27.12.11

u Adamskiego

Pewnie nigdy tego nie zapomnę. Po nakarmieniu Cze zabrałam portfel, torbę, przebrałam się w ubrania sprzed ciąży i najbardziej na świecie dumna z tego, że mam kozaki, a nie buty na przylepiec, powędrowałam w stronę Krasickiego. To było w piątek, dzień przed Wigilią. A wszystko pod pretekstem zakupu włoszczyzny na zupę grzybową - jedyną potrawę, którą na te święta przygotowałam, choć i pewnie od tego mogłabym się wykręcić. Z tego wielkiego podniecenia niemalże zapomniałam, po co do tego sklepu poszłam. Twarze ekspedientek z Adamskiego zdawały się mówić: "ooo, nie ma pani już tego brzucha", bo wzrok rzeczywiście miały skierowany tak, jakby chciały przeciąć mnie na pół.
Ten spacer to był czad, bo po prostu był!

21.12.11

Sztuka epistolarna dla Czesia

Postanowiłam umieścić treść jednej z dwóch kartek, jakie do tej pory otrzymał Czesio (pierwsza była pod Babci Niuniek).


Drogi Czesiu!
Twój brak pośpiechu w przyjściu na świat stał się memem jeszcze przed Twoimi narodzinami. To zobowiązuje!
Przyjmij więc nasze gratulacje i przeforwarduj je również swojej Mamie. Tatę daj na CC.
Kilka dni po Twoim wielkim launchu życzymy Ci w przyszłości dobrego statusu i wielu przyjaciół. Nie tylko na FB.
Osiągaj wszystkie życiowe targety, ale jednocześnie nie zagub się w streamie rzeczy nieistotnych.
W końcu w życiu najważniejszy jest wartościowy content, a nie jakieś zbędne ficzery.

Tego wszystkiego życzy Ci 

Engine

PS: ASAP nam dorastaj, chłopie!

20.12.11

Spisek żarówkowy - nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności

Znakomity dokument. Obejrzałam go kiedyś na TVN CNBC Buisness i niestety nie mogłam potem nijak namierzyć. Nie zdawałam sobie chyba sprawy ze skali problemu. Oczywiście wiedziałam, że dzisiejsza elektronika. sprzęt AGD czy auta są robione na określony czas, czy konkretną ilość "użyć". Dlatego też szanuję stare sprzęty :) Oby służyły nam jak najdłużej. Nie wiedziałam jednak, że Afryka jest takim gigantycznym śmietnikiem. Że w rezerwatach przyrody lądują nasze stare śmieci. Bo, zastanówmy się przez chwilę, ile już w tym krótkim życiu mieliśmy komputerków i co się z nimi stało? Dokąd powędrowała moja stara Golfina? (w tym  wypadku mam nadzieję, że jeździ jeszcze po kaszubskich wioskach)
Ten dokument otwiera oczy i skłania do przemyśleń, czy rzeczywiście "nowe" znaczy lepsze, bo to "nowe" pojawia się na miejsce "starego", a co zrobić ze "starym"?
Taka mała przedświąteczna odezwa.

Zamieszczam film i mocno rekomenduję.

16.12.11

Czesone in da house - obsługa przewodu pokarmowego

Od poniedziałku jesteśmy w domu. Wspaniale, że C ma wolne. Niewspaniale, że w poniedziałek musi już iść do pracy. Nawet nie zauważyłam, jak szybko minęło te 5 dni. A Czesiu jest już na tym świecie dni 10! Więc w sumie to wpis z okazji dekady Czesława.
Właściwie moje życie kręci się wokół następujących czynności:
- karmienie
- przebieranie
- siusianie
- kupanie
- spanie
- kąpanie
- płakanie - w przypadku, kiedy procedury w jednej z powyższych czynności nie zostały właściwie dopełnione.
No ale jest też ten słodki moment, kiedy Czesiu uśmiecha się tymi swoimi pełnymi ustami. Wiadomo, czasem bardziej półgębkiem, czasem wyraźniej, ale on na serio się uśmiecha.
Są chwile, kiedy przez trzymam go pod paszkami, on ślepi na mnie i wygląda wtedy jak maskotka :)
Albo jak przewraca tymi oczkami ciemno-niebieskimi w prawo i w lewo, a czasem to nawet zezuje trochę.

* * *

I jak za oknem taki armagedon, to tym lepiej mi na tej kanapie, mimo że przysypiam ze zmęczenia...

9.12.11

Cierpliwość cechą immanentną macierzyństwa

Cze jest na świecie. Urodził się w Mikołajki o 5.50. Wuj jogin postawił mu wstępny horoskop numerologiczny, co w zestawieniu z imieniem wróży mu ciekawa przyszłość;)

Najpierw cierpliwie, przez kolejne miesiące - jedni dłużej, inni krócej, ale mało kto na zawołanie - oczekujesz tych dwóch kresek na teście, pierwszej wizyty u lekarza, potem USG w 11tym tygodniu. Chcesz wiedzieć, czy dziecko będzie zdrowe, więc przed każdym badaniem martwisz sie bardzo, choć oficjalnie wysylasz przekaz: będzie dobrze.
Cierpliwie rezygnujesz z używek, przechodzisz na dietę, by potem obawiać sie o wynik cukru dziecka po porodzie.
Trafiasz na patologię. Nie spotykasz kobiet, które leżą tam od dawna, ale i tak każda z nich ma swój własny dramat.
Potem cierpliwie czrkasz na akcje porodową. Trwa bagatela 17h, by skończyć sie cesarskim cięciem. I kiedy operacja dobiega końca, dziecko znika, oczekujesz najważniejszej dla siebie informacji. Okazuje sie, ze jest. Tak, Twoje dziecko jest zdrowe. Oddychasz z ulga, bo to najważniejsze.
Potem cierpliwie uczysz siebie i dziecko ksrmienia piersią, żeby okazało się,że jemu to i tak nie wystarcza...
I tak już będzie do końca pewnie-jeden wielki test na cierpliwość. Ale warto. Nikt tak nie pachnie jak Cze

3.12.11

it's a real life

Normalnie w życiu dostaję wybrany przez siebie wycinek całości obrazu naszego społeczeństwa. Szpital pokazuje zdecydowanie bardziej reprezentatywną próbę. To jest jakiś inny świat. Wczoraj usłyszałam o paru tylko przypadkach.
Przypadek numer 1. Jak to mówi Mama B. - na wygląd trzeba zapracować.Palaczka.
Jak tę laskę z C obczailiśmy na korytarzu, to C stwierdził, że raczej koleżanek tu nie znajdę. (no i też, wiadomo, nie po to tu jestem). Laska w drugiej ciąży. Pomyślałam, pewnie jakoś w moim wieku. Twarz raczej z serii tych, co to nie wiadomo, ile ma lat. Info o tym, że skończy 20 grubo mnie zaskoczyło. Pierwsze dziecko - w wieku lat 17, zaraz po porodzie oddane do domu dziecka. To teraz niby na wychowanie. Na własne żądanie chce wyjść ze szpitala - palić jej się chce...A dziecko ma za wolne tętno.
Przypadek nr 2. Nerwica natręctw. Wiadomo - prawie nie je. Wielorybka.
Wczoraj wyszła z pokoju w środku nocy - zapłakana. Zmarznięta. spod drzwi podnosi mini alarm - mini, bo ona z tych, co nikomu nie wadzi, raczej mysz pod miotłą. Zawiadamiamy położne. Rozpoczyna się akcja poszukiwawcza. Odnajdujemy Wielorybkę w pomieszczeniu z zepsutymi prysznicami. Płacze. Nie wiemy dlaczego... Dostaje lek uspokajający. Zasypia. Za to ja już nie śpię do rana.
Przypadek nr 3. Radosna 15-stka, co się okazuje być 14-stką.
Fajnie, że jest radosna. Ponad dwa razy młodsza ode mnie. Jej przypadek trzeba  będzie zgłosić w prokuraturze. Ktoś ją puknął przed ukończeniem 15 roku życia.

A to tylko wycinek...

2.12.11

patologia na patologii

No to wylądowałam na patologii ciąży... Moje redłowskie spa rzeczywiście spa nie jest. Niby nastawiałam się na najgorsze, ale jak mnie C tu zostawiał, to jakoś nie mogłam powstrzymać łez. Szpitale są straszne. Cztery osoby na sali, duszno. Okna nie można otworzyć, bo tej przy drzwiach zimno, a mnie - tej przy kaloryferze - czyli mnie - cały czas duszno, bo szpital na ogrzewaniu na pewno nie oszczędza. Szczęśliwie Patrycja, druga przy kaloryferze, co pali, a teraz już od trzech dni nie pali, więc chce jej się jeść przeokrutnie, nie jest ciepłolubna. Okłada kaloryfer mokrym ręcznikiem. I chwała jej za to (ręcznik mam na myśli, nie palenie), bo sucho w powietrzu strasznie. Dobrze, że grzyba brak.
Na obiad się nie załapałam - zaserwowali wszystkim kopytka z kiszoną. Biorąc pod uwagę taką dietę i to, że w nocy Środkowa (ta między kaloryferem a drzwiami) nie zezwala na otwarcie okna ani drzwi (zeznała mi Patrycja), zakładam tu zagładę gazową. Ponoć w księdze rekordów Darwina jest przypadek gościa, który po zjedzeniu dużej ilości fasolki zatruł się własnymi bąkami...
Muszę koniecznie sfotografować pokój odwiedzin, bo łososiowy kolor ścian jest dowodem na to, że NFZ mści się na pacjentkach. Tylko nie wiem za co właściwie? Za te składki, co ja im regularnie?

25.11.11

24.11.11

po terminie - olać zabobony

No jednak jest to pamiętniczek. Jestem dwa dni po terminie i może lepiej to odnotować, bo, jak się okazuje, nikt potem nic nie pamięta. Czy się stresuję? No właśnie jakoś trak nie bardzo chyba. Jak mantrę powtarzam, że natura wie co robi. Ale umyłam włosy :) No i przepakowałam torby... Zredukowałam ilość gadżetów w torbach. A! I wczoraj C zarządził zakup prowiantu na poród. Jogurt ma ważność do 15.12., ale chyba jednak nie jestem słoniem i urodzę wcześniej.
Jutro idę do szpitala na KTG, a jeszcze wczoraj historie, które wydarzały się w moim brzuchu, podbrzuszu i wszystkich tamtych okolicach, mogły wskazywać na to, że "wiedz, że coś się dzieje". Dziewczęta znajome pocieszają - tych skurczy nie da się z niczym pomylić. Pozostaje mi po pierwsze - wierzyć, a po drugie - cierpliwie czekać.
Zdaje się, że syndrom "wicia gniazda" przybrał wymiary ekstremalne, bo wczoraj to już nawet muffiny upiekłam, a od liceum nic co ciasto w jakikolwiek sposób (słodkie oczywiście) przypomina nie wyprodukowałam.
Także tak.

16.11.11

pozostało już 6 dni

K mówi, że trochę w to nie wierzy. Ja chyba też nie do końca... Zdziwiona jestem, a właściwie to pewnie dopiero będę.
Już się nie martwię tym, że nie podołam.
Teraz nie wiem jeszcze, czego oczekiwać.
I trochę melancholii z tej właśnie okazji wielkiego oczekiwania...

15.11.11

"Rozstanie" Asghara Farhadiego


Obraz poruszający do głębi. Uniwersalna opowieść o tym, jak ferowanie wyroków może być krzywdzące, jak dorośli stają się w sytuacjach konfliktowych niedorośli i jak łatwo potrafią zrzucić odpowiedzialność na niewinne dzieci, które stają się ofiarami ich konfliktów.
Niesamowite w tym filmie jest to, że tak naprawdę wiele prawd dociera do nas długo po jego obejrzeniu. Obraz jest totalnie refleksyjny i dojmujący. Po prostu obowiązkowo obejrzeć. Amen.

10.11.11

Hormonalna karuzela

Normalnie nie wiem, co się dzieje. Od kilku dni szarpią mną jakieś skrajne emocje. A właściwie nawet nie tak skrajne. Że bardziej po prostu dołujące z tendencją do zestresowania... Ponoć teraz organizm wydziela więcej hormonu stresu, tym samym przygotowując mnie do porodu. No to oznajmiam mojemu organizmowi, że jestem w gotowości do porodu. I naprawdę mocniejsze bolenie brzucha wcale nie jest fajne. Ten płacz niespodziewany też może mi się już więcej nie zdarzać. I fajnie by było, gdyby myśli o tym, że Czesio będzie chodził niedomyty i niedojedzony opuściły mnie, bo ponoć nawet "niesystemowe" lasie radzą sobie z tematem.

Próbuję sobie tłumaczyć to wszystko tym, że jednak miałam bezobjawową ciążę i że coś tam pewnie dla równowagi musi się ze mną dziać.

Jeszcze mam tak, że czuję się notorycznie niewyspana. Dziwne.

Dobranoc Państwu.

5.11.11

Lęki nieznanej prowieniencji

Są chwile, kiedy na poważnie się lękam.
Dziwny to strach, bo jakiś taki bez przyczyn.
Boję się, że nie uniosę, że nie dam rady, że się zgubię.
Nakręcam wtedy spiralę paranoi, wyolbrzymiam problemy.

* * *

Jest czwarta w nocy piszę przez chwilę
To, co mi się we łbie ułożyło

I własnie dlatego pewnie kobiety w ciąży powinny wcześnie chodzić spać, żeby nie szyć zbędnych paranoi.

Kiedy tak jestem sama w domu, bardzo tęsknię do C. Czy to potrzeba bezpieczeństwa?

FUCK!!! Dziwny jest ten układ hormonalny.
Dobranoc

3.11.11

Złota Ruderka

Jest tak, że jesienne wieczory na Korzeniowskiego biją złotem.
Po pierwsze, dlatego że Ruderka jest złota.
Po drugie, liście już też bardzo złote.
Po trzecie, lampy na Czarodziejskiej Górze świecą na złoto.
Dobra dzielnia dla ruskich?





2.11.11

Czy "Drive" zachwyca?



Wiele usłyszałam zachwytów na temat tej pozycji, więc śmiało ruszyłam na projekcje w gdyńskim Klubie Filmowym. I bez dwóch zdań warto było obejrzeć film w kinie - świetne zdjęcia i przezajebisty soundtrack na pewno nie miały by takiego samego odbioru w domu.
W kategorii kino rozrywkowe daje filmowi 4 w skali od 1 do 5. Reżyser, Nicolas Winding Refn, na pewno naoglądał się dużo Tarantino, co nie znaczy, że próbuje kopiować jego chwyty. W filmie jest sporo efekciarsko rozlanej krwi i popękanych czaszek, natomiast nie jest to wszystko tak komiksowe jak u Tarantino.
To na pewno dobrze wyreżyserowana sensacja ze świetną rolą Ryana Goslinga.
Czekam na to, jak rozwijać się będzie kariera Nicolasa. Ale przyznam szczerze, że, choć "Drive" skutecznie trzyma w napięciu, to nie porusza.

30.10.11

Normalni ludzie w pracy siedzą o tej porze...

Czwartek. Godzina 7.30. Gdynia. Wstaję, choć to pora od jakiegoś czasu nienormalna na wstawanie. Mam iść na kontrolę w państwowej służbie zdrowia. Lepiej być wcześnie, bo na ciążę nikogo tam nie naciągnę.
I co słyszę??? Ja pierdolę, kurwa mać, normalnie scena jak z filmu.


Klasycy mi się zaraz przypomnieli.

25.10.11

Neo Retros live! in Pick&roll

Można? Można! No więc w 9tym miesiącu będąc, poszłam, niby żerobić klakę. Mówię niby, bo nie do końca wiem, czy takie szczere oklaski to jeszcze klaka. Panowie - w wersji live - lubię to! Może i nie jesteście pierwszej młodości, może i nie grzeszycie urodą, ale energia na scenie jest zajebista.
Czekam teraz na dwie rzeczy - nową płytę, po pierwsze, po drugie - koncert w jakimś takim bardziej młodzieżowym miejscu. Oczywiście mam na myśli taką młodzież niepierwszej młodości. Ucho?


 
I jeszcze kawałek:

20.10.11

Gdynia - Kościerzyna - Lipowa Tucholska

Uwielbiam trasę do Kościerzyny. Pamiętam, jak za dzieciaka jarałam się tym, że będziemy jechać "piętrusem"  do Lubocienia, choć zdarzało się to niezmiernie rzadko, bo zazwyczaj jechaliśmy jednak autem. Ale bywało. I choć "piętrus" już nie ten sam, to krajobraz wciąż wzruszający.


Stacja kolejowa w Krzesznej przemianowana na Rumię.



A tak wygląda plac manewrowy w Gołubiu. Gołubie jakoś tak bardzo blisko mego serca - 5km do Zgorzałego. 





Właściwie już nie mogę się doczekać, aż pokonam tę trasę z Czesiem - jak już będzie kumał, o co chodzi, a pociąg pewnie będzie dla niego wielką egzotyką.

10.10.11

tymczasem na basenie

- A Pani to pływa jak łódź podwodna, normalnie.
- Hmm... No trochę już jestem gruba. Wie pani, ósmy miesiąc.
- Ale że co?
- Ale że ósmy miesiąc ciąży.
- No nieprawdopodobne. Ja to jestem chyba starej daty. To tak można?
- Można.

5.10.11

pierwsza faza porodu

No nie da się uniknąć tego tematu w pamiętniczku.
W sumie to się cieszę, że chodzę do tej szkoły rodzenia. Jakoś się oswajam z myślą o porodzie i życiu z Czesławem. Choć na serio totalnie sobie ani jednego, ani drugiego nie wyobrażam. Jak wczoraj słuchałam o tym porodzie, to miałam totalnie ambiwalentne uczucia. Myślałam - dam radę, wszyscy przecież dają radę, a już chwilę potem dopadała mnie myśl, że ja pierdolę, na pewno będę drzeć paszczę i przecież moja tolerancja na ból jest bardzo niska.
No więc boję się.

28.9.11

Przerwana lekcja muzyki


 Nie wiem, jak to się stało, że ja tego filmu nie widziałam.
Oczywiście płakałam, choć ostatnio wcale nie zdarza mi się to często, to pewnie z powodu braku życia wewnętrznego.
Znów poczułam się, jak wtedy, kiedy czytałam "Lot nad kukułczym gniazdem", że to właśnie w tym psychiatryku jest jeszcze trochę prawdy i że w tym szaleństwie jest metoda.
Patrzyłam na ten zamknięty świat oczami Susanny i tak jak ona zakochiwałam się w szalonej Lisie. I pewnie też bym z nią uciekła. I tak jak Susanna płakałam, żegnając Daisy i żal mi było, że świat tak łatwo jej odpuścił, odpuszczając sobie.
Niesamowite w tym filmie są emocje. Mam wrażenia, że narracja jest prowadzona tak, żeby widz współodczuwał wszelkie dramaty, wzloty i upadki z główną bohaterką. I żeby na koniec zdrowym (pozornie może jednak - sama nie wiem), ale już bardziej doświadczonym wrócić do świata poza murami.

Świetne role Winony Rider, Angeliny Jolie i Brittany Murphy.


26.9.11

to jest mądre, to jest godne - jubileusz!

Właśnie piszę w moim pamiętniczku po raz pięćsetny!!! 500.
Spodziewałam się, że jednak szybciej się wykoleję. A tu pińcet.



