28.1.08

armagiedon i sprawiedliwość

Weekend odhaczony. O ironio! Niech mi ktoś powie, jak to może być tak na świecie, że się weekend zaczyna, człowiek wychodzi z roboty i armagiedon go spotyka i z bańki mu pociąga na ten weekendu początek. Dwa dni armagiedonu na skalę totalną. Deszcz pada w poziomie, a w zwyczaju miał w pionie. Wiater pizga z mocą niemiłosierną i to zawsze w twarz. Fura C zakopuje się w błocie w samym środku nocy. Apokalipsa.
A w poniedziałek, jakgdyby nigdy nic, jakgdyby pogoda se w ogóle w kulki nie poleciała, słoneczko na błękitnym niebie świeci, a ja z nosem w klawiaturze siedzę w biurze, co mi się go ostatnio nie udało podpalić.

Brak komentarzy: