6.1.10
Lisbon story - dzień drugi
Zajebiste miasto. Pokochane od pierwszego wejrzenia. Rozwala tym, że ludzie styczniowymi wieczorami siedzą w kafejkach na zewnętrznej, że uliczki są wąskie i wszędzie jest jak na gdyńskim San Franco (no może trochę mniej zjawiskowo :)), że, jak to na południu bywa, nikt się jakoś za bardzo nie spieszy ze wstawaniem, ruszaniem, pracą, że się ludzie uśmiechają jakoś tak życzliwie i często, że dziewczęta i chłopcy zdają się mieć swoją Élan vital niewymuszoną i spontaniczną, że starsi ludzie jakoś też tak inaczej się starzeją, że kobiety mają niskie głosy, że pieski w 12-stopniowej temperaturze i tak chodzą w ubrankach, że kamienie po deszczu się świecą i są śliskie, że słupy są zielone, że pranie wisi frywolnie i od niechcenia i że parę innych jeszcze, co to o nich napiszę na pewno :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
(tyle postanowiłam na ten temat)
buziaki dla was i lizbony. :*
Witam :) Cóż to za miejsce, które opisujesz? I czy będą zdjęcia?
Prześlij komentarz