20.7.11

wspomnienie z Costa De La Luz

Atlanterra, tam mieszka hiszpański burżuj
Dziś nad Gdańskiem czarne chmury. Polskie lato znaczy się.
W takie dni przypominam sobie obrazy z pięknego hiszpańskiego wybrzeża. To naprawdę kuriozalne, że zaledwie 20 km od obleśnego, betonowego i kamienistego Costa Del Sol można znaleźć stosunkowo odludne, piaszczyste plaże, na których nie piętrzy się turysta w klapku.
Około 50 km na zachód od Tarify, w której wiatr wieje przezajebiście i której stare miasto zauroczy każdego, na końcu drogi znajduje się Atlanterra z uroczą plażą, na której co 50 metrów spotkać można golasa, choć nie jest to plaża dla nudystów. To właśnie tu, a nie na komercyjnym Costa del Sol, swoje wille nad morzem mają hiszpańscy milionerzy (ci oczywiście, którym udało się uniknąć kryzysu ;p). I to jest obraz jak z bajki - oczywiście kiczowaty po stokroć. Bo wyobraźcie sobie taki obrazek, że z tarasu swojego przeszklonego, nowoczesnego domu widać słońce które topi się w Atlantyku. I plażę widać też, bo ten dom jest na wzgórzu. To jeden z tych kiczowatych obrazków, które mogłabym widywać codziennie.
Oczywiście w Atlanterze nie ma campingów, to przyczółek dla bogacza wszak. Pocampować można w Los Caños de Meca, my ze względu na mój błogosławiony stan zatrzymaliśmy się w jednym z nielicznych tu hostali. Bo żeby było jasne - w tym raju nie ma hoteli i niech nigdy nie powstaną alleluja. Te okolice to po prostu przezajebiste miejsce, pełne młodych ludzi, hippisów i z reguły Hiszpanów po prostu. Nie ma tu żadnego lansu i nikomu nie przeszkadza, że na plażach nie ma pryszniców. Można znaleźć zupełnie odludne miejsca pomiędzy skałami na. I na pewno, jeśli gdzieś w Andaluzji chce się poplażować, to na pewno właśnie tam. Amęt.

Brak komentarzy: