19.8.10

W poczekalni w Enerdze

W poniedziałek wzięłam urlop. Miałam do załatwienia temat w Enerdze i jakoś podskórnie czułam, że nie pójdzie łatwo.
No i nie poszło. Swoje musiałam w kolejce odsiedzieć. Ale i tak pikuś to była kolejka w porównaniu z kolejką od "reklamacje" i "zapłać swoje rachunki".
Miejsce zajęłam zaraz za psychopatyczną rodziną, która w pełnym składzie przyszła celem czegoś tam załatwienia. Z rozmów wywnioskowałam, że w ekipie byli: babcia psychopatka, syn - rodem z ballady o Januszku, synowa - co jakby w ogóle do nich nie pasowała, taka grubsza, rubaszna, bo oni raczej z serii suchar, no i syn syna i synowej, znaczy się wnuk.
Ta babcia-psychopatka w ciągu godziny w kolejce oczekiwania pokonała jakieś 10 km, nerwowo dreptając od jednego do drugiego końca pomieszczenia. Postawę miała totalnie zamkniętą, dłonie trzymające łokcie, jakby się czegoś bała. Pewnie tego syna z ballady o Januszku. I co dziesiąte okrążenie rzucała w jego stronę: przecież nie muszę tu być, przecież wiem. I cały czas jakiś wyrzut taki przeogromny w stronę Januszka.
Doszyłam sobie do całości swoją historię. Babcia jest właścicielką mieszkania miejskiego. Powiedzmy, pokój, no góra dwa. Zamieszkują je wszyscy razem i kłócą się o sprzątanie łazienki, kuchni, czynsze, itepe...
I wtedy też pomyślałam, że nie mogę narzekać

Brak komentarzy: