25.2.10

o jednym dziecku

Babyboom trwa. Pierwszy najbliższy jego owoc - S. Mała jamniczka. Drze twarz niebywale. Nikt tak twarzy niedrze. Ma mistrzostwo świata w darciu twarzy. Ale częściej czaruje. Się śmieje. I czaruje. Oczka przymyka. Nie boi się Peli. Zdaje się, że to Pela boi się jej.
I ładna jest, jamniczka.

19.2.10

nie ma takiego miasta Londyn

Do Londynu jechałam w dużym podnieceniu. Nie widziałam miasta od 10 lat. Jak miałam 20 lat, to Londyn robił wrażenie. Ale też to nie było waw. Miasto za duże. Za dużo ludzi. Tłok. Tłumy. W tej sprawie nic się nie zmieniło. Podróże w obrębie centrum zajmują całe godziny. Ludzie też nie są już tak kolorowi, jak dziesięć lat temu. Może znów nie zobaczyłam Londynu tak, jak powinnam. Iki zabrał nas na wycieczkę po parku, pokazał nam spot ortodoksyjnych żydów i widoczek na całe city. No i to były chyba największe atrakcje. Pomijając, rzecz jasna, finał wycieczki, ale o nim za chwilę.
Temat "sklepy" był integralną częścią tej podróży, bo ta podróż to delegacja była. No i w tej materii nie jest najgorzej, choć nie zachwyca, jak kiedyś... W każdym razie but został zakupiony w ilości sztuk dwie i nowa płyta Fourtet też, a dodatkowo wpadł również krążek Kool and The Gang (jak żona będzie wpadać z S, to se potańczymy).
Z ciekawych znalezisk to ta oto pani Fatima na wyróżnienie zasługuje. Bo i zdaje się, że rynek sex shopów mają bardziej rozwinięty.
A teraz słów parę o finale wycieczki.
Otóż w ostatni, ostatni jak nam się wtedy wydawało, dzień oddaliśmy się sztuce w Tate i zakupom książkowo-płytowym na Soho. Jakoś tak odpowiedzialność za obliczenia czasu dotarcia na lotnisko rozmyła się pomiędzy całą naszą trójkę i walczyliśmy z czasem. Niestety, po raz pierwszy w moim życiu zabrakło mi 10 minut w drodze na samolot. I tak też pocałowaliśmy klamkę. Nie żeby lotnisko zamknęli, ale już nas wpuścić nie chcieli do samolotu. I tak Wizzair nie potraktował nas najgorzej, bo odrazu przebukowali nam bilety na następny dzień. Nieco smutni i jacyś tacy za połówkami stęsknieni snuliśmy się w stronę hotelu Ibis. Chłopcy szli na przedzie. Ja na tyle. Oni na punka - ja przez przejście. Nie zastanawiając się długo, dałam krok na przód. Nagle, nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak, wjechał we mnie samochód osobowy, co marki jego nie pamiętam. Uderzył mnie, zdaje się, że w lewe kolano. I połamał mi uchwyt do mojej superowej różowej walizeczki. Z samochodu osobowego, co marki jego nie pamiętam, wyskoczyła zaniepojona Brytyjka z zaniepokojonym Brytyjczykiem w wieku moich rodziców. Kiedy wstałam i oceniłam, że oprócz lekkich obić nic mi nie jest, to nie wierzyłam, że coś takiego mogło mi się wydarzyć. Na serio. Hej przygodo! Dziś siedzę już na dupce w mojej małej kaszubskiej ojczyźnie i cieszę się, że to już koniec tej angielskiej przygody.

18.2.10

Polski Outdoor

Kiedy wróciłam z miasta Londek Zdrój, styrana podróżą i przygodami, na stole czekał na mnie zajebisty album - "Polski Outdoor" (dzięki, C).
Inicjatywa zbożna. Przez wielu długo oczekiwana. Co wrażliwsi estetycznie nie mogą pogodzić się z tym, co opanowało polskie ulice - krytyczną masą reklamy zewnętrznej. Tańczące banery, wielkie siatki przysłaniające widok mieszkańcom budynków, kaskady billboardów i szyldy. Część z nich na nośnikach legalnych, większość jednak nie.
Pan Ziutek z zakładu mechanicznego siada za biurkiem, odpala worda i tworzy. Tworzy jak dziki, a efekty jego twórczości są mierne. Ale to nie tylko kwestia panów ziutków. To zjawisko dotyczy również billboardów wielkich korporacji. W Polsce reklamuje się promocje, promocyjki, super rabaty i rabaciki. Większość na żenującym poziomie. Najgorsze, że nawet instytucje kulturalne, tj. galerie, puszczają totalne buble...
Album zdjęć Elżbiety Dymnej i Marcina Rutkiewicza o reklamie zewnętrznej w Polsce obrazuje rozpaczliwy obraz polskich krajobrazów. Mam wrażenie, że jeśli oddolnie nie powstanie jakaś inicjatywa, żeby zmienić ten śmietnik reklamowy w coś przemyślanego, to za chwilę wrażliwość odbiorców na outdoor umrze.
No bo ile można się z tego śmiać. Ten śmiech już rodzi łzy...

11.2.10

jestem robotem zapierdalam w sobotę

Takie sobie snuję ostatnio rozważania na temat korporacji.
Ile trzeba mocy i determinacji, żeby móc się od korporacyjnych racji odciąć, wyjść w piątek o 17.00 trzasnąć drzwiami i tyle.
Niedawno śmiałam się z filmiku pracowników Auchan.



A dziś zastanawiam się, czy nie śpiewam w tym chórku razem z nimi. I oczywiste, że śpiewam. Ale za każdym razem, jak śpiewam, to ciekawi mnie, na ile oddalam się od zasad, ideałów, prawdy. I wiem, że to wszystko relatywne wartości :), mimo to martwię się.
Bo nie chcę być robotem i zapierdalać w sobotę:



W Ł Ą C Z    M Y Ś L E N I E !!!

10.2.10

urodziny ktoś ma

Zgadnijcie, czytelnicy drodzy, kto dziś ma urodziny?
Podpowiedzi parę:
1. Są to 84 urodziny tej osoby.
2. Lubi spędzać czas nad morzem ta osoba, bo w sumie też musi trochę.
3. Napisano o tej osobie kilka książek.
4. Ludzie przyczepiają sobie jej zdjęcie na tyle samochodów.
5. Ma wzgórza i doły.
Kto zacz?

4.2.10

ta zima jest z dupy

Czemu?
1. Nie da się chodzić po tych chodnikach. Ślizgam się, jakbym miała uszkodzony błędnik.
2. Nie wolno zapominać czapki ani na chwilę, a ja cały czas jej zapominam.
3. Traumatyczny widok wielkich śnieżnych zasp, co się będą musiały za chwilę zmienić w rwąze potoki wody.
4. Brudny śnieg, nie żebym jakąś pedantką była, ale wkurwia jakoś tak całokształtowo.
5. Się zakopywanie samochodem.
6. Takie trochę niepełnosprawne podjeżdżanie pod strome górki.
7. Szybko się ciemno robienie.
8. I jakaś taka apatia rozespaniowa

1.2.10

imiona, mody, trendy, fantazje, odjazdy

Jest baby boom. Wokół mnóstwo dzieci. Dziewczynki, chłopcy, bliźnięta... Rodzice kochają dzieci, więc nadają im z miłości imioma. Imiona, które im się podobają, oczywiście. No bo dzieci głosu nie mają.
Ja jestem z pokolenia Michałów, Tomków, Krzyśków, Wojtków, Ań (w liceum miałam 8 Ań), Agnieszek, Kaś. Takich zwyczajnych imion.
Potem pamiętam wysyp imion ewidentnie niepolskich, takich jak: Vanesca, Żorżeta, Nicole, Nicolette, Dżejson, Dżessika, Ariel. Imion wymyślnych - np.: Solidariusz, Drogomierz.
No i teraz trwam w secie imion ongiś niepopularnych, a dziś święcących triumfy, bo wszyscy po dziadku albo babci. I tak mamy wysyp: Franków, Zoś, Antków, Maryś, Tymków, Staszków itepe.
Cóż... Trend jest trend ;)
A z ostatniej chwili: Krescencja Koszkur