W dni powszednie pokonuję tę samą trasę o tej samej porze. Spieszę się na przystanek, z którego odbiera mnie Zienka. Mijam te same dzieciaki, wędrujące do 18-stki. Znam już nawet ich ubrania. Wiem, kto się z kim przyjaźni. I za każdym razem zazdroszczę im tej beztroski. Tego, że świat z ich
perspektywy nie jest taki ogromny. Nie patrzą na świat
przez pryzmat problemów. Przynajmniej nie zawsze. Zazdroszczę im
przyzwoleństwa na naiwność i optymizm.
Jest jeszcze Pani z kundlem, no i ta Pani, co do siebie gada. Ona, jak
mnie mija, to odwraca głowę w drugą stronę i coś mamrocze, że dzieci
trzeba mieć. A może to tylko mi
się wydaje, że ona tak właśnie mówi.
perspektywy nie jest taki ogromny. Nie patrzą na świat
przez pryzmat problemów. Przynajmniej nie zawsze. Zazdroszczę im
przyzwoleństwa na naiwność i optymizm.
Jest jeszcze Pani z kundlem, no i ta Pani, co do siebie gada. Ona, jak
mnie mija, to odwraca głowę w drugą stronę i coś mamrocze, że dzieci
trzeba mieć. A może to tylko mi
się wydaje, że ona tak właśnie mówi.
1 komentarz:
Znam ich wszystkich.. no może oprócz dzieciaków. Muszę wyczaić o której przechodzisz obok mnie to mogę Ci np. pomachać albo rzucić drugie śniadanie..;) pozdro M.
Prześlij komentarz