9.8.10

ATC Merkur Pasohlavky

To tam stacjonowaliśmy w czasie naszego pobytu na Morawach Południowych. To było nasze małe Władysławowo. Miejsce obleśne na maxa. No może nasz fyrtel nie był najgorszy, znajdował się obok plazy dla naturystów, więc zakładam, że to mogło nie być zachęcające dla czeskiego klapkowicza. Nas skusiła świetna lokalizacja, no i nie spodziewaliśmy się takiego zalewu tandety i rozrywki. Była wata cukrowa, sklepy ze szmirą, kijowe jadłodajnie. Na rynku* (nazwa uszyta przez C - bardzo nobilitująca zresztą) znajdowało się 5 restauracji, co to miały toczka w toczkę takie samo menu. Masakra.
Kemping zalewała też tekturowa buda. Nie musiałam do niej wchodzić, żeby przypomnieć sobie ten zapach stęchlizny tak dobrze znany mi z biwaków licealnych.
A to co rozwaliło mnie na maksa to automat z takimi łapkami, że przy odrobinie zręczności można sobie zeń wyciągnąć metalowymi łapkami prezencik. Wśród maskotek i słodyczy leżały też kulki pochwowe i wibrator. Nic dziwnego, że ta dziesięciolatka wpatrywała się w okienko z takim zaciekawieniem.









Brak komentarzy: