8.4.12

Modlitwa o stolec

Tak chciałam nawiązać do duchowego wymiaru Świąt Wielkiej Nocy. No cóż, nie znajduję, to prawda. Za to lubię się najeść i ponarzekać. Zawsze to dobry temat do smoltoków.
W tym roku po raz pierwszy wydawałam wielkanocne śniadanie. Był żur mojej produkcji i sernik, resztę przyniosła Mama (Mama - człowiek instytucja, nieoceniona, choć, jak wiadomo, czasem denerwuje;) ). Jeszcze wczoraj popłakałam się, bo sernik rzekomo mnie się nie udał. Cypis ocenił: "nie martw się, kochanie, i tak zjedzą". Miał rację - zjedli. I tu powinno się pokazać zdjęcie sernika, ale się nie pokaże, bo zjedli.
I tak po 9 godzinach, które zdawały mi się być monologiem Babci C. (i chyba były) goście opuścili domostwo, a ja zaległam bez życia i nawet nie denerwowałam się, że Cze zasnąć nie może, bo przecież tak słodko i błogo paczał mi w oczy...
No i modlę się, wiadomo o co.
A więc: Alleluja! I do przodu!!!
A jakby kto był chętny podam przepis Mamy na sernik.

1 komentarz:

Wiolka pisze...

Hehe... o to samo sie modle po tym światecznym obżarstwie :)