31.3.08

Życie na krawędzi

Wykończenie. Mowią, że się w weekend powinno odpoczywać. Tak odpoczełam, że zaraz chyba zejdę normalnie. Biba miała miejsce na moją czesć niby. Ale się na smutno załatwiłam, bo z czego tu się cieszyć? Jedynie pozostaje żyć nadzieją, że ta teoria o tym, że kobiety dojrzewają po 30-stce jest prawdziwa.

26.3.08

wiosenna wywłoka

Ja już wiem, co jest źródłem mojej impotencji twórczej.
Weszłam dzis do biura i luzik - słoneczko swieci, niebo niebieskie - łąkowy haj. Przychodzi 16.00 i dupa. Normalna, ordynarna, pogodowa dupa, a własciwie Dupa, bo przecież pod postacią tego oblechowego sniegu istaniejąca, więc upostaciowiona. Mnie się wiosny chce. I nie jestem w tym chceniu odosobniona. Więc może, gdyby wszyscy tak razem, solidarnie zachcieli, to ta wywłoka wiosna (bo jak tu o niej w superlatywach się wyrażać, skoro sie pusciła była w jakies tango i o obowiązkach względem ludzkosci zapomniała) by poszła wreszcie po rozum do głowy i tak mnie tym słońcem i zielenią na pozytywnie utuliła. Oby.

Factotum zenada

Miało wczoraj być kinowo i lekko. A było po prostu nijakowo, choć kinowo. Wciągnięty we wilii został materiał Factotum. Jako story o alkoholiku - żenada, mogliby się od Koterskiego trochę pouczyć, a wyszło by im bardziej na zdrowie. Jako story o pisarzu - też kicha.
Fajnie tak krytykować, jak się nic nie umie, co nie?

24.3.08

Kryzys twórczy

Nie chce mi się pisać na potęgę. I przecież nie o to chodzi, że mało się dzieje. Raczej to kwestia pro nastroju, w jakim się obecnie znajduję. Zastanawiające, czy z radosci można zejsć? No pewno można, te zawały jakies, inne serca ataki - czasem one są od szczęscia. Ten zawał to mi raczej nie grozi - cisnienie w normie, zuckerro toże, nie wiadomo, jak z hormonami, choć zdaje się, że relatywnie też okiełznane.

Na ten lany poniedziałek włanczam se Włatców!

20.3.08

Kozak z Łąkowej

Wczoraj w spożywczym na Łąkowej.
Występują:
Knypek 1 (milczący)
Knypek 2
Kozak

Knypek 2: Ale żes był kozacko wczoraj ubrany, kurde.

Kozak: Jo, ale że jak?

Knypek 2: No żes miał spodnie Lechii i kurtkę Barcelony. Kozacko, nie?

Kozak: No tak. A teraz chce se nowy dres kupic Lechii. I do tego se wloze najki, biale, nie. I beka, bo mniejszy dres kosztuje wiecej niz wiekszy, a powinno byc odwrotnie, co nie?

Knypek 2: No (szuka po kieszeniach, wyciaga monety) o, kase mam, spoko.

Kozak: A ja poszlem do lekarza i mam zapalenie pluc. W piekarni kupa roboty, a ja na zwolnienie i chuj.

To tyle, ale fajnie było, na Łąkowej

18.3.08

od spotkania do spotkania

Się tu spotykam cały Boży dzień. A jutro to mam tych spotkań najwięcej - może zostanę królową spotkań. Jest tu już jednak jedna Królowa, więc chyba nie będę jej konkurencji robić. Tymbardziej że mam status "nowej", "tej nowej".
Tu niby wszyscy tacy otwarci. Oby...
Ale zasada jest jedna - im większa korporacja, tym więcej bardaku :)

16.3.08

powrót smoka - panny w lokach

Niniejszym obwieszczam powrót na łono. Relaks na skalę totalną uprawiałam przez tydzień ostatni i, jak się okazuje, choć nie jest to zaskakujące, właśnie tego było mi brak. I co ważne - odcięłam się od przekaźników, komunikatorów i wszystkich innych producentów informacji. No prawie. Utrzymywałam kontakt z kelnerami w knajpie;-)
Jutro - do boju w nowym korporacyjnym ustroju!!!

7.3.08

Przemiany

Mówią, że każda podróż jest przemianą. Być może. Ja zapodałam sobie przemianę w każdej dziedzinie, mam wrażenie. Dziś opuściłam mury korporacji i jej świętej racji. Nie ukrywam, że wstępnuję do nowej - ktoś musi spłacać kredyty. Jadę w mikro podróż. By gładko przejść do nowych okoliczności.
Blogerkę zawieszam, bo się od świata odłączam. Białe łąki - nie kojarzyć z narkotykami, proszę.

5.3.08

Zwijam mandżur

Zwijam mandżur intensywnie. A miała niby być wyluzka. Aż mnie głowa boli na myśl o porządku na biurku, obok biurka i pod biurkiem. Ile gadżetów może człowiek uzbierać przez dwa lata. Czapeczki, długopisiki, smyczki, koszuleczki, papierki, papiereczki - masa cała rzeczy już nieużytecznych. Bo kto by chciał nosić taką czapeczkę, co jej Chińczyk mały na powierzchni połowie wyhaftował nićmi logo biało-czerwone? To się nawet na prezent nie nada. Zostawię dla potomnych marketerów - niech się bujają z moim bardakiem.
I tak mijają dni w wielkim pędzie. Niedługo się na chwilę zatrzymają. A ja przeniosę się na białe łąki.

4.3.08

Gary!!!! - z pamiętnika Kury Domestici

Nie o Oldmanie, ani o Cooperze, tylko o zwykłych garach będzie. Bo taki gar - to jest dopiero niesamodzielny, opieszały i leniwy. Gar potrzebuje pełnej obsługi. I w dziedzinie kulinarnej - spoko, nie jest to zwała największa. Ale jak już taki gar zalegnie w zlewie, to wyjść sam z niego nie umie. Leży i czeka, na lepsze czasy. Jak już blog będzie od niego mniej ważny, telefon do przyjaciela ustąpi mu grzecznie miejsca, albo gara widoku w zlewie właściciel więcej nie zniesie. I o to właśnie jest ten moment - Kura Domestica w drodze na zmywak.

stówka - na zdrowie

Pamiętam, jak Karolina świętowała setny wpis. Ja jakoś na celebrę nadmierną nie mam mocy. Bo jestem z gluta, glut jest przeze mnie i takiem tam. Dościgła mnie choroba, a Pani z NZOZ SL DeZeteL (Działki Leśne - dla nieświadomych) przypisała mi to samo, co ostatnio. Żyję nadzieją, że się obejdzie bez antybiotyku.
Chwilowy zawrót głowy wszechpanujący w chorobie ciężki jest do ogarnięcia, a i w pracy trudno znaleźć chwil parę na radosną twórczość.
Zdemotywowało mnie też zasłyszane ostatnio od Kasi Nosowskiej zdanie, co je ze swoją kulawą pamięcią tylko sparafrazować mogę, że człowiek zakochany mało jest twórczy. Jest coś na rzeczy. A i świat wokół w jakimś takim pędzie, że ciężko ładny kadr zrobić i na chwilę się zatrzymać. I ja, jak wiadomo, nie z tych, co chcą zatrzymać go wreszcie i wysiąść. No więc mknę - oby do piątku.