6.8.09

norweski film drogi

Białe szaleństwo
Nord (AKA North / Północ)


Zrobiłam sobie opis na gg z hasłem "białe szaleństwo" i wszyscy się mnie pytali, czy chodzi o koks. Otóż nie. Chodzi o norweski film drogi obejrzany na festiwalu era nowe horyzonty. Z kinem skandynawskim to ja mam różnie. A właściwie słabo to mam tylko z Von Trierem, bo manipuluje widzem, choć przy Antychryście jakoś mi to nie przeszkadzało. Nord to historia pogrążonego w depresji Jomara, który kiedyś był narciarzem, miał rodzinę i poukładane życie. Dziś spędza czas na piciu spirytusu (jak on go pije, normalnie do Koterskiego się nadaje) i jaraniu zioła w chatce przy wyciągu, skąd wyrusza czasem na terapię do pobliskiego szpitala. Zwrot akcji następuje po pożarze, który Jomar wywołuje i z którego się ewakuuje, by na skuterze śnieżnym pojechać na północ i odszukać swoje dziecko. Po drodze spotyka masę norweskich freaków, którzy w konfrontacji z jego depresją wcale nie odstają. To film o skandynawskim wyobcowaniu, ale i potrzebie nawiązywania bliższych relacji. Jest zabawnie, ale i gorzko. Najbardziej przemówiła do mnie scena lokalnego szamana, który pyta Jomara, ile ma lat, ten odpowiada mu, że 30, a szaman mówi, że jeszcze wiele błędów w życiu popełni. Obejrzyjcie.

1 komentarz:

gapminded pisze...

ja bym tylko się wymądrzyła, że ten tytuł po polsku przetłumaczyłabym raczej "Na północ" niż "Północ", abstrahując już zupełnie od "Białego szaleństwa" (bo tam po pierwsze to nie jest "the north", a po drugie główny bohater tak właśnie odpowiada na pytania różnych ludzi, dokąd zmierza). tak czy siak, bardzo do polecenia.