15.1.11

C H A N G E - odmieniło mi się z tym Londynem

praca Ben Eine przy Old Street
Planowałam dziś coś napisać na ten temat. Wchodzę na fejsa, a tam Bookerbus już gotowy.
No więc ja miałam trochę gorzej. Pierwszą część pobytu spędziłam, kursując pomiędzy pralnią a hotelowym łóżkiem. Rozłożył mnie wirus, który zresztą nie odpuścił mi aż do teraz. Szczęśliwie, na czas dwóch ostatnich dni pobytu, udało mi się chorobę zignorować, a w Londynie nastała wiosna. I może przez tę wiosnę, a może przez ten brak pośpiechu, sama nie wiem, ale jakoś wydarzyło się tak, że Londyn mnie zachwycał.
Pamiętam refleksję z metra, kiedy to wracałam z J z Camden, a naprzeciwko nas siedziało 6 osób, które swobodnie mogłyby być sześciu różnych wyznań, mówić w sześciu różnych językach i prezentować przynajmniej trzy różne rasy, a łączył ich ten sam "melting pot".
Londyńska różnorodność ujmuje.
W ostatni dzień pobytu, kiedy to początkowo planowałam zakup płyt i zabawek na Soho, wybrałam się na wystawę Drawing Fashion w towarzystwie przeuroczej Z do londyńskiego Muzeum Designu. W drodze do wykonałyśmy spacer przez całe City aż do miejsca destynacji. I jakoś wydarzyło się tak, że trafiłyśmy na wąską uliczkę z budynkami romańskimi, z małymi okienkami i jakimś takim metawymiarem, który sprawiał, że czułam się, jak u Burtona w Sweeney Todd.
No może trochę się oderwałam od tej sielany, dzięki J, który rozpętał dramę z tytuły wydarzenia, na które nie miałam najmniejszego wpływu, będąc właśnie tam, gdzie byłam.
Minęło mi, jak weszłam na wystawę ilustracji z Vouge'a. Zdziwiło mnie, jak konsekwentnie od niemal 100 lat marki takie jak Givenchy, Dior czy Chanel budują swój wizerunek.
Oczywiście posmutniałam również, zdając sobie sprawę z tego, że taka wystawa raczej u nas się nie odbędzie. Że raczej u nas jest tak, że nie ma muzeum sztuki współczesnej, że nie ma muzeum designu (w Londynie są dwa!!!) i że za szybko pewnie nie będzie...
Jedno jest pewne, chcę tam wrócić i chcę wrócić z C, bo dopiero teraz wiem, czemu on kocha to miasto.

2 komentarze:

bookerbus pisze...

jestem drama boy?

Gippius pisze...

nie jesteś, choć bywasz :)