12.4.11

Jednak jestem powsinoga i to wymagająca

Czemu powsinoga? 
Ja nie wiem, jak wpadłam na pomysł, żeby nigdzie nie wyjeżdżać w czasie urlopu. W sumie to wiem. Miałam przecież jechać na tę nartę, ale zbiegiem różnych okoliczności, mniej lub bardziej ważnych, nie pojechałam. No i zostałam. I plan był taki, że wiosna będzie i że my w czasie tej wiosny po wsiach tucholskich hasać będziemy. I te pierwsze krokusiki, i pączki na drzewach, i ptaki śpiewające - jednym słowem: sielana. Tymczasem wiało do imentu, chciałoby się rzec, że chujem wiało na tej wsi polskiej, ale nie przystoi. I nawet z romantycznego kominka dym zawiewało nam do środka. I teraz wyczuwam od czasu do czasu zapach wędzonki na różnych rzeczach, co to nie mogły zostać poddane procesowi prania czy innego czyszczenia.
A już najgorzej było, jak ten sam wiater (ten od imentu i chuja, co to nie przystoi) zerwał jakieś prądu kable i zabrakło wody w kranie, światła w toalecie i innych. To był znak, który nakazał nam powrócić na łono miasta. Tej naszej oswojonej wioski rybackiej. Bo u nas, jak piździ, to jakoś tak swojsko.
No i obiecałam sobie, że już więcej nie zrobię sobie urlopu bez wyjazdu. I nie zrobię sobie urlopu w Polsce w kwietniu.

Brak komentarzy: