30.5.12

wielka moc "Nietykalnych"

Dawno, bardzo dawno nie oglądałam filmu z tak zajebistymi dialogami. Od momentu kiedy usiadłam w fotelu kinowym (znów we wspaniałym Klubie Filmowym - i tu modlę się, oby był wiecznie otwarty) do końca projekcji śmiałam się w głos i do rozpuku, a nierzadko oczy napływały mi łzami.
"Nietykalni" to przezajebista aktorsko komedia z popisowymi rolami Omara Sy'a i Francoisa Cluzeta. W pierwszym panu jestem zakochana po nastolatkowemu, bo rzeczywiście jest zjawiskowo pięknym mężczyzną.
To film o spotkaniu się dwóch zupełnie różnych światów - biednego imigranta z paryskich przedmieść z niepełnosprawnym milionerem, i przyjaźni, która staje ponad wszelkimi podziałami.
Najmocniej wzruszyło mnie to, że w sytuacjach, kiedy życiówka - czynsz, kasa na żarcie, wszystkie te najprostsze potrzeby z drabiny Masłowa przesłaniają życiową perspektywę  trudno jest zobaczyć, że właściwie każdy w życiu ma swoją szansę i może wyrwać się ze swojego środowiska.
To film hiperoptymistyczny. Przez cały czas spodziewałam się jakiegoś scenariuszowego pierdolnięcia, ale poza przemianą bohatera nic takiego się nie wydarza. I chwała reżyserowi za to, że nie stworzył kolejnego dramatu społecznego. Bo ja lubię kino lekkie i optymistyczne. Lubię filmy, które dają nadzieję, że życie ma swoje jasne strony. Bo ja jestem optymistyczna :)
No i muzyka - prześwietna, nastrojowa, znakomicie dobrana.
Ten film rzeczywiście nie stoi jakimś wybitnym scenariuszem, ale sądzę, że na szare i smutne dni może być doskonałym pocieszycielem w tym szarym świecie.


27.5.12

W Toroncie, na Heatherze

Moja prowokacja się udała. Napisałam na FB, że pozdrawiam z Kanady. Kilka osób się wkręciło, a jeden znajomy to nawet zaprosił do siebie, do Edmonton.
A ja byłam w Toroncie, ale w Kujpomie. Tu, niedaleko, dwie godzinki autostradą. Lubię tę naszą Kanadę. Heather (Wrzosy) też są spoko. No i Toronto ma fajną przestrzeń wystawienniczą - CSW.


10.5.12

Morze, nasze morze

Kiedy Maciek zaproponował mi rejs z Jastarni do Górek Zachodnich, to poczułam się jak dziecko. Ucieszyłam się jak głupia, bo dawno nie żeglowałam, to po pierwsze, a po drugie, mogłam się odpiąć totalnie od codzienności i popatrzeć w bezkres.
Jak przystało na Bałtyk w kwietniu zimno było jak cholera, a ja trochę jak turystka się wyszykowałam. Na szczęście Kapitan nie zawiódł i miał dodatkową odzież, dzięki czemu nie zamarzłam.
Kiedy dopływaliśmy do Górek było już słonecznie i ciepło. Nie udało się pożeglować, bo wiało w mordę, a cel trzeba było osiągnąć w czasie określonym.
Zdołaliśmy jeszcze zajrzeć na chwilę na Stocznię.
A oto fotorelacja przyobiecana Kamilowi.
















7.5.12

This must be the place - a po polsku - "wszystkie odloty cheyenne'a????"

Już w tytule się pytam, wtf z tym tłumaczeniem??? I zaraz szybciutko sobie odpowiadam - wiadomo: dystrybutor, pieniądze, klikalność w młodym targecie może. Pieniądze, krótko mówiąc, te same, co niby szczęścia nie dają.
Olać tłumaczenie polskie.
"This must be the place" to świetny film drogi, o dojrzewaniu, podejmowaniu ważnych decyzji, sprawiedliwości, miłości, przywiązaniu, nudzie, znużeniu, blazie, przemijaniu. Chyba lubię filmy drogi. Lubię epizody z przypadkowo, a jednak celowo spotkanymi ludźmi, którzy zmieniają spojrzenie bohaterów.
This must be... to prześwietna muzyka i olśniewająca kreacja Seana Penna (nominacja będzie do Oscara i nie tylko).
Film, po wyjściu z którego na twarzy pojawia się banan i nadzieja, że tu jest Twoje miejsce, tu jest Twój dom.

Bez koko koko czyli kilka dni w oflajnie

Wróciliśmy z C i Cze z wakacji znad chłodnego polskiego morza i upalnej wsi Lubocień. Żyliśmy w pełnej nieświadomości, że wybrano JUŻ piosenkę reprezentacji na EURO i nie mogliśmy, w przeciwieństwie do widzów TVP i Radia Zet, zdecydować, który spośród wielu fajnych hitów najbardziej nam, niekibicom-polakom, w duszy gra (za to obejrzeliśmy - ja oczywiście wzorowo przespałam - cztery części Gwiezdnych Wojen i chyba już nawet zaczynam rozumieć całą tę intrygę).
Majówka = familiada i do tego międzynarodowa, bo z Niemcami. Rillajf. W całej okazałości, ale i w pięknych okolicznościach wsi rybackiej i tucholskiej, wsi spokojnej, wsi wesołej.
Sielana od piątej rana.

I koko też, i mu, i kukuryku.