No bo na Kaszubach łososiowa farba była w promocji. Nie wiem, może to ze względu na bliskość Bałtyku, choć łosoś bałtycki kolor ma mniej chemiczny niż łosoś norweski. Łososiowe są na Kartuzach domy i ich wnętrza, zasłony i obrusy. I choć łosoś, nawet ten z hodowli (to dla PSC) mi osobiście smakuje, to jednak w łososiowym czuje się jakoś słabo. Oczy mnie ten łososiowy męczy i mózg męczy mi także.
Na szczęście można od tego łososiowego nieco uciec - do zamglonej zimowej łąki kaszubskiej, co to ma kolor zmęczonej zieleni. Kroczy się wtedy w błocie i spodnie po powrocie do domu się wkłada od razu do pralki.
Na Kaszubach silnie widoczny jest walentynkowy trend witrynowy. Koncept opiera się o złotą sentencję autorstwa lokalnej sklepowej lub żony właściciela.
4 komentarze:
temat wart głębszej refleksji :), bohater-kolor zwany głeboki łosoś lub oficjalnie 'pinkish-orange',zresztą całkiem ładnie... mądrzy ludzie piszą, że takie cudne ciepłe barwy to wskutek wyszukanej diety - kryl i krewetki kilka razy dziennie (rdzenne kaszubskie)
Ale tablica genialna :D
ale sentencję to wymyślił chyba sam właściciel... ;)
Tak, tak, masz rację Steven, mógł to być właściciel, ale też mógł być i dekorator witryn.
Pinkish-orange - tak brzmi trochę fetyszowo
Prześlij komentarz