Od paru tygodni chodzę zajarana i nie mogłam jak do tej pory mojego zajarania wyrzucić do wirtualnej przestrzeni, bo szpiegostwo występuje tu na skalę totalną. Otóż, jestem po pierwszym swoim w życiu koncercie. Występowałam na wokalu i na gitarze elektrycznej :) Naprawdę. Wszystko się działo z okazji wieczoru panieńskiego A. M grała na perce, a J, skądinąd właścicielka koncertowej miejscówki w Borku, szyła na basie jak tylko da się.
W repertuarze miałyśmy skromnie...
Tylko w wersji bardziej punkowej.
100000000000000 punktów dla wszystkich laś za glamrockowe stylizacje!
No i punkty specjalne dla kuzynek A za zadymiarkę i fulproeski światła kolorowe. Jak na domek Brda glam był pełen!!!
No i idąc z własną żoną spotkałam premiera RP z żoną. Wracałyśmy z jeziora. Mokre byłyśmy jak kury, bośmy się wykąpać nie omieszkały. Ja paradowałam w różowym futrze i pomarańczowym daszku od Kodaka z Wenezueli, żona raczej w stylizacji grandżowej. No ale jak nas ten premier zobaczył w tym samym środku czarnej dupy, to na pewno dość się ucieszył, że tak kolorowo się żyje jego rodakom w Polsce. A premierowej to się chyba wszystko pomyliło i zagubiła się, kto tu w końcu jest celebrytą, bo wypaliła do nas ze słodkim i ochoczym dzień dobry. A my radośnie odpowiedziałyśmy. Na dodatek to myśmy kretynki w ogóle nie skumały, że to jest nasz premier. Dopiero potem mi coś się w głowie zaświeciło. Żona (moja, a nie premiera) to się przynajmniej -4 może wytłumaczyć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz