28.1.13

Perfekcyjna Pani Domu, czyli przerwa na reklamę

Wreszcie obejrzałam na żywo niemalże cały odcinek Perfekcyjnej Pani Domu (skrót w powszechnym użyciu: PPD). To dość zabawne, że dopiero teraz, bo z uwagi na własne domostwo, to jestem chyba idealnym targetem :) Poza tym, kto mnie zna, ten wie, że Perfekcyjna fascynuje mnie od dawna.
Nie wierzyłam temu, co widzę.

Zaczęło się od Porady domowej nr 1, w której PPD rekomenduje, jak przygotować obiad na szybko. No i wtedy pojawia się długi najazd kamery na opakowanie warzyw mrożonych Hortexu, które to PPD pieczołowicie rozcina nożem, żeby logotyp długo pozostał widzowi w pamięci. Rozenek smaży i smaży, i wspomina o tym, że dobrze posolić i popieprzyć, i  przyprawić ziołami (jakie było moje zdziwienie, że ani Kucharek, ani Kamis, ani nikt w ogóle z ziół nie chciał se zrobić super lokowania produktu).
No nic, jedźmy dalej. A dalej nie wiem, czy klasyka odcinka, ale historia chyba taka, że Matka i Córka mają konflikt i postanawiają tenże załatwić poprzez udział w programie, przy okazji sprzątając sobie chaty. To taka nudna część. Trochę emocji, ale na przykład na łzy się nie załapałam w ogóle, a mogłyby być.

Porada domowa nr 2 czyli, jeśli masz brudny piekarnik, to czym go czyścisz? Tylko ręcznikami Foxy (znów długie ujęcia), proste. Ale jaki stosujesz patencik na ich rozwijanie? Acha, i tu niespodzianka! Otóż wyciągasz ze środka tę tekturową rurkę, wokół której zawinięty jest ręcznik, i od środka rozwijasz papier. To ja się pytam Pani Małgorzaty Rozenek, a co jeśli w rolce będzie już tak mało papieru, że nie będzie mogła ustać, tylko niesfornie składać się będzie??? Co z takim ręcznikiem kuchennym zrobić mam???

Potem w ramach programu, a nie porady domowej, przynosi PPD dużą ceratową granatową torbę z wielkimi uszami i ten, kto bywa, to zrazu wie, że szykuje się kolejny prodaktplejsmencik - tym razem Ikea. Małgorzata pokazuje zajebisty uchwyt na żelazko i deskę do prasowania, co sobie go człowiek może zamontować od wewnętrznej strony szafy i deska znika. To ja się pytam: Droga PPD, a co mają zrobić ludzie z szafą typu Komandor??? Gdzie mają chować żelazko i deskę??? No nie mają gdzie i mają co? Burdel mają.

No i potem następuję Cud na miarę Kany Galilejskiej. PPD bierze garnek i dwie "czerstwe bułki", które przemienia w ciągu dwóch minut na kuchence elektrycznej w "chrupiący chleb". I to są cytaty! Pytam się, panie Philipiak od garnków, czemu Cię tam nie było??? Stracony czas reklamowy bezpowrotnie, a Naród Nasz Wielki skory do wiary w cuda wszak.

Potem jeszcze lecą krople do oczu - chamsko i perfidnie, choć nazwy nie zapamiętałam - chyba z wrażenia. Kto ich używa? Oczywiście PPD i może sobie je w ampułeczkach nosić :)  C Z A D

Test białej rękawiczki to też jest coś. Otóż PPD wjeżdża na chaty szanownym paniom i niczym muszkieter albo seryjny morderca w filmie klasy D przywdziewa (scena była mocna, uwierzcie) białą rękawiczkę, z którą to pakuje się tam, gdzie nikt normalny ręki nie wkłada - okapy (jezu, jak się cieszę, że nie mam), kratki wentylacyjne, szczyty szafek, żyrandole, itepe). I udaje się!!! Brawo drogie panie - rękawiczka jest perfekcyjnie biała!

Finisz chyba jest najgorszy. W perfekcyjnym domu Perfekcyjnej Pani Domu występują dwie bohaterki nasze, które w ramach udziału w programie (obstawiam, że za darmo albo za 300pln) otrzymują szarfę odpowiedzialności (f****** - nie wierzę) i ważą się losy, która z nich jest lepszą gospodynią. Tu klasyczne dźwięki napięcia w reality show i PPD z diademową koroną w rękach przy (sic!) tronie (naprawdę tronie)!!!!!!!!!!!!!!!! PPD ogłasza werdykt: obie były super, ale wygrała matka. Matka zasiada na tronie, dostaje na czaszkę koronę, którą potem z miłości do córki jej na czaszkę przekazuje.

Z programu wyciągnęłam kilka wniosków:
1. Daleko mi do PPD i to nie tylko dlatego, że czerwtych bułek w chleb przemienić nie umiem.
2. Lud ciemny naprawdę to ogląda i to nie dla beki.
3. Pani Małgorzata Rozenek jest jednym z większych drewienek naszego biednego szołbi!



9.1.13

Ten typ mnie przeraża


No więc nie trudno było usłyszeć, że polskim hitem 2012 roku jest piosenka zespołu Weekend "Ona tańczy dla mnie". Mówiły o tym media mainstreamowe, które rzekomo targetowane są do bardziej wybiórczej publiczności - np.: TVN24. I żeby było jasne, to nie jest tak, że z gadką o sukcesie piosenki spotkałam się raz czy dwa. W TV o tym napierdalano, mówiąc dosadnie. Ktoś mi nawet doniósł, że i w TeleEkspresie chłopaki mieli swoje pięć minut. Zdaje się, że 15 minut czasu antenowego (a może i więcej) poświęcono na propagowanie tego wybitnego gówna w Dzień Dobry TVN.
Aż do tej pory klipu nie widziałam, hitu nie słyszałam. Broniłam się chyba, bałam się poznać prawdę o narodzie. Ponad 30 mln wejść - polski PSY, normalnie Gangnam style. Dziś odpaliłam. Ledwo nie zwymiotowałam. Dziwnym nie jest, że hicior mi się nie spodobał. Gorzej, że wzbudził takie obrzydzenie, że nadal buzia mi się wykrzywia, jak mi staje przed oczami ta oto gęba, o:


No przyznajcie sami, że postać obślizgła i nie wzbudzająca sympatii. A narodowi się podoba, a naród tańczy z nim i dla niego, a co gorsze - przy jego muzyce.

*     *     *

Panie Boże chroń mnie przed takim mainstreamem i dziecko moje również.

7.1.13

Kości zostały rzucone

z dedykacją dla K.

Jest taka mała, ślepa uliczka w Gdyni o wdzięcznej nazwie Urszulanek. Znajduje się w jednej z moich ulubionych dzielnic - tzw DZL (czytaj: Działki Leśne). Bywałam tam często. Właściwie bardzo nawet.

* * *

A teraz nie mam tam już po co chodzić.