15.1.08

Ago agere! (nie wiem, czy tak się to pisze)

K. podjęła dość ważki temat na swoim blogu. Że ja jej powiedziałam, że ona wycofana jest. Bo jest. Ale przecież ja tego nie wartościowałam zupełnie. Ja nie wiem, może to właśnie trzeba być takim wycofanym jak K.
Ja, jako jednostka hiperspołeczna, na serio cały czas pławie się w tych ludziach. I ma rację inna K., że nie mam czasu się zastanowić. Bo do decyzji potrzebny jest mi impuls. I wiem, że nawet jeśli część z tych decyzji jest błędna, to szybkość podjęcia pozostałych pcha mnie do przodu. I też wiem, że ja się już nie zmienie choćby nie wiem co się miało stać.
I to nie jest K., która pierwsza śmieje się z tej mojej hiperspołeczności, bo śmiał się pierwszy mój brat. I taką siebie muszę pokochać, i taką siebie kocham. Choć chciałabym czasem pysk mieć zamknięty i aparycję subtelną, bo trawnik u sąsiada jest zawdze bardziej zielony.

2 komentarze:

gapminded pisze...

Ale przecież to nie chodzi o wartościowanie. Bo Ciebie lubią ludzie taką jaka jesteś. A mnie to nie wiem, ale jak lubią to pewnie też . Na przykład Ty mnie lubisz. :) Mówiłam, że chodzi o to, żeby dobrze się czuć ze sobą, bo inaczej inni też nie będą mogli czuć się dobrze w towarzystwie osoby, która się nie lubi. Żeby nie przeginać w żadną stronę i żeby zachować siebie wśród ludzi.
Proste.
A ja jestem tylko na wpół wycofana i tak i się będę upierać.

Gippius pisze...

Wpół wycofana - no dobra, to prawda jest. Prawdą jest też, że ja Cię lubię :) A samoakceptacja jest chyba raczej kwestią chwilowej kondycji fizycznej, a właściwie jej braku. Bo tylko, jak mi słabiej, to wieje beznadzieją własnego ego. Nawet kościół katolicki nakazuje kochać siebie ;)