*tytuł jest cytatem z K., który doskonale oddaje to, co teraz robi stary (już mocno jednak - 77 lat!!!) Woody
No więc poszłam w zacnym zestawie, tj. z Mamą, K. i Mamą K. z nastawieniem, że "Zakochani w Rzymie" jest właśnie świetnym filmem na wieczór z mamami. I w tym względzie się nie przeliczyłam.
Scenariusz jest błahy i płaski, ale świetnie pociągnięty aktorsko. Na szczególne wyróżnienie zasługuje duet Ellen Page (teraz sobie przypomniałam, gdzie ta panna zrobiła na mnie największe wrażenie i była to "Pułapka") i Jesse Eisenberg (znany szerszej publiczności z "The Social Network"). No i ujmująca jak zawsze, przynajmniej mnie, Penelope Cruz, która u Allena gra rzymską córę Koryntu.
Czego mi w filmie brakuje? Allenowskiej ironii, dobrego dowcipu i intelektualnego zacięcia. Wątek, który jeszcze się broni, to historia reżysera operowego, granego przez samego Allena, co to "wyprzedzał epokę", czytaj: był nieudacznikiem. Nic to jednak nowego, bo nie od dziś wiadomo, że do siebie Allen dystans ma wielki.
Podsumowując, film można obejrzeć w kinie, ale też nie trzeba. Jeśli nie jesteście wielkimi fanami "O północy w Paryżu", a za ostatni dobry film Allena uważacie "Whatever works" (z mega słabym tytułem "Co nas kręci, co nas podnieca"), to ostatnia produkcja reżysera nie wgniecie Was w kinowy fotel.
2 komentarze:
I tak zobaczę jak się uda, w weekend oglądałam "You will meet a tall dark stranger" i troszkę się rozczarowałam, ale "O północy..." mi się podobało, nawet bardzo.
Ale ja nie odradzam paczenia :) niech pani paczy... "You will meet a dark stranger" - słaby, fakt. A o północy, to jednak miał tę bajkowość w sobie... A w Rzymie nawet tego nie ma :/
Prześlij komentarz