31.12.09

kościerskie lumpeksy

Żal mi, że nie mam czasu na lumpeksy. Ale też okazuje się, że od bogatych czasów Samanty ciuchy się zmieniły. Jakoś tak bardziej elegancko, mniej obciachu, mniej oldschoolu. Urządziliśmy sobie dziś trip z C po kościerskich lumpach celem nabycia strojów na kicz party. No i wróciliśmy rozczarowani. Tylko dwa paski i jedna spódniczka. Choć jedna z pań ekspedientek, jak się dowiedziała, że my do Sopot na imprezę się udajemy, to otoczyła nas specjalną opieką i doradztwem stylistki. I to właśnie ona wykopała moją dodzią dżinsóweczkę. W sam raz będzie szła z różowymi norkami od męża.
Happy new year!

1 komentarz:

Mała Mi pisze...

Ja uwielbiam ciucholandy! Też mam niestety niewiele czasu, ale jak tylko mogę to idę. Można tam kupić oryginalne rzeczy :) nie to co wszystko teraz jest w sklepach. Poza tym, jak się ma już dobrze znane miejsca :) to warto. Tanio i dobrze. Nie trzeba chodzić do H&Mu ;p

Pozdrawiam :)