5.11.07

we śnie w domu publicznym

Ach, co to był za sen...
No więc śni mi się, że jestem z moim Prezesem przed domem publicznym. Obydwoje wiemy, że to dom publiczny. Na domofonie napisy: Viola, Jola, itp. Pod numerem nie pamiętam jakim, ale na parterze na pewno, jakieś imię męskie. I ja wiem. Niektórzy w tym miejscu będą zawiedzeni, ale ja postanawiam iść do męskiej dziwki. Zaznaczam jednak, że wyjście ma charakter badania marketingowego, żeby nie było. Przebijam się przez długie korytarze (tak jak w jednym z video z wystawy). A w tych korytarzach wygląda jak w przychodni albo jak w akademiku, czy szpitalu. Drzwi wymalowane farbą olejną białą, z brązowym paskiem z boku - klasik, jak w SP7 w Rumi. I jak już wreszcie dochodzę do tego pokoju właściwego, z moją potencjalną męską dziwką, to widzę kolesia z wąsami, chudego, w białej podkoszulce. Bardziej na alfonsa mi wygląda niż na dziwkę męską. I do tego widzę, że braki w uzebieniu ma ewidentne. Się wtedy okazuje, że mam na sobie sam koc - zero ubrań. No i uciekam. I zaczynam krzyczeć - wiadomo, wypróbowany sposób na rozbudzenie. I obudziłam Robina.
Gdyby się ktoś z szacownych czytelników pokusił o freudowską interoretację, to będę wdzięczna. Najodważniejsze zostaną nagrodzone.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No, taka analiza wymaga czasu.

Gippius pisze...

Ale proszę bardzo, nie spieszy mi się.