22.6.09

Hiper Ekstra Intensiw Wieczór Panieński

Długo zastanawiałam się, jak opisać ten wieczór. Będę improwizować, bo nie znalazłam odpowiedzi. Bezsprzecznie i nieodwołalnie był to zajebisty wieczór panieński. Sukces organizatorki, miss logistyki, dziewczęcia o wielkim sercu, czyli mojej kochanej świadkowej Agatki jest również bezsprzeczny i nieodwołalny. Nie wiem, czy sukces może być nieodwołalny, ale proszę o wybaczenie, bo jeszcze dochodzę do siebie.
Moje rany na ciele są efektem niecodziennych wydarzeń, które mnie spotkały.
I tak:
1. Szrama na twarzy i siniak z tyłu czaszki.
Wszystko zaczęło się od spływu. 12 pięknych panien przywdziało kapelusze i różne inne nakrycia głowy i ustroiło kajaki kolorowymi balonami. Dla Panny Młodej przygotowano wianek i wystrzałową kiecę balową w kolorze przez Pannę ulubionym, tj. fioletowym. Agatka oznajmiła, że trasa jest krótka i bez przeszkód. I jeszcze, że nie da się zgubić. Tak. Zgubiłyśmy się w 5 minut po starcie, ale zgubienie to było wysoce uzasadnione, ponieważ udało nam się poprosić Pana Ziutka, łowiącego ryby, żeby zrobił nam zdjęcie grupowe. Ten że sam Ziutek Pan uświadomił nam, że niepotrzebnie przepłynęłyśmy całe to jezioro, bo rzeka, którą mamy płynąć jest zupełnie z drugiej strony. Ale radośnie wróciłyśmy na szlak. Na ten szlak, który z zeznań Agatki, miał być bardzo łatwy. Na szczęście nie był. Na szczęście, bo Panna Młoda nie lubi jak jest za łatwo.
Podczas omijania jednej z przeszkód nastąpiła mała katastrofa. Panna Młoda została dotkliwie zaatakowana przez gałąź, która uszkodziła jej fragment czoła oraz tył głowy.
Około godziny 21 zmęczenie zaczęło dawać się pannom we znaki. Na wodzie unosiły się ciche przekleństwa i spekulacje co do prześwitów i odległości do mojego ukochanego akwenu wdzydzkiego. Na każdym zakręcie okazywało się, że to jednak nie tu. Kryzys końcówki dosięgnął panien na ostatniej prostej, czyli drałowaniu przez jezioro. Wtedy też zaszło słońce... Mokre ubrania zaczęły oziębiać tyłki, uda, ręce i inne członki panien. Po wyjściu z kajaku trzęsłam się niemiłosiernie i marzyłam o dotarciu do miejsca przeznaczenia. Do ośrodka. Panny po zmianie ubrań wcale nie wyglądały zbyt entuzjastycznie.
Przyjazd Żony, przyjście boomboxa i nieśmiertelna przyjaciółka wódka szybko zmieniły losy imprezy. Wodzirejką i dejotką zajęła się moja osobista Żona, której owego wieczoru wielokrotnie wyznawałam swoją dozgonną miłość, no bo żona jest tylko jedna.
Czynnikiem, który niewątpliwie wpłynął pozytywnie na nastroje, było też jedzenie przygotowane przez panny, panie, żony, matki i kochanki.
Potem Panna Młoda dostała mnóstwo pięknych prezentów, z których bardzo się ucieszyła, nie skrywając swojej radości, bo Panna Młoda nie ma większych problemów z ekspresją własnych uczuć.
Od czasu wypadku z gałęzią Panna Młoda pozostawała bez szkody na ciele i umyśle. Zabrano ją na ścieżkę kariery. Tam, uzbrojona w czołówkę, malowała drzwi sprejem, podziwiała karton defendera i tworzyła autorską koszulkę. Nie tak do końca autorską w sumie, bo, korzystając z właściwej sobie umiejętności delegowania obowiązków, poprosiła panny, żeby każda napisała coś od siebie. I tak powstała koszulka w wersji customized. Potem był taniec w futrze na stole pingpongowym... I inne...
2. Szrama na plecach i obdrapany łokieć
To zdaje się są następstwa tańca na stole, który uprawiała Panna Młoda. Od nieszczęśliwego upadku próbowała mnie ratować Żona, niestety uszkodzenia ciała były dość dotkliwe. Do tej pory trudno mi jeszcze leżeć na lewym oszramionym boku. Szrama była początkiem przedostatniego etapu imprezy - etapu taneczno rozrywkowego, o którym może lepiej jak opowie u siebie na blogu Steven... ;)
Reasumując, było zajebiście, bo panny, panie, matki, żony i kochanki są zajebiste!!!

4 komentarze:

gapminded pisze...

jeeeeeeee!!!!

Gippius pisze...

Steven, tylko Ty beze mnie zdjęć nie wrzucaj :)

gapminded pisze...

hehe, no co Ty, nawet ja mam jakieś granice ;)

Unknown pisze...

szkoda no szkoda.....