5.5.10

Robin z Sherwood

W dzieciństwie bawiłam się z Robin Hooda. Byłam oczarowana Michaelem Preadem i wcale nie chciałam być Marion. Chciałam być Robinem albo ostatecznie Nazirem. Miałam kij, który chciałam nazwać Albion na cześć miecza oczywiście, jednak po drodze zgubiłam literkę "o" i tak narodził się Albin, który był oczywiście powodem szykan dla mojego 9 lat starszego brata. Miałam też miecz plastikowy, taki nawet stylizowany na średniowieczny, ale odpadła mu ta poprzeczka przy rękojeści, no i w ogóle to on był taki malinkowo-różowy. Jak się bawiłam z Jackiem i Beatką w Nazira, to montowałam sobie i miecz, i pochwę miecza na plecach skrzyżowaną, żeby chociaż wyglądało na modę wschodnią. Ale najbardziej lubiłam być Robin Hoodem. Miałam łuk, przy produkcji którego pomagał Tata i leszczyna i sznurek do prania pełniący funkcję cięciwy. I miałam też kołczan i strzały, co też je Tata zrobił o dociążył, żeby ładnie latały. I tak biegałam po tucholskich lasach, wymyślając sobie, że gdzieś w okolicy czyha zły Gisbourne...
A. opowiadała, że też się bawili w Robin Hooda. I najmłodsza dziewczynka - K. - musiała być Gisbournem... Stroili ją w niebieski płaszczyk...
A tu można obejrzeć wszystkie odcinki - hurra!!!

Brak komentarzy: