Przede wszystkim to ja chcę podziękować mojemu przyjacielowi, w którego twarz ślepię z 8h dziennie, jak nie więcej. Po pierwsze, za to, że ma ją taką radosną i przyjemną, a po drugie, że przytarga mi czasem muzę, w której zakochuje się po uszy, a on wie, w czym ja się potrafię zakochać (w kim też zresztą wie :)). Przytargał mi mój przyjaciel płytę Marka Ronsona - "Record collection", producenta m.in. Amy Winehouse czy Lily Allen.
Jestem zachwycona. Ujmuje mnie różnorodność, zgrabne przeplatanie różnych brzmień - szczególnie tych z lat 80-tych, odkopanie Boya Geaorge'a - hurra, no i to, że kiedy słuchałam po raz pierwszy tej płyty, to zastanawiałam się, czy to nie są czasem covery. No a przecież wiadomo, że najbardziej lubimy te piosenki, które raz już słyszeliśmy.
Przed Państwem miszczowski Ronson Mark.
1 komentarz:
miszcz
Prześlij komentarz