30.11.07

na w miejskim Piaf ja puszczam paw

Wyrwałam się na odchamienie z Zienką. No były lilety (rodzinny kaowiec od Zienki wykręcił bilet grupowy). A obiecywałam sobie po "Plotce", że już więcej nie pójdę, że miejski to kicha wszeteczna. Ale poszłam, bo darowanemu biletowi się w gębę nie zagląda. Jeszcze mnie Julia pozytywnie nastawiła, że macierz jej chwaliła, że dobre. A że Julii mamę darzę sympatią i szacunkiem, to się nastawiłam. Niepotrzebnie. Bo te piosenki to nawet przechodzą, choć bardziej w drugim akcie, ale kreacja tek Pani Lulki (co ma zajebiaszcze nazwisko na pewno) wogle mnie nie zachwyca, wogle!!! Nie tak sobie Edith Piaf wyobrażałam. Jeszcze ten drugi akt przechodził, choć ziewów powstrzymać nie mogłam i nadal chciałam wyjść. A tato Zienki zasnął na pierwszym, a z drugiego się zmył. I dobrze zrobił, bo wszystkie Ryśki to porządne chłopaki.
Nie IŚĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy: