16.10.09

smarki, smarkatki, operacja chore dziecko

S jest córką K. S jest nieodrodną córką K. S zachorowała na katary. I teraz trzeba S odsysać zagilenie z nosa. Gdy ja byłam dzieckiem, to służyła do tego gruszka-masakratorka. Z tego co wiem to dziś też się tego używa. Ale K ma taką rurę ze sztyftem, co się ją zasysa - uwaga!!! ustami. S do frajerek nie należy. I za łatwo sobie operacji gil nie daje zrobić. S jest wierzgunem pospolitym. Porusza się z prędkością światła. Tak się też broni - wierzgając. Musiałam to dziecko przytrzymywać za czoło i za rączki... Ukryłam się poza zasięgiem wzroku S, bo się bałam, że mi to zapamięta i potem będzie na starość terroryzować.
A tak naprawdę to żal mi też trochę tej markatki S...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ja odsysanie gili nazywam gwalceniem mojej pociechy. Sposob mam na to taki: klade ja na lozku, czy tez kanapie, siadam na niej okrakiem (oczywiscie nie przygniatam swoim ciezarem), raczki malenstwa skladam wzdluz ciala i przytrzymuje w tej pozycji kolanami, glowke przytrzymuje jedna reka, a druga trzymam przyrzad do odsysania gili... Dziala, ale serce boli mnie strasznie jak slysze ten krzyk protestu malenstwa...