15.2.08

mój pierwszy raz

Jak wiadomo, obchody dnia świętego Walniętego mam ja głęboko. I kiedy te wszystkie pary się ściskały (K. mówiła, że tak jak nigdy nikogo nie spotyka na Kamiennej Górze na spacerze z psem, tak teraz pełno było par różnych - jedne się tuliły, inne - milczały, ale wszyscy zakochani w święto zakochanych), my (w squadzie: J3D, ja und K.) spijałyśmy browar, szlugi paliłyśmy (K. - nie - ona rzuciła - farciara) i rozprawiałyśmy na tematy różne. Ale, jak się okazało, nie uciekłyśmy od tematu serdecznego. Poszło o razach pierwszych - zbiorczo powiem o nich tak: raczej krótko, w domu, w kiblu, w namiocie, bez wrażeń namiętnych, ale jednak się pamięta :) (choć znam przypadek, który udaje, że nie pamięta, ale przypadek ten ma świetne zdolności do wyrzucania z pamięci mniej lub bardziej krępujących faktów z własnego życiorysu)
I tak, dwie blondynki i jedna brunetka, nie trzymając się za ręce, o miłości fizycznej prawiły.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

W domu, stukając głową o szafkę... :-)

Anonimowy pisze...

na wydmach i to nie z tym co by sie chcialo...ale przystojny byl...

Gippius pisze...

na wydmach - romantycznie :)