8.9.11

żarówka z DDRu i Warzywniak na lawecie

Kiedyś oglądałam zajebisty film na TVN CNBC na temat skracania długości życia produktu, jak to się w dzisiejszych czasach szkoli projektantów tak, żeby zaprojektowane przez nich rzeczy żyły jak najkrócej - czyli, żeby gospodarka się kręciła, a świat obrastał w nowe śmieci.
Ja wiem, ja wiem. To taki trochę jest manifest hipokryty, bo i ja przyczyniam się w dużej mierze do zaśmiecenia tego świata. No ale co tam - jestem chwilowo mocno poruszona, więc piszę.
Otóż w zeszły piątek "Warzywniak" zepsuł się tak, że musiał być dowieziony do Pana Doktora na lawecie. Po czterech dniach roboczych Pan Doktor wreszcie wydał wyrok - wyrok skazujący na wymianę skrzyni i sprzęgła. I uwaga, wcale nie chodzi o to, że zepsuła się cała skrzynia - o nie nie nie. Zepsuł się jeden z jej elementów, ale ten element nie może być wymieniony osobno, bo stanowi integralną część skrzyni. Naprawa ma wynieść prawie tyle, co koszt samochodu z tego rocznika.

W DDRze naukowcy wymyślili żarówkę, która może świecić jakieś 20 lat. Kiedy pojawili się na targach w RFNie, ich zachodni koledzy z Philipsa posłali ich w kosmos, bo przez takich jak oni, to mogą co najwyżej pracę stracić.

Nie lubię to!

Brak komentarzy: