To naprawdę ironia losu. Przecież ja nigdy, ale to nigdy nie byłam na diecie. Co więcej, gardziłam tematem głośno i konsekwentnie (chociaż w jakiejś kwestii konsekwentnie). I co mi przyszło? Dla dobra Czesława poddałam się żywieniowej racjonalizacji i rutynizacji.
I ironia losu numer dwa. Tak jak nigdy nie byłam na diecie, tak i specjalnie mocno nie angażowało mnie jedzenie słodyczy. Aż do czasu ciąży.
No więc czemu tak to się dzieje, ja się pytam? Toż miał to być popas dla mojego apetytu. Tymczasem - warzywka, chudziutko i gorzko bardziej niż słodko i nawet nie słono!!!
Tęsknię do Was, kochane węglowodany.
5 komentarzy:
Głowa do góry Piękna ! :)
Ona rzadko jest opuszczona!
...i bardzo dobrze! :) Dieta to złe słowo. Kojarzy się z odchudzaniem. Lepiej pasuje : zmiana sposobu odżywiania :)
Miłego dnia :)
będzie dobrze za niedługo
no nie wiem, nie wiem. z jedzeniem może i tak, ale z tym dzieckiem??? :)
Prześlij komentarz