A post będzie o Kurach, zespole którego płyta P.O.L.O.V.I.R.U.S. towarzyszyła mi bardzo długo (odtwarzana na kasecie w walkmanie SONY) i do dziś mnie wzrusza. (Aż strach pomyśleć, że było to 13 lat temu). Mimo bycia w ósmym (sic!) miesiącu ciąży postanowiliśmy wybrać się do Spatifu na koncert promujący wydanie Kur na winylu (no właśnie, gdzie ten winyl... tydzień minął, a przesyłki brak). Ludzi było tyle, że sardynki w puszce. Głośność taka, że mam nadzieję, że Czesław będzie słyszał dobrze, nie wymagam słuchu absolutnego, bo nie wiadomo, po kim miałby się taki urodzić. Ale atmosfera zajebista. I ta gra na sentymencie wyszła przekozacko i właściwie raz tylko gitarzysta-onanista nieco zgwałcił moje ucho.
A tak, to dziękuję Panowie.




16.9.11

Zwierzęca intuicja Peli

Dla tych, co nie znają, Pela to moja kotka. Wyjątkowo kocia, złośliwa, nietylalska, nieprzytulająca się, no chyba że miska pusta, to wiadomo. Krótko mówiąc, zaskakująco kocia natura.
A ja przecież jestem pieskiem.
Na tym tle miałyśmy z Pelą wiele konfliktów.
Jak się okazuje, Pela to też intelekt. Albo intuicja. No w każdym razie wygląda na to, że pokumała, o co chodzi :) Że zbliża się Czesław i że trzeba być grzecznym.
Od paru miesięcy wredna Pela w odwrocie.
Oby tak dalej.

9.9.11

Kolektywne ziajanie

Fakt nr 1. Lubię sporty zespołowe-siatkówkę, koszykówkę. Fakt nr 2. Nie znoszę ćwiczeń zespołowych - raz byłam na aerobiku i czułam sie wysoce zażenowana wspólnym uprawianiem pajaców. Nie dla mnie ta rozrywka.
Wczoraj nastał wreszcie czas, kiedy wybraliśmy się do szkoły rodzenia (nadal jestem do tej instytucji sceptyczna, bo moja mama sie nie uczyła i jak pięknie porodzila dzieci sztuk dwie; szpitala też nie wybierała). Zadziałała psychologia tłumu i parcie Cypisa.
No i słusznie przypuszczalam, ze kolektywne wdechy i wydechy na pewno mnie zażenują. Ale to był mały miki w porównaniu do wspólnego ziajania (to takie płytkie i szybkie oddechy), które mnie kojarzą się jednoznacznie erotycznie.
Druga część, ku chwale ojczyzny teoretyczna, dotyczyła laktacji i nastreczyła mi kilku obaw, ale o tym już na innej stronie tego pamietniczka.
Zostawię sobie jeszcze chwilkę na wystawienie opinii Iwonie Guć, prowadzącej szkołę, która to wsród moich koleżanek matek wzbudza duże kontrowersje.

8.9.11

żarówka z DDRu i Warzywniak na lawecie

Kiedyś oglądałam zajebisty film na TVN CNBC na temat skracania długości życia produktu, jak to się w dzisiejszych czasach szkoli projektantów tak, żeby zaprojektowane przez nich rzeczy żyły jak najkrócej - czyli, żeby gospodarka się kręciła, a świat obrastał w nowe śmieci.
Ja wiem, ja wiem. To taki trochę jest manifest hipokryty, bo i ja przyczyniam się w dużej mierze do zaśmiecenia tego świata. No ale co tam - jestem chwilowo mocno poruszona, więc piszę.
Otóż w zeszły piątek "Warzywniak" zepsuł się tak, że musiał być dowieziony do Pana Doktora na lawecie. Po czterech dniach roboczych Pan Doktor wreszcie wydał wyrok - wyrok skazujący na wymianę skrzyni i sprzęgła. I uwaga, wcale nie chodzi o to, że zepsuła się cała skrzynia - o nie nie nie. Zepsuł się jeden z jej elementów, ale ten element nie może być wymieniony osobno, bo stanowi integralną część skrzyni. Naprawa ma wynieść prawie tyle, co koszt samochodu z tego rocznika.

W DDRze naukowcy wymyślili żarówkę, która może świecić jakieś 20 lat. Kiedy pojawili się na targach w RFNie, ich zachodni koledzy z Philipsa posłali ich w kosmos, bo przez takich jak oni, to mogą co najwyżej pracę stracić.

Nie lubię to!

29.8.11

ironia losu - dieta!

To naprawdę ironia losu. Przecież ja nigdy, ale to nigdy nie byłam na diecie. Co więcej, gardziłam tematem głośno i konsekwentnie (chociaż w jakiejś kwestii konsekwentnie). I co mi przyszło? Dla dobra Czesława poddałam się żywieniowej racjonalizacji i rutynizacji.
I ironia losu numer dwa. Tak jak nigdy nie byłam na diecie, tak i specjalnie mocno nie angażowało mnie jedzenie słodyczy. Aż do czasu ciąży.
No więc czemu tak to się dzieje, ja się pytam? Toż miał to być popas dla mojego apetytu. Tymczasem - warzywka, chudziutko i gorzko bardziej niż słodko i nawet nie słono!!!
Tęsknię do Was, kochane węglowodany.

22.8.11

Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień

Dziś własnie dotarło do mnie po burzliwej dyskusji z Cypisem, jak łatwo przychodzi mi oceniać, a jakie to właściwie słabe i bezpodstawne często jest.

21.8.11

Tak wygląda moje miasto w sezonie

W rejony Skweru Kościuszki zapuszczam się niezwykle rzadko. A już prawie w ogóle w sezonie.
Dziś, w tę piękną niedzielę o wysokim indeksie glikemicznym, podążałam trasą turysty w laczu. I takie cuda widziałam.

Nawet tak najgorzej to straszydło nie wygląda z tej perspektywy

Dary


Nie ma Czesia:/


Królestwo durnostojek

Pirat z Łąkowej zmartwychwstał, Alleluja!


17.8.11

nie ogarniam

Dziś rano wybudziłam się z koszmaru. Bohaterem tego odcinka - Czesław. Totalnie nic przy nim nie umiałam ogarniać. Zapomniałam, że trzeba go karmić piersią i przypomniałam sobie dopiero po dwóch tygodniach. Na szczęście okazało się, że jest tam jeszcze mleko i że on umie je konsumować. A co jadł do tej pory? Flipsy, owocki i inne rzeczy, które sam sobie znalazł!!!
W ogóle to wyglądał na 3 miesięczne dziecko i było ciepło w tym śnie moim. Ale też na przykład strasznie wiało, a ja nie miałam dla Czesia czapeczki. Okazało się, że też nigdy nie przebrałam mu pieluszki.
Nie, no masakra ogólna. Koszmar totalny.
I potem pomyślałam o tym wszystkich kwiatkach, które zasuszyłam...

8.8.11

Ta moja tendencja do egzageracji

Gdybym mogła być mężczyzną heeeijej!!!
Supermenem to ja już jestem, takie mam czasem wrażenie.
Ale czemu ja się tak zawsze muszę wszystkim przejmować?
Od trzech nocy budzę się koło 2-3 i zaliczam przerwę we śnie. I myśli mi wtedy ulatują nie tam, gdzie trzeba, czyli do spółki giełdowej. Próbuję zmienić ich kierunek w stronę CJNu - to takie najnowsze ugrupowanie prodziecięce Czesław Jest Najważniejszy.
Ech... I te sny jakieś takie koszmarne.
Byle do wieczora...

29.7.11

gdzie te ruchy, gdzie gdzie gdzie???

22 tydzień. Badania połówkowe. USG 4D (nadal nie wiem, skąd ta cyferka 4 :/)
Pani doktor: Jak dzidzia będzie miała na imię?
Ja: Czesław
PD: Ładnie. Tak nietypowo.
      A czuje Pani ruchy?
Ja: No nie wiem, chyba są jakieś delikatne, a ja, wie pani, jakoś tak mam tego tłuszczu troszkę. I do końca nie jestem przekonana, czy to wzdęcia czy ruchy.
PD: Ale wie pani, wzdęcia? tak codziennie? nie do końca to chyba normalne.
Ja: No nie. ale ja nadal nie do końca wiem, co to za uczucie.
PD: Wie pani, pacjentki mówią, że to trochę, jakby motylek w brzuszku przelatywał...
No więc nie przelatuje u mnie motylek.
Pół godziny później u doktora o semantycznym nazwisku i gorzkim poczuciu humoru (dobrze, że nie został geriatrą):
P: O widzę, że Pani doktor uznała synka za zdrowego (Alleluja!!! na szczęście, odszedł stres, z którym N I K T  z bliskich nie empatyzował). A czy czuje pani ruchy? 
Ja: No nie wiem, czy nie mylę tego ze wzdęciami. Pani doktor mówiła, że to takie ruchy jakby motylka.
P: Wie Pani, ja to nie wiem, bo nigdy nie byłem w ciąży. Ale mi pacjentki mówią, że to, jakby rybka przepływała...
No więc teraz, w 24 tygodniu, czuję bardziej, jakbym płetwą od tej rybki dostawała. Czesiu rusza się, szczególnie mocno po przed chwilą zjedzonym Merci. Merci, Czesiu, że jesteś tu.

20.7.11

wspomnienie z Costa De La Luz

Atlanterra, tam mieszka hiszpański burżuj
Dziś nad Gdańskiem czarne chmury. Polskie lato znaczy się.
W takie dni przypominam sobie obrazy z pięknego hiszpańskiego wybrzeża. To naprawdę kuriozalne, że zaledwie 20 km od obleśnego, betonowego i kamienistego Costa Del Sol można znaleźć stosunkowo odludne, piaszczyste plaże, na których nie piętrzy się turysta w klapku.
Około 50 km na zachód od Tarify, w której wiatr wieje przezajebiście i której stare miasto zauroczy każdego, na końcu drogi znajduje się Atlanterra z uroczą plażą, na której co 50 metrów spotkać można golasa, choć nie jest to plaża dla nudystów. To właśnie tu, a nie na komercyjnym Costa del Sol, swoje wille nad morzem mają hiszpańscy milionerzy (ci oczywiście, którym udało się uniknąć kryzysu ;p). I to jest obraz jak z bajki - oczywiście kiczowaty po stokroć. Bo wyobraźcie sobie taki obrazek, że z tarasu swojego przeszklonego, nowoczesnego domu widać słońce które topi się w Atlantyku. I plażę widać też, bo ten dom jest na wzgórzu. To jeden z tych kiczowatych obrazków, które mogłabym widywać codziennie.
Oczywiście w Atlanterze nie ma campingów, to przyczółek dla bogacza wszak. Pocampować można w Los Caños de Meca, my ze względu na mój błogosławiony stan zatrzymaliśmy się w jednym z nielicznych tu hostali. Bo żeby było jasne - w tym raju nie ma hoteli i niech nigdy nie powstaną alleluja. Te okolice to po prostu przezajebiste miejsce, pełne młodych ludzi, hippisów i z reguły Hiszpanów po prostu. Nie ma tu żadnego lansu i nikomu nie przeszkadza, że na plażach nie ma pryszniców. Można znaleźć zupełnie odludne miejsca pomiędzy skałami na. I na pewno, jeśli gdzieś w Andaluzji chce się poplażować, to na pewno właśnie tam. Amęt.

27.6.11

dirección - España

Akcja ewakuacja. Jadę tam, gdzie morze ciepłe i qchnia wyborna. Już się nie mogę doczekać tego pysznego żarcia - mniam mniam mniam. Owoców morza ponoć nie można jeść w ciąży ;) Cóż, jakoś to Czesio zniesie.
Po powrocie obiecuję małą relację. w planach - Barcelona i Andaluzja. Przy czym informacje o tym, że w Sevilli jest 39 stopni raczej skłaniają mnie do wycieczek wzdłuż wybrzeża, ze szczególnych uwzględnieniem Costa De La Luz.
Co do Barcy, to wierzę w moc Grubego, u którego będziemy gościć.
Hasta luego, Amigos!

23.6.11

piąty miesiąc puka puk puk puk

Energia mnie rozwala, no chyba że akurat chce mi się spać. Znów jestem w tym mieście nad Szprewą, w którym czuję się już powoli jakby u siebie.
I cieszę się bardzo, że będę mogła Czesiowi pokazać, jak dorośnie już trochę i przestanie robić w pieluchy, to zdjęcie, mówiąc:

"O, tak Twoja mama w piątym miesiącu po berlińskich dachach skakała".
W ogóle to trochę się boję. Najbardziej boję się tego, jak z niego zrobić człowieka. I kiedy tak już jestem zestrachana najbardziej, to myślę sobie, że jednak z fajnych rodziców nie powinien wyjść łajdak żaden, bandyta, luj. No jeśli już któryś, to luj najbardziej.

***

Żałuję, że nie mogę jeździć na rowerze. To chyba najszybszy środek lokomocji w mieście nad Szprewą. No cóż, do następnego razu - do lipca 2012. Wtedy dosiądę cruisera i będę śmigać przez mosty i ulice z otagowanymi kamienicami wśród lekkiego zapachu trawy unoszącego się bez strachu przed przymusowym leczeniem.

13.6.11

same wujki dobre rady

Tylu doradców, co w ciąży, to się, mam nadzieję, nie ma nigdy. Bo jeśli tak samo intensywnie będą mi ludzie w okół doradzać na temat wychowania potomstwa, to chyba pierdolnę. Co słyszę teraz? No skrajnie różne opinie, ale wszystkie biorą się z dobrego serca, w co na serio nie wątpię, ale szczerze mam tego dość.
Jakie są przykazania:
1. Nawet najmniejsza ilość alkoholu może źle wpłynąć na rozwój Twojego dziecka.
Ja się pytam więc: czy ja piję?????? (w sensie, że ogólnie, poza ciążą, to piję, chętnie, a i owszem)
2. Nie prowadź samochodu.
Ależ proszę, zapraszam wszystkich mądrych do podróży pociągiem na trasie Gdynia-Warszawa. Szczególnie zapraszam tych, co mi to prowadzenie wyrzucają, a siedzą z tyłu jako pasażerowie.
2. Uważaj, co jesz. Czy na pewno wolno Ci to jeść?
Będę se jadła co chce i nic nikomu do tego.
3. Ale czy Ty w ogóle możesz pić kawę?
Kurde, mogę se pić kawę i już. Bo kawa jest dobra i tyle.
No więc może zaapeluję do czytelników tego bloga, co ich w realu spotykam - dajcie no mi święty spokój.
A jak się komu imię Czesio nie podoba, to niech się pałuje :)
Amęt

3.6.11

a co tu tak cicho???

Nikt nic nie pisze. Gippius zamilkł. A bo jakoś mało co z moich myśli, doznań i wrażeń zdaje mi się ostatnio mieć jakąkolwiek wartość. Bardziej tak po prostu sobie trwam. I choć z metafizyką nigdy jakoś nam po drodze nie było (no może poza tymi kilkoma uniesieniami jeszcze na studiach), to teraz, mam wrażenie, nie spotykamy się w ogóle. Wszystko się ostatnio kręci wokół fizjologii. Bardziej tak koncentruje się na jedzeniu. No i oczywiście tyje na potęgę.
Czasem, kiedy nieopatrznie zamyślę się na chwilę, zastanawiam się, jak to będzie z Czesławem. Wiem, że zupełnie inaczej. Już jest inaczej. Tryb życia odmienił mi się diametralnie. Zasypiam wcześnie, nie mam ochoty na spotkania, a mój ulubiony spot to kanapa. Oczywiście 3mam mocno moje nieopuchnięte jeszcze kciuki za to, żeby nie był to stan permanentny, choć teraz nie przeszkadza mi w ogóle.
Acha, no i na pewno, ale to na pewno, nigdy publicznie nie stwierdzę, że zabawa bez alkoholu jest spoko, bo nie jest. Mogę sobie na to kłamstwo pozwolić tylko w przypadku hipokryzji wychowawczej wobec Czesława, kiedy przyjdzie do domu pijany w wieku lat 13.
Taki to wpis o niczym - proszę.

9.5.11

sobotnia noc

Wracaliśmy w nocy z przezajebistego miejsca - Cegielnia w Rzucewie, z udanego wesela.Jednym drobnym mankamentem okazało się półtoragodzinne wyciąganie C z imprezy. Jak już się wreszcie udało, to radiowa Trójka zagrała mi na sentymentach i przeniosła mnie do roku 2000 chyba. Wtedy byłam piękna i młoda, i zwykłam nazywać się plastikową housową lasią.
To Tori Amos w remiksie Armanda Van Heldena przeniosła mnie w czasy niewinnej młodości.

4.5.11

bo jazzu nikt nie kuma man

O ja jego! Czy była to najzimniejsza majówka ewer ewer? No chyba tak...
Wywiało nas z Półwyspu, bo pizgało zimno i niemiłosiernie. Wrr... Ale widziałam, że lans na polach był :) Krótkie spodnie muszą być, a stopni Celsjusza 6!!!

* * *
Lubię wracać do Ucha. Chyba zawsze będzie mi się kojarzyć z weselem.
A jazzu nikt nie kuma man. Z konkursu młodych zespołów jazzowych. Nawet Sonia wytrzymała. Albo ja się starzeję, albo jazz jest jednak bardziej jadalny. Albo jedno i drugie.


29.4.11

Subiektywny ranking najpiękniejszych plaż

Kiedyś C natknął się na jakiś top 10 plaż świata. I tak się wydarzyło, że wylądowaliśmy na jednej z nich - w Tulum w Meksyku. No i oczywiście morze było zajebiste, plaża, palmy. Ale cóż, najpiękniejsze plaże to są nad Bałtykiem i tyle na ten temat. A o to fotorelacja z wycieczki na Wyspę Sobieszewską.




















26.4.11

Bo tu to se mogę o wszystkim...choćby i o grobie w Kcyni

Ostatnio publikuję na  blogu korporacyjnym , ale założyliśmy (w korporacji, jasna sprawa), że jednego tematu poruszać nie będziemy - religii. Przede wszystkim dlatego, że Naród nie dorósł (tak, tak, ten, co z natury niedorośnięty - młodzież mam na myśli), czyli że pokoleniowo nie naumiał się jeszcze dystansować do spraw świętych i nietykalnych. Także na Croppie morda w kubeł a na Gippiusie - hulaj dusza - piekła nie ma! W sumie to nawet jeśli jest, to potencjalnie nie powinnam tam, z tą swoją wrażliwością na bliźniego, zwaną czasem socjomanią, trafić.

W niedzielę za sprawą świąt wielkanocnych i katolickiej tradycji budowania grobów pańskich (z większym lub mniejszym polotem proboszcza, ale o tym za chwilę) na Ryju jak i w innych mediach Rumia stała się sławna. Już nie była miastem pod Gdynią, ani miejscowością na trasie na Półwysep. Rumię ukonstytuował grobowy tupolew powstały dzięki kreatywności Ojców Salezjanów, o czym więcej tu.
Mnie jednak totalnie rozłożył na łopatki grób z Kcyni. Miszcz. Sztuka konceptualna w czystej formie. Najpierw może foty, potem słowo na niedzielę od Gippiusa w temacie malachów.



No więc, co my tu mamy. Performance artystyczny, fragment kampanii społecznej - zwolnij, piłeś nie jedź. A wszystko to okraszone dżipiesowym hasłem, choć tym razem do celu nie prowadził Cię Chołek a Chrystus (no tak przynajmniej odczytuję z key visuala i ze słów proboszcza parafii).
Jak dla mnie - ostra jazda bez trzymanki. A już Chrystus podłączony do kroplówki...
Brak mnie jednak słów, nawet na niedzielę.