Białe szaleństwo
Nord (AKA North / Północ)
Zrobiłam sobie opis na gg z hasłem "białe szaleństwo" i wszyscy się mnie pytali, czy chodzi o koks. Otóż nie. Chodzi o norweski film drogi obejrzany na festiwalu era nowe horyzonty. Z kinem skandynawskim to ja mam różnie. A właściwie słabo to mam tylko z Von Trierem, bo manipuluje widzem, choć przy Antychryście jakoś mi to nie przeszkadzało. Nord to historia pogrążonego w depresji Jomara, który kiedyś był narciarzem, miał rodzinę i poukładane życie. Dziś spędza czas na piciu spirytusu (jak on go pije, normalnie do Koterskiego się nadaje) i jaraniu zioła w chatce przy wyciągu, skąd wyrusza czasem na terapię do pobliskiego szpitala. Zwrot akcji następuje po pożarze, który Jomar wywołuje i z którego się ewakuuje, by na skuterze śnieżnym pojechać na północ i odszukać swoje dziecko. Po drodze spotyka masę norweskich freaków, którzy w konfrontacji z jego depresją wcale nie odstają. To film o skandynawskim wyobcowaniu, ale i potrzebie nawiązywania bliższych relacji. Jest zabawnie, ale i gorzko. Najbardziej przemówiła do mnie scena lokalnego szamana, który pyta Jomara, ile ma lat, ten odpowiada mu, że 30, a szaman mówi, że jeszcze wiele błędów w życiu popełni. Obejrzyjcie.
1 komentarz:
ja bym tylko się wymądrzyła, że ten tytuł po polsku przetłumaczyłabym raczej "Na północ" niż "Północ", abstrahując już zupełnie od "Białego szaleństwa" (bo tam po pierwsze to nie jest "the north", a po drugie główny bohater tak właśnie odpowiada na pytania różnych ludzi, dokąd zmierza). tak czy siak, bardzo do polecenia.
Prześlij komentarz