28.9.11
Przerwana lekcja muzyki
Nie wiem, jak to się stało, że ja tego filmu nie widziałam.
Oczywiście płakałam, choć ostatnio wcale nie zdarza mi się to często, to pewnie z powodu braku życia wewnętrznego.
Znów poczułam się, jak wtedy, kiedy czytałam "Lot nad kukułczym gniazdem", że to właśnie w tym psychiatryku jest jeszcze trochę prawdy i że w tym szaleństwie jest metoda.
Patrzyłam na ten zamknięty świat oczami Susanny i tak jak ona zakochiwałam się w szalonej Lisie. I pewnie też bym z nią uciekła. I tak jak Susanna płakałam, żegnając Daisy i żal mi było, że świat tak łatwo jej odpuścił, odpuszczając sobie.
Niesamowite w tym filmie są emocje. Mam wrażenia, że narracja jest prowadzona tak, żeby widz współodczuwał wszelkie dramaty, wzloty i upadki z główną bohaterką. I żeby na koniec zdrowym (pozornie może jednak - sama nie wiem), ale już bardziej doświadczonym wrócić do świata poza murami.
Świetne role Winony Rider, Angeliny Jolie i Brittany Murphy.
26.9.11
to jest mądre, to jest godne - jubileusz!
Właśnie piszę w moim pamiętniczku po raz pięćsetny!!! 500.
Spodziewałam się, że jednak szybciej się wykoleję. A tu pińcet.
A post będzie o Kurach, zespole którego płyta P.O.L.O.V.I.R.U.S. towarzyszyła mi bardzo długo (odtwarzana na kasecie w walkmanie SONY) i do dziś mnie wzrusza. (Aż strach pomyśleć, że było to 13 lat temu). Mimo bycia w ósmym (sic!) miesiącu ciąży postanowiliśmy wybrać się do Spatifu na koncert promujący wydanie Kur na winylu (no właśnie, gdzie ten winyl... tydzień minął, a przesyłki brak). Ludzi było tyle, że sardynki w puszce. Głośność taka, że mam nadzieję, że Czesław będzie słyszał dobrze, nie wymagam słuchu absolutnego, bo nie wiadomo, po kim miałby się taki urodzić. Ale atmosfera zajebista. I ta gra na sentymencie wyszła przekozacko i właściwie raz tylko gitarzysta-onanista nieco zgwałcił moje ucho.
A tak, to dziękuję Panowie.
Spodziewałam się, że jednak szybciej się wykoleję. A tu pińcet.
A post będzie o Kurach, zespole którego płyta P.O.L.O.V.I.R.U.S. towarzyszyła mi bardzo długo (odtwarzana na kasecie w walkmanie SONY) i do dziś mnie wzrusza. (Aż strach pomyśleć, że było to 13 lat temu). Mimo bycia w ósmym (sic!) miesiącu ciąży postanowiliśmy wybrać się do Spatifu na koncert promujący wydanie Kur na winylu (no właśnie, gdzie ten winyl... tydzień minął, a przesyłki brak). Ludzi było tyle, że sardynki w puszce. Głośność taka, że mam nadzieję, że Czesław będzie słyszał dobrze, nie wymagam słuchu absolutnego, bo nie wiadomo, po kim miałby się taki urodzić. Ale atmosfera zajebista. I ta gra na sentymencie wyszła przekozacko i właściwie raz tylko gitarzysta-onanista nieco zgwałcił moje ucho.
A tak, to dziękuję Panowie.
16.9.11
Zwierzęca intuicja Peli
Dla tych, co nie znają, Pela to moja kotka. Wyjątkowo kocia, złośliwa, nietylalska, nieprzytulająca się, no chyba że miska pusta, to wiadomo. Krótko mówiąc, zaskakująco kocia natura.
A ja przecież jestem pieskiem.
Na tym tle miałyśmy z Pelą wiele konfliktów.
Jak się okazuje, Pela to też intelekt. Albo intuicja. No w każdym razie wygląda na to, że pokumała, o co chodzi :) Że zbliża się Czesław i że trzeba być grzecznym.
Od paru miesięcy wredna Pela w odwrocie.
Oby tak dalej.
A ja przecież jestem pieskiem.
Na tym tle miałyśmy z Pelą wiele konfliktów.
Jak się okazuje, Pela to też intelekt. Albo intuicja. No w każdym razie wygląda na to, że pokumała, o co chodzi :) Że zbliża się Czesław i że trzeba być grzecznym.
Od paru miesięcy wredna Pela w odwrocie.
Oby tak dalej.
9.9.11
Kolektywne ziajanie
Fakt nr 1. Lubię sporty zespołowe-siatkówkę, koszykówkę. Fakt nr 2. Nie znoszę ćwiczeń zespołowych - raz byłam na aerobiku i czułam sie wysoce zażenowana wspólnym uprawianiem pajaców. Nie dla mnie ta rozrywka.
Wczoraj nastał wreszcie czas, kiedy wybraliśmy się do szkoły rodzenia (nadal jestem do tej instytucji sceptyczna, bo moja mama sie nie uczyła i jak pięknie porodzila dzieci sztuk dwie; szpitala też nie wybierała). Zadziałała psychologia tłumu i parcie Cypisa.
No i słusznie przypuszczalam, ze kolektywne wdechy i wydechy na pewno mnie zażenują. Ale to był mały miki w porównaniu do wspólnego ziajania (to takie płytkie i szybkie oddechy), które mnie kojarzą się jednoznacznie erotycznie.
Druga część, ku chwale ojczyzny teoretyczna, dotyczyła laktacji i nastreczyła mi kilku obaw, ale o tym już na innej stronie tego pamietniczka.
Zostawię sobie jeszcze chwilkę na wystawienie opinii Iwonie Guć, prowadzącej szkołę, która to wsród moich koleżanek matek wzbudza duże kontrowersje.
Wczoraj nastał wreszcie czas, kiedy wybraliśmy się do szkoły rodzenia (nadal jestem do tej instytucji sceptyczna, bo moja mama sie nie uczyła i jak pięknie porodzila dzieci sztuk dwie; szpitala też nie wybierała). Zadziałała psychologia tłumu i parcie Cypisa.
No i słusznie przypuszczalam, ze kolektywne wdechy i wydechy na pewno mnie zażenują. Ale to był mały miki w porównaniu do wspólnego ziajania (to takie płytkie i szybkie oddechy), które mnie kojarzą się jednoznacznie erotycznie.
Druga część, ku chwale ojczyzny teoretyczna, dotyczyła laktacji i nastreczyła mi kilku obaw, ale o tym już na innej stronie tego pamietniczka.
Zostawię sobie jeszcze chwilkę na wystawienie opinii Iwonie Guć, prowadzącej szkołę, która to wsród moich koleżanek matek wzbudza duże kontrowersje.
8.9.11
żarówka z DDRu i Warzywniak na lawecie
Kiedyś oglądałam zajebisty film na TVN CNBC na temat skracania długości życia produktu, jak to się w dzisiejszych czasach szkoli projektantów tak, żeby zaprojektowane przez nich rzeczy żyły jak najkrócej - czyli, żeby gospodarka się kręciła, a świat obrastał w nowe śmieci.
Ja wiem, ja wiem. To taki trochę jest manifest hipokryty, bo i ja przyczyniam się w dużej mierze do zaśmiecenia tego świata. No ale co tam - jestem chwilowo mocno poruszona, więc piszę.
Otóż w zeszły piątek "Warzywniak" zepsuł się tak, że musiał być dowieziony do Pana Doktora na lawecie. Po czterech dniach roboczych Pan Doktor wreszcie wydał wyrok - wyrok skazujący na wymianę skrzyni i sprzęgła. I uwaga, wcale nie chodzi o to, że zepsuła się cała skrzynia - o nie nie nie. Zepsuł się jeden z jej elementów, ale ten element nie może być wymieniony osobno, bo stanowi integralną część skrzyni. Naprawa ma wynieść prawie tyle, co koszt samochodu z tego rocznika.
W DDRze naukowcy wymyślili żarówkę, która może świecić jakieś 20 lat. Kiedy pojawili się na targach w RFNie, ich zachodni koledzy z Philipsa posłali ich w kosmos, bo przez takich jak oni, to mogą co najwyżej pracę stracić.
Nie lubię to!
Ja wiem, ja wiem. To taki trochę jest manifest hipokryty, bo i ja przyczyniam się w dużej mierze do zaśmiecenia tego świata. No ale co tam - jestem chwilowo mocno poruszona, więc piszę.
Otóż w zeszły piątek "Warzywniak" zepsuł się tak, że musiał być dowieziony do Pana Doktora na lawecie. Po czterech dniach roboczych Pan Doktor wreszcie wydał wyrok - wyrok skazujący na wymianę skrzyni i sprzęgła. I uwaga, wcale nie chodzi o to, że zepsuła się cała skrzynia - o nie nie nie. Zepsuł się jeden z jej elementów, ale ten element nie może być wymieniony osobno, bo stanowi integralną część skrzyni. Naprawa ma wynieść prawie tyle, co koszt samochodu z tego rocznika.
W DDRze naukowcy wymyślili żarówkę, która może świecić jakieś 20 lat. Kiedy pojawili się na targach w RFNie, ich zachodni koledzy z Philipsa posłali ich w kosmos, bo przez takich jak oni, to mogą co najwyżej pracę stracić.
Nie lubię to!
Subskrybuj:
Posty (Atom)