Przechadzałam się wczoraj po mieście portowym. Szukałam wiosny. Po pierwsze, pizgało, no ale to urok konieczny miasta portowego. Po drugie, no jakoś tak mało zielono w tym mieście. Choć w ogrodzie ruderkowym wyrósł jeden samotny tulipan!!! Więc ja liczę na ten maj, liczę, że będzie zielono. A tymczasem dziś odkopane nadmorskie zdjęcia z J i z CMG.
28.4.10
23.4.10
Whatever works!
Wczoraj obejrzałam ostatni film Woody Allena o niefortunnym polskim tytule "Co nas kręci, co nas podnieca". Niefortunnym zapewne dla mnie, a dla reszty świata działającym jak wabik. No w każdym razie nie w tym rzecz.
Rzecz w tym, że grubo się uśmiałam. Miałam wrażenie, że wraz z J śmiałyśmy się najgłośniej. Ale i C nie pozostał niewzruszony.
I choć scenariusz wydaje się może mało wiarygodny, to dialogi rozwalają po całości. Przemiany bohaterów, choć nie zaskakują, to jednak bardzo cieszą i bawią. No i nareszcie jest Nowy Jork.
Główna bohaterka rozkochuje swoją indolencją intelektualną, a główny bohater oczarowuje defetyzmem, cynizmem, sceptycyzmem i negacją.
Jak tylko wróciliśmy do domu, to sprawdziliśmy ceny lotów do NYC - no niestety, nie w tym roku. Ale ja jeszcze tam wrócę.
Rzecz w tym, że grubo się uśmiałam. Miałam wrażenie, że wraz z J śmiałyśmy się najgłośniej. Ale i C nie pozostał niewzruszony.
I choć scenariusz wydaje się może mało wiarygodny, to dialogi rozwalają po całości. Przemiany bohaterów, choć nie zaskakują, to jednak bardzo cieszą i bawią. No i nareszcie jest Nowy Jork.
Główna bohaterka rozkochuje swoją indolencją intelektualną, a główny bohater oczarowuje defetyzmem, cynizmem, sceptycyzmem i negacją.
Jak tylko wróciliśmy do domu, to sprawdziliśmy ceny lotów do NYC - no niestety, nie w tym roku. Ale ja jeszcze tam wrócę.
18.4.10
biała gorączka
"Biała gorączka (obłęd opilczy) jest efektem długiego ciągu alkoholowego, nazywanego po rosyjsku zapojem. Jej objawy to bezprzedmiotowy strach, halucynacje i agresja."
I uwaga! Nie będzie o weekendzie :) Ten jakoś minął wyjątkowo spokojnie i twórczo. Choć gdybym miała powiedzieć, co udało mi się stworzyć, to przychodzi mi do głowy polędwica i pieczone ziemniaki. No ale nie o tym będzie.
Będzie o książce Hugo-Badera. Pasjonująca lektura. Część tekstów dobrze pamiętam z GW. Jest o radzieckich hipisach - tych nielicznych, którym udało się przeżyć, bo albo przestali być hipisami albo zdołali pożegnać się z makową panienką. Jest też o ruskim Chrystusie, który stworzył na Syberii enklawę dla swoich wyznawców. Jest o wszechobecnym aids, o jego przypadkowych i nieprzypadkowych ofiarach. Bo jest o Rosji, dzisiejszej brudnej i biednej Rosji. K uświadomiła mi pojęcie hugobaderyzmu - czyli reportażowego koloryzowania. Nie wiem, czy autor podkręca i dopowiada. Mam jednak wrażenie, że spostrzeżenia Hugo-Badera na temat współczesnej Rosji i Rosjan są strasznie bliskie moim poglądom.
To chyba oczywiste, że polecam. Ale polecam nie tylko rusofilom czy rusofobom, polecam też sympatykom Kapuścińskiego, bo Hugo-Badera czyta się z równie zapartym tchem.
I uwaga! Nie będzie o weekendzie :) Ten jakoś minął wyjątkowo spokojnie i twórczo. Choć gdybym miała powiedzieć, co udało mi się stworzyć, to przychodzi mi do głowy polędwica i pieczone ziemniaki. No ale nie o tym będzie.
Będzie o książce Hugo-Badera. Pasjonująca lektura. Część tekstów dobrze pamiętam z GW. Jest o radzieckich hipisach - tych nielicznych, którym udało się przeżyć, bo albo przestali być hipisami albo zdołali pożegnać się z makową panienką. Jest też o ruskim Chrystusie, który stworzył na Syberii enklawę dla swoich wyznawców. Jest o wszechobecnym aids, o jego przypadkowych i nieprzypadkowych ofiarach. Bo jest o Rosji, dzisiejszej brudnej i biednej Rosji. K uświadomiła mi pojęcie hugobaderyzmu - czyli reportażowego koloryzowania. Nie wiem, czy autor podkręca i dopowiada. Mam jednak wrażenie, że spostrzeżenia Hugo-Badera na temat współczesnej Rosji i Rosjan są strasznie bliskie moim poglądom.
To chyba oczywiste, że polecam. Ale polecam nie tylko rusofilom czy rusofobom, polecam też sympatykom Kapuścińskiego, bo Hugo-Badera czyta się z równie zapartym tchem.
13.4.10
Jaruga-Nowacka
Normalnie jakoś nic mi nie przychodzi do głowy. Z ostatnich wydarzeń jedno jest dość wyraziste.
W niedzielę przechadzałam się z C po Świętojańskiej. Szliśmy dość niewyraźnie, bo sobotnia żałoba została sowicie zakropiona. Przed drzwiami do biura poselskiego Kozaka - dwa znicze. Dalej, kilkaset metrów w dół - dużo zniczy i wieńców - biuro poselskie Izabeli Jarugi-Nowackiej...
No i wiem, że to może nieładnie tak w obliczu tragedii się skupiać na jednej osobie, ale dla mnie osobiście to największa strata...
W niedzielę przechadzałam się z C po Świętojańskiej. Szliśmy dość niewyraźnie, bo sobotnia żałoba została sowicie zakropiona. Przed drzwiami do biura poselskiego Kozaka - dwa znicze. Dalej, kilkaset metrów w dół - dużo zniczy i wieńców - biuro poselskie Izabeli Jarugi-Nowackiej...
No i wiem, że to może nieładnie tak w obliczu tragedii się skupiać na jednej osobie, ale dla mnie osobiście to największa strata...
5.4.10
choroba
A teraz jest choroba. Kaszlo-kichy, wokal jak spod ziemi. Próbowałam to zwalczyć. Nie udaje się. Czas zdaje się leżeć. Może znajdę czas na spisanie tego, co w głowie mnie się kołacze...
Subskrybuj:
Posty (Atom)