11.2.08

pierogów wymiar oniryczny

Powinno być o pierogach, bo smaczne były i zabawa przy ich produkcji - przednia. Ale nie, o pierogach nie będzie. Pierogi były tylko przyczyną. Nie wolno o 22.00 się najadać, bo potem człowiek spać nie może, a jak już nawet zaśnie, to się okazuje, że śnią mu się przez noc całą jakieś takie kłopoty, że sam z koncertu wraca, że się C. gubi po drodze, że dzwoni trzy razy, a telefonu nie słychać. Że w pociągu konduktorka mówi, że nie ma już takiej stacji jak Chylonia. Że ta stacja się nazywa teraz Mielno, a Rumia to jest Mielno Wielkie. I tu nagle radość dopada ludzkie serce, że Rumia już leży nad morzem. A potem znowu przerażenie, że skoro Rumia leży nad morzem, to na pewno Necla już nie ma, bo, tak jak straszyła A., morze rozlało się i ląd się zmniejszył fatalnie, pochłaniając osiedle stoczniowe. I znów pobudka w środku nocy. I przerzucanie się na druki bok z nadzieją, że ten drugi bok będzie bezpieczniejszy, że nie przyniesie koszmarów bezsensownych.

4 komentarze:

gapminded pisze...

Ty, faktycznie, ja też miałam koszmary i omam w nocy jak nie wiem, dopiero teraz pochytałam, że to od tych pierogów.

Gippius pisze...

Od tych grzybów, co były w pierogach...

gapminded pisze...

jojo, chyba od tego ciasta, co na ziemie spadło, wiesz, hehe

Gippius pisze...

ciasto dupą trzasło