauważył to Sylwek - brakowało śniegu pruszącego za oknem). CZekaliśmy na wielką zmianę w Polsce, a właścwie gwarancję powrotu do normalności. Zastanawiałam się, jaką ludzie musieli mieć przeżywkę w czasie okrągłego stołu. Ja to pamiętam, że cały czas powtarzano nazwisko Geremka (hehe - teraz w LiDzie).
W każdym razie czułam zjednoczony naród polski pod strzechą bloku Agaty.
Obyśmy się nie przeliczyli. W razie Niemca - zawsze można na Zachód.

21.10.07

PO wyborach

I znów się nie mogłam powstrzymać. Przed chwilą dzwonił Marcin - mówi, że się popłakał - ja też - z radości. I cieszę się, że jutro o poranku wszyscy obudzimy się w III RP. Co tu dużo mówić - za wolność - zdrowie, rodacy!

OO - czyli obywatelski obowiązek

Odrywam swoje zmęczone oczy od monitora i widniejących na nim słów i idę przed siebie. Właściwie to jadę. Odpalam Golfinę i jadę spełnić mój OO. Dlaczego? Jakby wygrał Jaro, to bym całą kadencję pluła sobie w brodę. A tak - przynajmniej będę mogła pluć innym.
Nie mogłam nie napomknąć w tę niedzielę o wyborach. No się nie dało.
Na telewizję zaprosiła nas Zienka :)

20.10.07

19.10.07

Klubokawiarnia

Wczoraj skusiłam się zajść na chwilę do Klubokawiarni, którą darzę ogromnym sentymentem. I - o dziwo! - poczułam się tam młodo. Usiadłam przy barze, żeby zamienić klika słów z Kaspim. Po prawej siedział Wiesiek - na oko lat 60. Oczy podkrążone, twarz pomarszczona, piętno spijanych co wieczór piwek wyryte na twarzy. Typ raczej milczący. Po lewej pani Jola - wpadła na chwilę, zmęczona, bo "Stary" wraca jutro i kaczki piekła, i się nasprzątała, i nagotowała. Wino czerwone zamówiła, bo się na damę kreowała. Perfumy - Opium, w ilości przesadzonej. Przypuszczalnie w wieku mojej mamy. Klasa marynarzowa - pomyślałam - gdyby nie to wino i ta knajpa. Ja, jako łaskawa pani i człowiek otwarty, spytałam, czy mąż marynarz. Fraternizować się, głupia, chciałam. "Co Cię to obchodzi, dziecko?"-Jola na to.
No rację ma, co mnie to wszystko obchodzi. Ale ona dalej, że Kaspiego to zna 10 lat, a ja co najwyżej 2. No nieprawda to była.
Się wyłączyłam. I zdiagnozowałam problem pani Joli i nazwałabym go kryzysem wieku średniego. Zastanawiam się, czy mnie też będą frustrować młode laski? Czy przed powrotem "Starego" będę przesiadywać w knajpie? I jak uniknąć tego zgorzknienia pani Joli? Może portret Doriana Graya? Choć nienajlepiej człowiek skończył.
Więc szukam recepty na udane życie.

17.10.07

Krasickiego

W dni powszednie pokonuję tę samą trasę o tej samej porze. Spieszę się na przystanek, z którego odbiera mnie Zienka. Mijam te same dzieciaki, wędrujące do 18-stki. Znam już nawet ich ubrania. Wiem, kto się z kim przyjaźni. I za każdym razem zazdroszczę im tej beztroski. Tego, że świat z ich 
perspektywy nie jest taki ogromny. Nie patrzą na świat
przez pryzmat problemów. Przynajmniej nie zawsze. Zazdroszczę im 
przyzwoleństwa na naiwność i optymizm.
Jest jeszcze Pani z kundlem, no i ta Pani, co do siebie gada. Ona, jak 
mnie mija, to odwraca głowę w drugą stronę i coś mamrocze, że dzieci 
trzeba mieć. A może to tylko mi 
się wydaje, że ona tak właśnie mówi.

Planet Terror

Wrażenie po powrocie z kina. Jedno jest pewne, Quentin postawił na laski - superlaski. A Rodriguez - na akcje. Wyzerować się w środę, co, jak mówią, jest małą sobotą, na pewno warto. Przekaz - żaden. Bo i o to chodzi. Polskie kino zawsze z przekazem, może dlatego jest takie nuuuudne. Nie polecam Planet Terror tym, co są uczuleni na krew i efekty rodem z horroru gore (Jull mi powiedział, bo się trochę nie znam).
Ale lubię wszystkie te lasie, które, tak jak Cherry, chciałyby mieć porządny karabin zamiast nogi.  I znowu zwyciężyły kobiety! Nie żebym jakąś feministką była - skąd! Ale jak widzę posłankę, co się łzami zalewa, to bym ją do tego kina wysłała. Nie na Rambo. Raczej na Grindhouse!

Pierwsze koty za płoty

Słomiany zapał - to chyba moja cecha konstytutywna. Jeśli się skończy na 3 wpisach, to oznacza zero progresu w słomianej główce.
Po co blog? Żeby archwizować wspomnienia. Może to jest ta forma zapisania się w pamięci potomnych. Tylko kto by chciał to czytać?
Parę słów o sobie. Relatywnie jestem jeszcze młodą, tytułową blondynką. Jedna brunetka nazywa mnie Słomiaczkiem - i nie o buty chodzi i słomę z nich wystającą, ani nie o wdowę słomianą. Raczej o główkę trochę pustawą i wiatr. Wiatr i woda - siły napędowe Słomiaczka.