No masakra. Ta bakteria, co myślałam, że ją zwalczyłam, powróciła jak bumerang. Nochal pełen smarków, głowa taka raczej szumiąca i ogólne przymroczenie - choć przymroczenie zawsze w cenie. A&G też zachorowali.
I bym se jeszcze pochorowała, prawdę mówiąc. Poleżałabym se tak w łóżku, poczytała książkę i filmik wciągnęła. Potem wpadałby C z zakupami, które przekraczają moje pomysły na zakupy dla chorej blondyneczki.
Bo przez te dni mojej choroby to ja miałam przedsmak bumelowania. I się zgadzam z K., że to spoko jest zajęcie. I nie o jakieś takie totalne abnegactwo mi chodzi, ile o po prostu większą wyluzkę w systemie pracowniczym. Bo to wiadomo przecież, że człowiek z natury leniwy jest...
Ave! Czekam na rentierstwo...
2 komentarze:
Ej, bo żeby nie było, to nie chodzi o bumelowanie takie zupełne. Tylko o takie fajne codzienne przyjemności, takie powolne normalne czynności, których normalnie człowiek nie ma czasu, za przeproszeniem, uprawiać. Żeby se właśnie tę facjatę to słońca wystawić i se tę świeżą bułkę zjeść rano. A potem to ja mogę pracować, a jak.
Ale wiesz, mi chodzi o to, że bymelować też jest fajnie. A swoją drogą, oglądaliśmy wczoraj zajebiaszczo niefajny film, ale w tym filmie gość poszedł do fryzjera się ogolić. I pomyśleliśmy z C - ludzie mieli czas, żeby chodzić do fryzjera się golić...
Prześlij komentarz