15.11.10

godzina naprawdę kaznodziejska

Jest taki fragment trasy z Torunia do Gdyni, gdzie odbiera jedyna słuszna stacja z Torunia. Jest też jeden taki moment, kiedy mija się Pelplin, i słychać dwie jedyne słuszne stacje - tę jedyną słuszną z Torunia i tę, skądinąd mniej słuszną, ale jednak słuszną, gdzie w kółko Macieju odmawiają różaniec. To takie małe królestwo rozgłośni katolickich. Wczoraj w nim gościliśmy i, choć był to tylko transfer, to jednak wciągnęliśmy się w mowę, którą według mnie trzymał nie kto inny jak tylko jedyny słuszny Ojciec - Ojciec Dyrektor.
Ja naprawdę nie przypuszczałam, że inwigilacja leci tam prosto w twarz - tak bez ogródek zupełnie najmniejszych. No więc Ojciec poprowadził audycje wyborczą. Sypał nazwiskami pisowskich kandydatów na radnych jak z rękawa, mówiąc o nich per "prawdziwy Polak", "dobry i miłosierny człowiek". Po czym szybciutko zmieniał temat i rach ciach piach o złym bracie tego naczelnego Gazety Wyborczej Michnika Adama, co to właśnie wielu Polaków za Polskość ukarał był. I znów rach ciach piach - jesteśmy w Smoleńsku. I jaki to Jarosław dobry i szlachetny, a liberały - oszusty i tajemnicy katastrofy nie chcą rozwikłać. A potem rach ciach piach i przypowieść o chłopcu, co pożyczył 70 złotych na odbiornik, na którym można nawet nagrywać audycje. No tak, to jest przerwa na reklamę.
A wszystko to w formie mantry kościelnej.
Jeny.
Jeny.
Jeny.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Chyba indoktrynacja.