18.2.10

Polski Outdoor

Kiedy wróciłam z miasta Londek Zdrój, styrana podróżą i przygodami, na stole czekał na mnie zajebisty album - "Polski Outdoor" (dzięki, C).
Inicjatywa zbożna. Przez wielu długo oczekiwana. Co wrażliwsi estetycznie nie mogą pogodzić się z tym, co opanowało polskie ulice - krytyczną masą reklamy zewnętrznej. Tańczące banery, wielkie siatki przysłaniające widok mieszkańcom budynków, kaskady billboardów i szyldy. Część z nich na nośnikach legalnych, większość jednak nie.
Pan Ziutek z zakładu mechanicznego siada za biurkiem, odpala worda i tworzy. Tworzy jak dziki, a efekty jego twórczości są mierne. Ale to nie tylko kwestia panów ziutków. To zjawisko dotyczy również billboardów wielkich korporacji. W Polsce reklamuje się promocje, promocyjki, super rabaty i rabaciki. Większość na żenującym poziomie. Najgorsze, że nawet instytucje kulturalne, tj. galerie, puszczają totalne buble...
Album zdjęć Elżbiety Dymnej i Marcina Rutkiewicza o reklamie zewnętrznej w Polsce obrazuje rozpaczliwy obraz polskich krajobrazów. Mam wrażenie, że jeśli oddolnie nie powstanie jakaś inicjatywa, żeby zmienić ten śmietnik reklamowy w coś przemyślanego, to za chwilę wrażliwość odbiorców na outdoor umrze.
No bo ile można się z tego śmiać. Ten śmiech już rodzi łzy...

Brak komentarzy: