5.12.14

"Mama" - nowy Dolan rozłupuje na kawałki

W filmach tego chłopaka kocham się od dawna. Od debiutu wiedziałam, że każdy jego następny obraz będzie coraz lepszy. Mam z nim, jak z Masłowską, jeśli się rozchodzi o młodych debiutantów. Kiedy są obiecujący w formie, to treść sama przyjdzie z czasem i doświadczeniem.
To, że Xavier Dolan w każdym kolejnym filmie rozprawia się ze swoją przeszłością w ogóle mnie nie drażni, a wręcz uważam, że dzięki temu jego filmy są dużo bardziej autentyczne już w warstwie scenariuszowej. Bo co do wartości wizualnych w jego obrazach, to są jak spod igły. Raj dla oczu, dla uszu zresztą też.
Tym razem jest dramatycznie. Bardzo. Może dla mnie jeszcze bardziej, bo jestem już matką... "Mama" to film o głębokiej miłości, jaka łączy nieco nieporadną matkę z nadpobudliwym, sprawiającym duże problemy wychowawcze synem. Koleżanka, co była ze mną w kinie, postawiła nawet tezę, że chłopiec ma większe zaburzenia niż tylko nadpobudliwość. Być może. Najbardziej dojmujący jest chyba brak zrozumienia i wsparcia z zewnątrz.
Dużo ostatnio rozprawiam sobie w głowie o polskiej szkole i edukacji sensu largo. O urawniłowce, ciśnięciu na wynik i braku indywidualnego podejścia do dziecka. No i ubolewam bardzo, bo choć nie mam problemów rodem z dolanowskiej historii, to jak każda matka bezgranicznie rozkochana w swoim dzieckiem, dostrzegam jego indywidualizm.
Ale wracając do "Mamy", to oczywiście na seansie płakałam i śmiałam się naprzemiennie, trochę jak główni bohaterowie. Po prostu trzeba zobaczyć.

Brak komentarzy: