Członek partii ma obowiązek posiadać jak najwięcej kobiet.
Członek partii ma obowiązek proponować siebie najpierw lepszym kobietom.
Członek partii ma prawo domagać się wszystkich kobiet, ponieważ jutro może zginąć na froncie. Jeżeli spotkania członka partii z kobietą powtarzają się dwa razy i więcej, to członek partii powinien ją pobić.
Ideał to jedno pobicie na każde dziesięć stosunków.
31.12.08
30.12.08
masakra chorobowa
Pustki cisowskie na gippiusie.
Gippius chory obłożnie.
Gippius barłoży.
Gippiusowi nogą i ręką poruszać się nie chce, więc i pisanie z trudem przychodzi.
A dziś do Gippiusa w odwiedziny Matki przychodzą i musi Gippius ogarnąć, a ogarnianie w paraliżu to średnio atrakcyjne zajęcie.
Rzym jeszcze wciągnie Gippius i się w sobie zaweźmie.
Gippius chory obłożnie.
Gippius barłoży.
Gippiusowi nogą i ręką poruszać się nie chce, więc i pisanie z trudem przychodzi.
A dziś do Gippiusa w odwiedziny Matki przychodzą i musi Gippius ogarnąć, a ogarnianie w paraliżu to średnio atrakcyjne zajęcie.
Rzym jeszcze wciągnie Gippius i się w sobie zaweźmie.
23.12.08
wigilie we fabryce
Święta to taka świetna okazja, żeby zintegrować pracowników. Wspaniały moment, kiedy każdy pracownik myśli tylko o tym, jak to wspaniale jest podzielić się opłatkiem ze współpracownikiem, wymienić się ciepłym słowem ze szefem i wszystkim, ale to wszystkim życzyć wesołych świąt. I tak dział personalny składa życzenia centrali. Pani Kasia P., co jej człowiek na oczy nie widział też życzy najlepszego, nawet koledzy z działu windykacji powiedzą ciepłe słowo. I tak każdy każdemu słodzi jak nigdy w roku.
Istnieje jeszcze instytucja wigilii pracowych (chwała tym, którzy u nas we fabryce rzeczony pomysł zawetowali), tam, oprócz tradycyjnego opłatka przy akompaniamencie kolęd można się szczerze ściskać i całować, ile wlezie, nawet z osobnikami, co się ich wysoce nie cierpi.
I tak mam parę absurdów z wigilii fabrycznych:
1. W firmie X zamiast akompaniamentu kolęd słychać pieśni biesiadne. Tradycja jest tradycja i muzyczka gra.
2. W tej samej firmie z braku karpia na stole laury święci golonka w piwie. No co, przecież to potrawa staropolska.
3. W firmie Y pracownicy z prywatnej kieszeni zrzucają się na prezenty dla rodziny właścicieli po wieledziesiąt złotych, bo asystentka straszy, że przecież z własnych pieniędzy, co je nota bene natyrali ci sami pracownicy właściciela, właściciel nie będzie dobie prezentu kupował.
4. W firmie Z, leaderze w swojej branży, kadra zarządzająca otrzymuje w prezencie z rąk szefa wszystkich szefów czapeczkę baseballówkę z logiem leadera i wszytym od środka imieniem i nazwiskiem. Dodatkowo na zwolenniczaku świątecznym z wykładem o zarządzaniu w okresie kryzysu występuje nie kto inny jak kierowca rajdowy, dziś pełniący funkcję polityczną.
5. W tej samej firmie młodej i prężnej pracownicy prezes z uśmiechem mówi: "Pani B, Pani się tu u nas już tak zadomowiła, że Pani chyba z nami do końca już zostanie".
Chętnie posłuchałabym jeszcze takich historii, bo aż radość serce rozpiera na myśl o kulturze organizacji w polskich firmach.
Istnieje jeszcze instytucja wigilii pracowych (chwała tym, którzy u nas we fabryce rzeczony pomysł zawetowali), tam, oprócz tradycyjnego opłatka przy akompaniamencie kolęd można się szczerze ściskać i całować, ile wlezie, nawet z osobnikami, co się ich wysoce nie cierpi.
I tak mam parę absurdów z wigilii fabrycznych:
1. W firmie X zamiast akompaniamentu kolęd słychać pieśni biesiadne. Tradycja jest tradycja i muzyczka gra.
2. W tej samej firmie z braku karpia na stole laury święci golonka w piwie. No co, przecież to potrawa staropolska.
3. W firmie Y pracownicy z prywatnej kieszeni zrzucają się na prezenty dla rodziny właścicieli po wieledziesiąt złotych, bo asystentka straszy, że przecież z własnych pieniędzy, co je nota bene natyrali ci sami pracownicy właściciela, właściciel nie będzie dobie prezentu kupował.
4. W firmie Z, leaderze w swojej branży, kadra zarządzająca otrzymuje w prezencie z rąk szefa wszystkich szefów czapeczkę baseballówkę z logiem leadera i wszytym od środka imieniem i nazwiskiem. Dodatkowo na zwolenniczaku świątecznym z wykładem o zarządzaniu w okresie kryzysu występuje nie kto inny jak kierowca rajdowy, dziś pełniący funkcję polityczną.
5. W tej samej firmie młodej i prężnej pracownicy prezes z uśmiechem mówi: "Pani B, Pani się tu u nas już tak zadomowiła, że Pani chyba z nami do końca już zostanie".
Chętnie posłuchałabym jeszcze takich historii, bo aż radość serce rozpiera na myśl o kulturze organizacji w polskich firmach.
22.12.08
o szarości
Strasznie na zewnętrznej.
Szaro i buro, choć słońce nieśmiało chciałoby wpadać przez szybę w oknie. O! Uwaga! Letko wpadło i nawet oślepia. Ale słabej jest ono mocy. I nawet w synergii z kawą nie sprawia, że się chce bardziej. Może za mało jeszcze w kubku ubyło. Się skupię lepiej na piciu niż na pisaniu.
No to z tej apatii wesołe zdjęcie zapodam:
Szaro i buro, choć słońce nieśmiało chciałoby wpadać przez szybę w oknie. O! Uwaga! Letko wpadło i nawet oślepia. Ale słabej jest ono mocy. I nawet w synergii z kawą nie sprawia, że się chce bardziej. Może za mało jeszcze w kubku ubyło. Się skupię lepiej na piciu niż na pisaniu.
No to z tej apatii wesołe zdjęcie zapodam:
16.12.08
życie w NYC
Parę jeszcze fot dla cieszenia oka zamieszczam z naszego pobytu w NYC. Bo aż mi się ckni czasem. I ckni się do następnej podróży. Ale na to trzeba zasłużyć. Swoje wypracować, żeby na bilansie znów pojawiło się 26.
Tymczasem pozostaje cieszyć oko.
Skośnooką panną młodą
Skośnookim państwem młodym
Ludzi w momowskiej bibliotece
żydów, co idą na wesele, kto wie, może do tych skośnookich
rastę na emeryturze
i takiego pana
Tymczasem pozostaje cieszyć oko.
Skośnooką panną młodą
Skośnookim państwem młodym
Ludzi w momowskiej bibliotece
żydów, co idą na wesele, kto wie, może do tych skośnookich
rastę na emeryturze
i takiego pana
12.12.08
jabłko w miejscu krzyża
Ostatnio miałam okazję odwiedzić dom, w którym zamiast świętych obrazków widniało jabłko. Jabłko - atrybut ludzi lepszych, takich, co się znają na designie, takich, co ich znajomi mają jabłko i też się znają na designie, więc i oni muszą, no i czasem, choć do tonu nie pasuje niestety, ale trzeba oddać sprawiedliwość jabłka mocy, takich, co prostu z jabłkiem pracować muszą.
Pierwsze jabłko było naklejone na drzwiach wejściowych. Kolejne pojawiały się na super sprzęcie przeróżnym, ale nagromadzenie jabłuszek mogłoby przypominać warzywniak. I było to najczęściej powtarzające się logo w tym domu.
Co to znaczy wziąć jabłko na swoje barki? To oznacza pieniądze i prestiż.
Ale już niedługo. Ciekawam, co się stanie z jabłkiem, skoro iPhone jest już tak wysoka, że każdy może sobie nań pozwolić. To zdaje się jakaś zmiana strategii - z marki pożądanej na markę powszechną, z produktów profesjonalnych na produkty dla ludu.
Sama poszłam to świątyni Steve'a Jobsa na Piątej Alei. Wyznawców były tłumy, rotacja ogromna. I trzeba oddać prawdę, że fajny to budynek jest.
Pierwsze jabłko było naklejone na drzwiach wejściowych. Kolejne pojawiały się na super sprzęcie przeróżnym, ale nagromadzenie jabłuszek mogłoby przypominać warzywniak. I było to najczęściej powtarzające się logo w tym domu.
Co to znaczy wziąć jabłko na swoje barki? To oznacza pieniądze i prestiż.
Ale już niedługo. Ciekawam, co się stanie z jabłkiem, skoro iPhone jest już tak wysoka, że każdy może sobie nań pozwolić. To zdaje się jakaś zmiana strategii - z marki pożądanej na markę powszechną, z produktów profesjonalnych na produkty dla ludu.
Sama poszłam to świątyni Steve'a Jobsa na Piątej Alei. Wyznawców były tłumy, rotacja ogromna. I trzeba oddać prawdę, że fajny to budynek jest.
11.12.08
zachwycać się czy się zachwycać nie
Bo to będzie moja odpowiedź na reakcje, które wynikły ze wpisu sławiącego Łódź. No więc ja nikogo na tę Łódź nie nakręcam, ja nikomu jej lubić nie każę i nie każę się nią także zachwycać. Bo to właśnie jest fajne, że jednych zachwyca, innych nie. No więc mnie zachwyca i amęt.
A w dowód to, co mnie zachwyca.
A w dowód to, co mnie zachwyca.
9.12.08
Łódź - would you know how to spell it?
Spędziłam piękny weekend w Łodzi. I znów okazało się, że miasto, które raczej ma opinię spauperyzowanego robotniczego syfu, potrafi zachwycić. Bo Łódź zachwyci, jeśli się ją odpowiednie pokaże. I tak pokazał mi ją G. Łódź z podwórkami, szczelinami między kamienicami, żurami na Włókienniczej i pomnikiem pamięci Agnieszki Osieckiej.
Oficjalnie chciałabym powiedzieć to na tego internetu forum, że popieram starania Łodzi o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016! Niech wygra! Tak jest. Bo w Łodzi się myśli o promocji, bo logotypy tworzą tam prawdziwi graficy, bo akcje promocyjne celują w target i więcej rzeczy po prostu ma sens. Niech się chowa gdański zaścianek. Przykre, ale prawdziwe.
Koleżanka opowiadała mi o spocie emitowanym przez CNN, który promował miasto Łódź właśnie. Przede wszystkim miał świetne zdjęcia, ale też opierał się na grze słów: Would you believe that..., Would you know that...., itd. A potem, na końcu spotu, padało hasło: would you know how to spell it - ŁÓDŹ. Świetne, no po prostu rewelacja. Bo rzeczywiście nie jest łatwo promować zagranicą miasto, które się nazywa Łódź. Brawo dla copywriterów, brawo dla marketingowców i urzędasów łódzkich, którzy mają jakieś takie bardziej klapki otwarte.
Oficjalnie chciałabym powiedzieć to na tego internetu forum, że popieram starania Łodzi o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016! Niech wygra! Tak jest. Bo w Łodzi się myśli o promocji, bo logotypy tworzą tam prawdziwi graficy, bo akcje promocyjne celują w target i więcej rzeczy po prostu ma sens. Niech się chowa gdański zaścianek. Przykre, ale prawdziwe.
Koleżanka opowiadała mi o spocie emitowanym przez CNN, który promował miasto Łódź właśnie. Przede wszystkim miał świetne zdjęcia, ale też opierał się na grze słów: Would you believe that..., Would you know that...., itd. A potem, na końcu spotu, padało hasło: would you know how to spell it - ŁÓDŹ. Świetne, no po prostu rewelacja. Bo rzeczywiście nie jest łatwo promować zagranicą miasto, które się nazywa Łódź. Brawo dla copywriterów, brawo dla marketingowców i urzędasów łódzkich, którzy mają jakieś takie bardziej klapki otwarte.
1.12.08
28.11.08
z cyklu historie z klatki B: ornaty J.
Zawsze uważałam, że moja klatka B nie była całkiem normalna. Klatka właściwie, jak to klatka, nie wiele różniła się od innych w czteropiętrowych blokach z betonowych płyt. Ale miała dość dziwnych mieszkańców.
Żył sobie w tej klatce pewien J. wraz z rodzicami i bratem młodszym. I J. w dzieciństwie miał zajawkę, niespotykaną miał tą zajawkę. Otóż J. chciał zostać księdzem. No i nie ma w tym właściwie nic dziwnego. Dzieci mają różne marzenia. Ale w marzenia J. zaangażowała się jego mać. A że dobrze szyła, to szyła dla J. ornaty, sutanny, komże, by J. czuł się jak ksiądz z prawdziwego zdarzenia. Wielokrotnie znajomi, którzy wspinali się na drugie piętro do nas pod piątkę, słyszeli, jak J. odprawiał msze. Ale nas, dzieciaków, wcale to nie dziwiło. Wręcz przeciwnie. Zaangażowaliśmy się w zajawkę J. Braliśmy udział w jego mszach świętych. Kaplicę urządziliśmy w Klubie w Wózkarni. Zarówno Klub jak i Kaplica były przedsięwzięciami nielegalnymi. I ciekawe, że w tej samej wózkarni jednego wieczora graliśmy w karty, a innego J. odśpiewywał Ewangelię według św. Marka. Bo J., trzeba przyznać, śpiewał pięknie i angażował się we śpiew swój bardzo. Kazania miał też J. ładne. I raz nawet wielkie wydarzenie miało miejsce w naszej Kaplicy. Ślub, mój pierwszy i ostatni ślub, z W., który był moim chłopakiem podówczas. Udzielił nam go J. ...
Żył sobie w tej klatce pewien J. wraz z rodzicami i bratem młodszym. I J. w dzieciństwie miał zajawkę, niespotykaną miał tą zajawkę. Otóż J. chciał zostać księdzem. No i nie ma w tym właściwie nic dziwnego. Dzieci mają różne marzenia. Ale w marzenia J. zaangażowała się jego mać. A że dobrze szyła, to szyła dla J. ornaty, sutanny, komże, by J. czuł się jak ksiądz z prawdziwego zdarzenia. Wielokrotnie znajomi, którzy wspinali się na drugie piętro do nas pod piątkę, słyszeli, jak J. odprawiał msze. Ale nas, dzieciaków, wcale to nie dziwiło. Wręcz przeciwnie. Zaangażowaliśmy się w zajawkę J. Braliśmy udział w jego mszach świętych. Kaplicę urządziliśmy w Klubie w Wózkarni. Zarówno Klub jak i Kaplica były przedsięwzięciami nielegalnymi. I ciekawe, że w tej samej wózkarni jednego wieczora graliśmy w karty, a innego J. odśpiewywał Ewangelię według św. Marka. Bo J., trzeba przyznać, śpiewał pięknie i angażował się we śpiew swój bardzo. Kazania miał też J. ładne. I raz nawet wielkie wydarzenie miało miejsce w naszej Kaplicy. Ślub, mój pierwszy i ostatni ślub, z W., który był moim chłopakiem podówczas. Udzielił nam go J. ...
na ciśnienie
Jako że pogoda za oknem wiadoma i trzeba skądyś pozyskać zasoby energetyczne, to:
tu ich trochę jest.
tu ich trochę jest.
24.11.08
streetart meksykański
19.11.08
depresja pourlopowa
18.11.08
Meksyk i rowery
W Meksyku rower jest popularnym transportem. W górach Chiapas zdecydowanie lepiej jest mieć rower z przerzutkami, z takiego powody, że są to góry, jak już powiedziałam.
Do czego służy Meksykanom rower?
Do się lansowania:
Do przemieszczania się w pojedynkę ze szkoły:
Do przemieszczania się we dwójkę:
Do przemieszczania się we trójkę:
Do przemieszczania się i do przemieszczania towaru:
do się podpierania i gadania z kumplem:
Do czego służy Meksykanom rower?
Do się lansowania:
Do przemieszczania się w pojedynkę ze szkoły:
Do przemieszczania się we dwójkę:
Do przemieszczania się we trójkę:
Do przemieszczania się i do przemieszczania towaru:
do się podpierania i gadania z kumplem:
17.11.08
“Paris Hilton’s My New Best Friend”
W czasie pobytu w NYC, a konkretniej rzecz się działa w NJ, w Clifton dorwałam się na chwilę do pudła. I przerzucałam kanały, których było z 200 (200 kanałów pełnych shitu w większości na skalę totalną, i natknęłam się na program “Paris Hilton’s My New Best Friend”. Aż przystanęłam, bo uwierzyć nie mogłam. 6 lasek o typowych amerykańskich imionach (Kelly, Dona, Brenda, itp) z wielkim przerażaniem w oczach czekało na werdykt Paris. Paris zaś, siedząc na tronie w stylizacji księżniczki wielkiej amerykańskiej fortuny, decydowała, który koń (jeśli koń, to powinna to być raczej Dona) odpadnie w wyścigu na jej przyjaciółkę. I kiedy Paris wreszcie naznaczyła jedną taką, to i tak powiedziała jej na pocieszenie: "Oh, darling, I luv you anyway"
14.11.08
troche kiczu z okazji listopada
11.11.08
juz mogie
Gdyby czytelnik szanowny nie zauwazyl, to moge juz swoje opowiesci wzbogacac obrazkami - kabel czekal grzecznie w NYC.
Info dla Stevena: D80 ze szklem AF-S Nikkor 18-135mm 1:3,5-5,6G ED - ale za cene taka jak w Polska
Info dla Stevena: D80 ze szklem AF-S Nikkor 18-135mm 1:3,5-5,6G ED - ale za cene taka jak w Polska
Jak nas atakowali
Wrocilismy z Meksyku. Zal. Nie za dziewczyna, nie za kochana Ukraina, ino za Meksykiem dzikim. Tym, ktory zostal z Chiapas - stanie, co sie w nim mam zakochane. No wiec bedzie teraz historia o Zapatystach.
Pojechalismy sobie obejrzec kaskade wodospadow Agua Azul. Piekne miejsce, bardzo rajskie, szkoda tylko, ze turysci potrafia tam dojechac i szkoda, ze mowa o nich we wszystkich przewodnikach. Ku chwale Ojczyzny (meksykanskiej, rzecz jasna) udalo nam sie znalezc wczesniej wodospad bez ludzi. Ale do rzeczy. Po wykjonaniu wycieczki oraz skonsumowaniu tacosow (w czasie konsumpcji nawiazalam kontakt wzrokowy z jedna Pania, co to bedzie brala za chwile udzial w historii) udalismy sie naszym dodgem w droge powrotna. Juz przy bramkach wyjazdowych z parku zauwazylismy, ze dwa samochody stoja na poboczu, a na zewnetrznej jakies zamieszanie. Otworzylismy szybe i spytalismy Pani od kontaktu wzrokowego, co sie dzieje. Pani (ze Francji na marginesie) sie pyta, czy my po angliczansku mowimy, my, ze a i owszem troche tak, na co ona, ze na gorze (do wodospadow od 'glownej' - jaka ona tam glowna, ale niech bedzie, zjezdzalo sie droga w dol, droga poboczna) atakuja. Nie bardzo wiedziala, kto atakuje, ale wiedziala, ze atakuja. I ze slychac bylo szczaly jakies. Kilku Meksykanow biegalo w poplochu i niby, tak twierdzila Pani, staralo sie jakos zazegnac sprawe. W ciagu 5 minut z 2 samochodow zrobilo sie 5 i Pani powiedziala nam, ze szturmujemy z piatke, bo w piatke bylo raznie. Nie sa my z C jakies bohatery, ale w rzekomy atak ciezko nam bylo uwierzyc. Pojechalismy nasza 5-autowa kawalkada w gore. Po drodze minelismy samochod ze flakiem w tylnym kole. Wywnioskowalismy, ze rzeczywiscie huk mogl byc, ale pewnie od tej opony. Nie wiem, moze to miala byc taka atrakcja turystyczna?
Troche byla.
Inna sprawa, ze od Chiapas bardzo blisko do Gwatemali, a Guerilla w Gwatemali rzadzi, panie Dziejku. Zreszta, parokrotnie mijalismy takie malunki ze zolnierzami z podpisami Guerilla. Wiec, kto wie... Moze mielismy wiele szczescia.
Powyzej wodospady, gdzie turysty wbrod.
A tu juz teren bezludny
Pojechalismy sobie obejrzec kaskade wodospadow Agua Azul. Piekne miejsce, bardzo rajskie, szkoda tylko, ze turysci potrafia tam dojechac i szkoda, ze mowa o nich we wszystkich przewodnikach. Ku chwale Ojczyzny (meksykanskiej, rzecz jasna) udalo nam sie znalezc wczesniej wodospad bez ludzi. Ale do rzeczy. Po wykjonaniu wycieczki oraz skonsumowaniu tacosow (w czasie konsumpcji nawiazalam kontakt wzrokowy z jedna Pania, co to bedzie brala za chwile udzial w historii) udalismy sie naszym dodgem w droge powrotna. Juz przy bramkach wyjazdowych z parku zauwazylismy, ze dwa samochody stoja na poboczu, a na zewnetrznej jakies zamieszanie. Otworzylismy szybe i spytalismy Pani od kontaktu wzrokowego, co sie dzieje. Pani (ze Francji na marginesie) sie pyta, czy my po angliczansku mowimy, my, ze a i owszem troche tak, na co ona, ze na gorze (do wodospadow od 'glownej' - jaka ona tam glowna, ale niech bedzie, zjezdzalo sie droga w dol, droga poboczna) atakuja. Nie bardzo wiedziala, kto atakuje, ale wiedziala, ze atakuja. I ze slychac bylo szczaly jakies. Kilku Meksykanow biegalo w poplochu i niby, tak twierdzila Pani, staralo sie jakos zazegnac sprawe. W ciagu 5 minut z 2 samochodow zrobilo sie 5 i Pani powiedziala nam, ze szturmujemy z piatke, bo w piatke bylo raznie. Nie sa my z C jakies bohatery, ale w rzekomy atak ciezko nam bylo uwierzyc. Pojechalismy nasza 5-autowa kawalkada w gore. Po drodze minelismy samochod ze flakiem w tylnym kole. Wywnioskowalismy, ze rzeczywiscie huk mogl byc, ale pewnie od tej opony. Nie wiem, moze to miala byc taka atrakcja turystyczna?
Troche byla.
Inna sprawa, ze od Chiapas bardzo blisko do Gwatemali, a Guerilla w Gwatemali rzadzi, panie Dziejku. Zreszta, parokrotnie mijalismy takie malunki ze zolnierzami z podpisami Guerilla. Wiec, kto wie... Moze mielismy wiele szczescia.
Powyzej wodospady, gdzie turysty wbrod.
A tu juz teren bezludny
6.11.08
zupelnie inna jazda
Tu jest zupelnie inna jazda i trzeba tu byc, zeby uwierzyc, ze tak mozna. Kilka praw obowiazujacych meksykanskich kierowcow:
1. Nie istnieja pasy ruchu, a nawet jesli sa namalowane, to ich przestrzeganie nie moze miec miejsca.
2. Lewy pas nie jest pasem sluzacyj do szybkiej jazdy. Lewy pas, to pas jak kazdy inny. Zarowno lewy pas, jak i prawy pas, a prawy pas przede wszystkim, sluza do wyprzedzania. Lewy pas zazwyczaj jest mniej dziurawy, wiec wiekszosc kierowcow wybiera do jazdy pas lewy wlasnie.
3. Swiatla wlaczone w dzien sa najwiekszym wyrazem obciachu. Tak pozostaje do poznych godzin nocnych. Wtedy za swiatla sluzyc moga: jeden kierunkowskaz, swiatla awaryjne wlaczone caly czas lub swiatla awaryjne wlaczone w obliczu zagrozenia.
4. Kierowca, zblizajacy sie do skrzyzowania, winien zatrabic. Kierowca moze trabic w ogole, kiedy chce, tak zeby turysta tudziez obcy nie wiedzial, czym zawinil i czy zawinil w ogole.
5. Czerwone swiatlo jest umowne. Czasem warto sie na nim zatrzymac, ale tylko frajerzy stosuja sie do tej zasady zawsze. Frajerow, ktorzy uwierzyli w czerwone swiatlo nalezy obtrabic z prawa na lewo.
6. Nawet samochod sluzbowy nie jest w stanie podjechac na klasyczny meksykanski kraweznik.
To tyle na dzis - czas na sieste.
1. Nie istnieja pasy ruchu, a nawet jesli sa namalowane, to ich przestrzeganie nie moze miec miejsca.
2. Lewy pas nie jest pasem sluzacyj do szybkiej jazdy. Lewy pas, to pas jak kazdy inny. Zarowno lewy pas, jak i prawy pas, a prawy pas przede wszystkim, sluza do wyprzedzania. Lewy pas zazwyczaj jest mniej dziurawy, wiec wiekszosc kierowcow wybiera do jazdy pas lewy wlasnie.
3. Swiatla wlaczone w dzien sa najwiekszym wyrazem obciachu. Tak pozostaje do poznych godzin nocnych. Wtedy za swiatla sluzyc moga: jeden kierunkowskaz, swiatla awaryjne wlaczone caly czas lub swiatla awaryjne wlaczone w obliczu zagrozenia.
4. Kierowca, zblizajacy sie do skrzyzowania, winien zatrabic. Kierowca moze trabic w ogole, kiedy chce, tak zeby turysta tudziez obcy nie wiedzial, czym zawinil i czy zawinil w ogole.
5. Czerwone swiatlo jest umowne. Czasem warto sie na nim zatrzymac, ale tylko frajerzy stosuja sie do tej zasady zawsze. Frajerow, ktorzy uwierzyli w czerwone swiatlo nalezy obtrabic z prawa na lewo.
6. Nawet samochod sluzbowy nie jest w stanie podjechac na klasyczny meksykanski kraweznik.
To tyle na dzis - czas na sieste.
5.11.08
przez gorskie wioski dzunglowe
Wczoraj pokonalismy trase 300 km przez gorska meksykanska dzungle w stanie Chiapas. Szacuje, ze przejechalismy jakies 1000 topes, a nasza srednia predkosc wynosila jakies 40 km/h. Wioski w gorach sa co 2 km. Czym mozna zajmowac sie w takiej meksykanskiej gorskiej wiosce? No wiec mozna chodzic z maczeta dlugosci wlasnej nofgi i straszyc biuednych turystow. Mozna tez z ta sama maczeta isc w dzungle i scinac banany, ktore nastepnie mozna przekazac swojej kobiecie, ta zas za kilka pesos sprzeda je tym samym turystom przestraszonym jeszcze dlugoscia maczety. Marketing bezposredni uprawiany jest wylacznie przez kobiety, ktore maja na ramieniu chusty, w ktorych trzymaja latorosle (splodzone przez pana maczete) albo latorosle sa na tyle wzrosle, ze stoja obok matek same. Mozna jeszcze chodzic do szkoly, jak sie mieszka w meksykanskiej wiosce. Do szkoly jest daleko i raczej z buta sie cisnie. Jest tez opcja na podwozke na pace ciezarowy, z ktorej moga korzystac nie tylko uczniowie, ale wszyscy: posiadacze maczet, drogowcy, kobiety niosace na plecach kosze z drewnem albo kukurydza. A taka ciezarowa na tylnej szybie moze miec: swiety obrazek z maryjka albo jezuskiem, albo gola po prostu babe, albo Che. (za chwile historia o zapatystach poleci). Mozna w takiej wsi trudnic sie handlem klasycznym. Znaczy sie ma sie wtedy budke mniejsza niz u pani Czesi w Kregu i z tej budki sprzedaje sie czipery, slodycze, a przede wszystkim Coca Cole, w nielicznych zas wioskach Pepsi. Budka ta, nie jest zwykla budka, bo jest to budka wymalowana w Coca Cole albo Pepsi zaleznie od tego jaka marke dany punkt sprzedazy wspiera.
O zapatystach, atakujacych se normalnie turystow takich jak my bedzie inna raza.
O zapatystach, atakujacych se normalnie turystow takich jak my bedzie inna raza.
4.11.08
Do Palenque - impresje o meksykanskich drogowcach
Po pierwsze, mam tu klawiature z powymazywanymi literkami, wiec pisze sie ciezko. Po drugie, wczoraj pokonalismy droge okolo 800 km. Wlasciwie to pokonal ja C, bo to on moze prowadzis naszego Dodge Attitude od pana von Hertza. Choc i ja sie natrudzilam co nie miara. Sledzilam droge z paru powodow. Po pierwsze, drogi meksykanskie sa w nieustajacym remoncie. A taki meksykanski drogowiec to ma leb nie od parady. On to wpadnie na pomysl, zeby poustawiac na drodze kamienie, ktorych kierowca spodziewac sie nie musi, ale przy ktorych drogowiec ma pewnosc, ze kierowca z calymi oponami nie pozostanie i juz drogowcu w robocie nie bedzie przeszkadzac. I pewnie dlatego wypozyczalnie aut nie pokrywaja w swoich ubezpieczeniach kol.
Po drugie, meksykanskie drogi, na wzor ukrainskich usiane sa dziurami, do sledzenia ktorych zaangazowalismy wszystkie cztery oka.
Po trzecie, Meksykanie lubuja sie w budowaniu garbow na drogach. Bywa, ze oznaczaja go znakiem Topes i symbolizuja ow znak graficznie. I wtedy w miejscu gdzie stoi znak znajduje sie rowniez garb. Mozna tez zobaczyc znak, a nie zobaczyc garbu. A najczestszym przypadkiem jest garb, co to w ogole nie jest oznaczony.
Ale ogolnie meksykanskie drogi sa spoko.
Tymczasem wyruszamy podziwiac okoliczna przyrode.
Po drugie, meksykanskie drogi, na wzor ukrainskich usiane sa dziurami, do sledzenia ktorych zaangazowalismy wszystkie cztery oka.
Po trzecie, Meksykanie lubuja sie w budowaniu garbow na drogach. Bywa, ze oznaczaja go znakiem Topes i symbolizuja ow znak graficznie. I wtedy w miejscu gdzie stoi znak znajduje sie rowniez garb. Mozna tez zobaczyc znak, a nie zobaczyc garbu. A najczestszym przypadkiem jest garb, co to w ogole nie jest oznaczony.
Ale ogolnie meksykanskie drogi sa spoko.
Tymczasem wyruszamy podziwiac okoliczna przyrode.
1.11.08
traktat o jedzeniu - cz. I
Jemy tu duzo. Dobrze tu jemy. Jemy tu duzo i dobrze, moze nawet za duzo i za dobrze. Mysle, ze od przyjazdu dalismy rade zjesc jakas zgrzewke czerwonej i czarnej fasoli. Bo fasola jest wszedzie - we sniadaniu, we lunczu i we kolacji. Potem fasola jest w odchodach, etc., etc. Mysle, ze dwie puszki fasoli odlozyly mi sie w boczkach.
Najbardziej zaskakujace bylo dzisiejsze sniadanie. Znow, wiedzeni stara dobra zasada, ze sniadanie powinno byc konkretne, nie dalismy sie namowic na zadna owocowa szmire. Poszlismy w konkrety. Najwiekszym konkretem bylo to, co dostal C. Fasola, skladnik konstytutywny kazdego posilku, jak wspomnialam wczesniej, naczosy, salatka i olbrzymia ilosc stekow z wolowiny. Takie sobie skromne sniadanko malutkich Aztekow. C. jest oczywiscie dzielny, wiec podolal zadaniu. Moj zas skromny omlecik z serem i szpinakiem blado wygladal na talerzu w porownaniu z jego habanina.
Najbardziej zaskakujace bylo dzisiejsze sniadanie. Znow, wiedzeni stara dobra zasada, ze sniadanie powinno byc konkretne, nie dalismy sie namowic na zadna owocowa szmire. Poszlismy w konkrety. Najwiekszym konkretem bylo to, co dostal C. Fasola, skladnik konstytutywny kazdego posilku, jak wspomnialam wczesniej, naczosy, salatka i olbrzymia ilosc stekow z wolowiny. Takie sobie skromne sniadanko malutkich Aztekow. C. jest oczywiscie dzielny, wiec podolal zadaniu. Moj zas skromny omlecik z serem i szpinakiem blado wygladal na talerzu w porownaniu z jego habanina.
31.10.08
wskazowka sciemniara
Wybralismy sie dzis w dluga trase na naszym Suzuku-popierdalaczce. Popierdalaczka wskazywala pelnie szczescia wzgledem tego, ile ma w sobie benzyny. Bylo to dla nas dosc zastanawiajace, bo kilkadziesiat kilometrow zostalo wykonane. Nic to - zawierzylismy japonskiej technologii i w dorge. Jakos nie przyszlo nam do glowy, zeby sprawdzic, co tam w baku slychac. Hallo??? Japonska technologia jest niezawodna - wiem, bo wielokrotnie slyszalam od Mamy, ktora jest posiadaczka japonskiego samochodu. Po 40 minutach jazdy udalo nam sie pokonac 44 kilometry i dotarlismy do Coby, w ktorej mielismy zwiedzac kolejne juz majowskie ruiny. Z obolalymi zadkami podczepilismy sie pod wycieczke kanadysjich turystow i posluchalismy o majowskich zabawach. Na przyklad o odmianie ichniego futbolu, ktoren dla przegranej druzyny konczyl sie byl smiercia. Byc moze taka forma motywacji zadzialala by wreszcie na polska reprezentacje?
Po zwiedzaniu wsiedlismy ponownie na popierdalaczke, a ta z radoscia pokazywala, ze jest pelna, jak i ja po konsumpcji w lokalnych knajpach. Po drodze, nieco zmeczeni, postanowilismy zatrzymac sie w lokalnym cafe celem spozycia kawy wlasnie. Okazalo sie, ze to, co bralismy za lokalne cafe, wcale nim nie bylo. Wiec wsiedlismy ponowanie na popierdalaczke i w droge. Niestety wtedy strzalka zmienila front - konkretniej z bialego na czerwony... C zwolnil i postanowil rozprawic sie ze strzalka metodycznie. Im wolniej jechal - tym strzalka optymistyczniej wskazywala ilosc paliwa. Mialam jednak koszmarne wizje... 15 km w meksykanskim sloncu, nawet w listopadzie, nie napawa optymizmem.
Wiedzeni instynktem zatrzymalismy sie po srodku jungli i otworzylismy nasza puszka Pandory. Co to sie nia wcale nie okazala. Paliwa mielismy jeszcze dosc, by pokonac kolejne 10 km. I tak, dzieki metodyce empirycznej, nie zas japonskiej sciemnionej technologii dotarlismy wlasnie tu, skad kresle te slowa.
Adios, amigos!
Po zwiedzaniu wsiedlismy ponownie na popierdalaczke, a ta z radoscia pokazywala, ze jest pelna, jak i ja po konsumpcji w lokalnych knajpach. Po drodze, nieco zmeczeni, postanowilismy zatrzymac sie w lokalnym cafe celem spozycia kawy wlasnie. Okazalo sie, ze to, co bralismy za lokalne cafe, wcale nim nie bylo. Wiec wsiedlismy ponowanie na popierdalaczke i w droge. Niestety wtedy strzalka zmienila front - konkretniej z bialego na czerwony... C zwolnil i postanowil rozprawic sie ze strzalka metodycznie. Im wolniej jechal - tym strzalka optymistyczniej wskazywala ilosc paliwa. Mialam jednak koszmarne wizje... 15 km w meksykanskim sloncu, nawet w listopadzie, nie napawa optymizmem.
Wiedzeni instynktem zatrzymalismy sie po srodku jungli i otworzylismy nasza puszka Pandory. Co to sie nia wcale nie okazala. Paliwa mielismy jeszcze dosc, by pokonac kolejne 10 km. I tak, dzieki metodyce empirycznej, nie zas japonskiej sciemnionej technologii dotarlismy wlasnie tu, skad kresle te slowa.
Adios, amigos!
30.10.08
que viva mexico
Juz na miejscu w, jak to okreslil tleniony Niemiec, bardzo alternatywnym lifestyle... No dobra, to nie jest lifestyle. Luzne miejsce, gayfriendly... Choc wielu gejow nie widzialam raczej. Z drugiej strony nie maja tego na czole napisane.
ale o Meksyku jeszcze.
Jestem wyzsza od 70% mezczyzn albo takie mam wrazenie.
Na drogach, choc teoretycznie istnieje sygnalizacja swietlna, wiekszymi skrzyzowaniami kieruja policjanci. Wszyscy na siebie trabia. Zaluje, ze nie widze miny C, jak prowadzi ten skuter, bo pewnie ma rozdziawiona paszcze i wybaluszone oczy. W kazdym razie, moge sobie wyobrazic.
Hasta luego, amigos
ale o Meksyku jeszcze.
Jestem wyzsza od 70% mezczyzn albo takie mam wrazenie.
Na drogach, choc teoretycznie istnieje sygnalizacja swietlna, wiekszymi skrzyzowaniami kieruja policjanci. Wszyscy na siebie trabia. Zaluje, ze nie widze miny C, jak prowadzi ten skuter, bo pewnie ma rozdziawiona paszcze i wybaluszone oczy. W kazdym razie, moge sobie wyobrazic.
Hasta luego, amigos
27.10.08
120 przecznic, 30 alei
Chyba tyle przeszlismy. C caly czas ciagnal, ze to przeciez niedaleko, ze cztery przecznice to on widzi golym okiem. A ja, im ciemniej - tym mniej widze, taka prawidlowosc zauwazylam.
Nie o tym jednak mowa. Tytul sie wzial nie z przypadku. Tyle dzis przeszlismy... Nog nie czuje, padne jak kawka, jak mowi babcia Niuniek.
A co widzialam? Jedno postrzelenie - sie zdaje smiertelne, zajebisty sklep adasia na Soho, kilkadziesiat dup, ktore swobodnie by mogly wziac udzial w konkursie na najgrubsza zope swiata. 100 barow soho, 350 lokali z pizza i 50 sciemnionych sklepow z elektronika, gdzie sprzedaja sciemnione produkty pieciokrotnego uzytku. Wiem, bo trwaly caly bozy dzien poszukiwania aparatu. Zostal nabyty w efekcie w best buyu i chwala Panu temu, co nas na ow best buy zeslal. Aparat nabyty leci jutro popstrykac pare fot.
Hasta luego!
Nie o tym jednak mowa. Tytul sie wzial nie z przypadku. Tyle dzis przeszlismy... Nog nie czuje, padne jak kawka, jak mowi babcia Niuniek.
A co widzialam? Jedno postrzelenie - sie zdaje smiertelne, zajebisty sklep adasia na Soho, kilkadziesiat dup, ktore swobodnie by mogly wziac udzial w konkursie na najgrubsza zope swiata. 100 barow soho, 350 lokali z pizza i 50 sciemnionych sklepow z elektronika, gdzie sprzedaja sciemnione produkty pieciokrotnego uzytku. Wiem, bo trwaly caly bozy dzien poszukiwania aparatu. Zostal nabyty w efekcie w best buyu i chwala Panu temu, co nas na ow best buy zeslal. Aparat nabyty leci jutro popstrykac pare fot.
Hasta luego!
I dzien w raju Macka Boryny
Dluga droga do wujka Sama. Najpierw opoznienie na Okeciu - 3h w oczekiwaniu na samolot linii lot (slogam se powinni zmienic na "z lotem - potem". Potem na JFK rzeznia totalna - 2,5h w kolejce do pana Imigration Officer, ktory wyjatkowo nie byl ani Hindusem, ani Latynosem, tylko takim raczej Euroamerykaninem. Zadne to pocieszenie, ze byl sympatyczny, skoro musialam na niego czekac 2,5h!!!
A teraz obudzilam sie juz w Hameryce. Co na to wskazywalo, poza swiadomoscia? Po pierwsze, amerykanskie okno, co to czlowiek sie zawsze bedzie zastanawiac, jak je uchylic. Po drugie, ulica przed domem szeroka jak Wladyslawa IV, a mimo wszystko z jednym pasem ruchu. Po trzecie, kurki w umywalce - paranoja jakas. Wymyslilismy im lepsze kurki, a oni nie kumaja, ze trzeba zmienic. Po czwarte, wlaczniki swiatla na takiej wysokosci, co tylko u K na chacie mozna zobaczyc (zdaje sie, K, ze Pan P. odwiedzil byl antkowa hameryke i czerpal stad swoje wnetrzarskie inspiracje).
Ide ogladac grubasow (mieszkamy w New Jersey, wiec jest ich tu paru)na pocieszenie.
I nuce sobie melodie: New York I love you...
A teraz obudzilam sie juz w Hameryce. Co na to wskazywalo, poza swiadomoscia? Po pierwsze, amerykanskie okno, co to czlowiek sie zawsze bedzie zastanawiac, jak je uchylic. Po drugie, ulica przed domem szeroka jak Wladyslawa IV, a mimo wszystko z jednym pasem ruchu. Po trzecie, kurki w umywalce - paranoja jakas. Wymyslilismy im lepsze kurki, a oni nie kumaja, ze trzeba zmienic. Po czwarte, wlaczniki swiatla na takiej wysokosci, co tylko u K na chacie mozna zobaczyc (zdaje sie, K, ze Pan P. odwiedzil byl antkowa hameryke i czerpal stad swoje wnetrzarskie inspiracje).
Ide ogladac grubasow (mieszkamy w New Jersey, wiec jest ich tu paru)na pocieszenie.
I nuce sobie melodie: New York I love you...
25.10.08
pakowanie, lot i laba
Nie mogę się zmotywować do pakowania. No nie mogę i już. Niby mam w głowie, co i jak, ale ruszyć się z miejsca nie mogę. Chciałabym mieć taki dar przenoszenia wzrokiem różnych przedmiotów. Ale myślę sobie, że i tak to by nie pomogło, bo po pierwsze, wzrok już nie ten, a i do precyzyjnych osób to raczej nie należę. Poczekam na C, może on mnie zmotywuje.
Lot. Się nie boję, bo po prostu nie mam w zwyczaju. Jednakowoż zawsze mnie przeraża statystyka...
Ale jak już dolecę, to przez jeden dzień spróbuję się polenić.
Hurraaaa!!! Jak się uda, to czasem coś napiszę...
Buziaki
Lot. Się nie boję, bo po prostu nie mam w zwyczaju. Jednakowoż zawsze mnie przeraża statystyka...
Ale jak już dolecę, to przez jeden dzień spróbuję się polenić.
Hurraaaa!!! Jak się uda, to czasem coś napiszę...
Buziaki
24.10.08
reise fieber
Dopadła mnie. Gorączka. Objawy są dość proste: "Jezu, jak ja się wyrobię???". I się staram, choć efektem starań zapuchnięte oko i od ziewów rozdziawiona twarz. Szybki stukot palca o klawisz komputerka i telefony w mojej głowie. Przede mną wizja raju na ziemi...
21.10.08
victoria (niebackham)
17.10.08
ze �winouj�cia nie pozdrawiam
gps mówi:jedź tam,no jedź.no to jadę.po pół godziny oczekiwania bezzębny kontroler ruchu promowego o naturze służbisty, z uśmiechem odkrywając pozostałości po zębach, mówi: a zezwolenie jest?jakie zezwolenie,ja pytam? na przejazd, on na to. no i dupa. cofają nas na prom dla tych bez papierów. tak mija 2h w oczekiwaniu na prom z jasnego nieba.
14.10.08
Kołowrotek
Cisza na Gippiusie. Gippius w podróżach po wielkim świecie. Albo po podróżach, a i przed podróżami. Jedynie nocą, kiedy nie trzeba planować i gimnastykować umysłu na ćwiczeniach logistycznych, typu: którędy do Helsingdorfu, ja przepraszam, przez Swineminde, czy może inną drogą, wtedy właśnie Gippius ma czas, żeby pośnić. O różnych rzeczach śni Gippius. Ostatnio główną snu bohaterką była niejaka Maria-awaria i dyskusja z nią toczona na temat amerykańskiego kina klasy B, co to je Maria lubiła i szanowała.
6.10.08
Rzekły mi cioty
Zabawne. Kiedyś byłam związana z nagrzewnicami, raczej nie był to związek bardzo emocjonalny...
A co na to Maria-Awaria???
Rzekły mi cioty z unijnej wspólnoty,
że ładne słowa to:
korelacja, cumulus,
pilśniowe, yoko hama,
alabama, hamulec,
pilates, kanalia,
obibok, azaliż,
bzik.
ple, ple,
pif, paf,
ping pong.
Brzydkie słowa to:
rajstopy, wędlina,
skoroszyt, nagrzewnica,
szczyt, rybitwa,
zbieg, żuchwa,
wytwórnia, nacisk.
A co na to Maria-Awaria???
Rzekły mi cioty z unijnej wspólnoty,
że ładne słowa to:
korelacja, cumulus,
pilśniowe, yoko hama,
alabama, hamulec,
pilates, kanalia,
obibok, azaliż,
bzik.
ple, ple,
pif, paf,
ping pong.
Brzydkie słowa to:
rajstopy, wędlina,
skoroszyt, nagrzewnica,
szczyt, rybitwa,
zbieg, żuchwa,
wytwórnia, nacisk.
2.10.08
pitu pitu
Postanowiłam wrzucić, bo dobre. Zabawne, prawdziwe i tytuł ma świetny. I, co ciekawe, zupełnie nie jest o marce...
Fajnie, szczególnie to o ciuchach. Bo to nie szata zdobi człowieka :)
Ale wrzucę link, może ktoś się skusi.
Nie umiem...
http://pitupitu.tivi.pl/56720,ogladaj_wideo,odcinek_4_prl_party_2.html
Fajnie, szczególnie to o ciuchach. Bo to nie szata zdobi człowieka :)
Ale wrzucę link, może ktoś się skusi.
Nie umiem...
http://pitupitu.tivi.pl/56720,ogladaj_wideo,odcinek_4_prl_party_2.html
30.9.08
copyleft
Dali za zadanie radiówkę napisać. Nie cierpię radiówek. Jak tu napisać coś, czego się nie cierpi. Jak tu napisać, żeby było to coś, czego się nie cierpi, fajne. I jeszcze uniwersalne ma być, zachęcające i wszyscy, jak to usłyszą, to do sklepu pobiegną zgodnie i pieniądz swój na produkt marki wiarygodnej zamienią. Zaraz mi się przypomina lider rynku RTV i AGD, ci, co są dla idiotów, no i prostalong obowiązkowo do głowy wpada. No i numer jeden - Żanet Kaleta :)
29.9.08
islamskie terrorystki
śniło mi się, że prowadziłam aerobik dla grupy dziewcząt około trzydziestu. I zostałyśmy zaatakowane przez islamskie terrorystki.
26.9.08
wpisów brak
Nie dzieje się nic na gippiusie, bo Gippius pochłonął traffic. Szlag ją traffic nawet. Ale wraca do żywych, bo co żywy wśród martwych ma robić.
Widział Gippius pewną reklamę ostatnio i się zastanowił, czy sieć rzeczona jeszcze może sobie coś zepsuć. Póki co - 18 tyś odwiedzin na youtube. Więc nie jest to jeszcze rekord Pono. Ale myślę sobie, że Gracjan to już trochę przebrzmiała postać.
Krytykują klienci media markt za strategię komunikacyjną, ale mimo to przychodzą. Przychodzą, bo tanio...
Widział Gippius pewną reklamę ostatnio i się zastanowił, czy sieć rzeczona jeszcze może sobie coś zepsuć. Póki co - 18 tyś odwiedzin na youtube. Więc nie jest to jeszcze rekord Pono. Ale myślę sobie, że Gracjan to już trochę przebrzmiała postać.
Krytykują klienci media markt za strategię komunikacyjną, ale mimo to przychodzą. Przychodzą, bo tanio...
16.9.08
mroczna seria weekendowa
Będzie o dwóch filmach, które sobie z własnej woli, częściowo nawet świadomie, na weekendzie zapodałam. "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" se wzięłam z półki we Video Wojtek, bo od dawna już chciałam obejrzeć, ale "C" stawiał wielokrotnie opór, a że film miałam sama obejrzeć, to się zdecydowałam na tak. I dramat jest to. Dramat totalny. Mógłby spokojnie nakręcić go polski reżyser kina offowego. Dół totalny, ludzkie upokorzenie, płacz, strach i niemoc. Film bolał, i jeszcze długo poboli. Ale nie wiem, czy to takie dzieło, że należy tak wychwalać, jak powszechnie wychwalali. Kwestia gustu pewnie.
Potem był drugi dramat, tym razem klasyka Altmana - 3 kobiety. Znów heardcore, martwe dzieci, przerażająca muzyka i skomplikowane rysy bohaterek. Ten ostatni jednakowoż gorąco polecam.
Potem był drugi dramat, tym razem klasyka Altmana - 3 kobiety. Znów heardcore, martwe dzieci, przerażająca muzyka i skomplikowane rysy bohaterek. Ten ostatni jednakowoż gorąco polecam.
11.9.08
8.9.08
sama se na łeb roboty nabrałaś
Ile razy w życiu powtarzałam sobie, że nie muszę brać tyle roboty na łeb? Bo nie muszę i już. Wiele razy, naprawdę wiele razy. I co z tego wyszło - nic. Jakbym nic nie kumała. Jakbym jakimś mułem była i jeszcze to akceptowała. Babcia N świętej pamięci miała takie powiedzenie, że głupim się urodzisz, to i głupim umrzesz. Święta racja.
4.9.08
2.9.08
dają za darmo
Się zapisałam do newslettera jednego artysty. I za chwilę na mojej skrzynce pojawił się email z komunikatem dość podobnym do ostatniej i pierwszej też skądinąd bo jedynej kampanii 36 i 6. Czyli, że mogę se czytać, ale jak nie chcę to spoko. Że może mi się spodobać, ale też nie musi. A w prezencie dostaję grafikę taką o:
1.9.08
weekendy wolne od pracy
Jakoś mnie się zdaje, że weekend powinien być wolny od pracy. Przynajmniej coś się ciekawego wydarzy, będzie o czym na blogu napisać. A tak, jak człowiek tłumaczył całe Boże dni, to o czym ma pisać? O programowalnych termostatach? O zworkach? Zaworach? Czy maksymalnych prędkościach obrotowych? Toć to nuda, Panie Dziejku.
W związku z tym, nie mam nic do powiedzenia.
Amęt!
W związku z tym, nie mam nic do powiedzenia.
Amęt!
24.8.08
Dziękujemy Wam, amerykańscy nasi przyjaciele, za tarczę!
Na wstępie się przyznam, że na tej tarczy to ja się w ogóle nie znam, tylko tak mnie się na usta cisnęły te słowa, jak ubiegałam się o wizę do USA.
Zacznę od początku. Najpierw opłata wizowa, potem zdjęcie w niestandardowym formacie, aż wreszcie upragniona wycieczka na ulicę Piękną, która się mi jakoś z Pięknem w ogóle nie konotuje. I się zaczęło - 4 razy mi kontrolowali dokumenty. Za pierwszym razem się okazało dodatkowo, że mam mandżur w postaci laptopa, co go wziąć nie mogę, bo nie ma w ambasadzie depozytu na takie gadżety. Zaraz po wejściu zarekwirowali mi telefony komórkowe oba dwa i potem to już było tylko czekanie. Przedostatnie, trzecie czekanie, takie było już nadzieję dające. I gdy już prawie miałam tam podejść i pani w okenku miała mnie wypytać o dokumenty, to weszła wycieczka ze wspólnoty chrześcijańskiej i zostali obsłużeni bez kolejki. Wszyscy wystrojeni jak stróż w boże ciało. z takim zawistnym uśmiechem gorliwego katola, któremu radość sprawia to, że bliźni bardziej zpatałaszeni czekają w zwyczajnej kolejce. Nic to. W końcu się udało. Przeszłam przedostatnią kontrolę i mogłam spokojnie spocząć w fotelu na najbliższe dwie godziny. I wtedy się okazało, że do czytania mam nic. Zajęłam się liczeniem stosunku ilość numerków/czas i wyliczyłam sobie, że przed 13.00 powinno być już po. Panią obok o kosherzeitung poprosiłam, więc i zajęcie się znalazło. Potem pan śmierdzący, któren siedział obok, zagadał i tak jakoś na rozmowie czas upłynął. Wybił numerek 146 i żwawym krokiem ruszyłam do dzieła. Rozmowa trwała 30 sekund i usłyszałam, że taka łaska na mnie spłynęła, że se mogę przez najbliższe 10 lat do USA jeździć do woli.
Mam nadzieję, że nie inwigilują bloga :)
Zacznę od początku. Najpierw opłata wizowa, potem zdjęcie w niestandardowym formacie, aż wreszcie upragniona wycieczka na ulicę Piękną, która się mi jakoś z Pięknem w ogóle nie konotuje. I się zaczęło - 4 razy mi kontrolowali dokumenty. Za pierwszym razem się okazało dodatkowo, że mam mandżur w postaci laptopa, co go wziąć nie mogę, bo nie ma w ambasadzie depozytu na takie gadżety. Zaraz po wejściu zarekwirowali mi telefony komórkowe oba dwa i potem to już było tylko czekanie. Przedostatnie, trzecie czekanie, takie było już nadzieję dające. I gdy już prawie miałam tam podejść i pani w okenku miała mnie wypytać o dokumenty, to weszła wycieczka ze wspólnoty chrześcijańskiej i zostali obsłużeni bez kolejki. Wszyscy wystrojeni jak stróż w boże ciało. z takim zawistnym uśmiechem gorliwego katola, któremu radość sprawia to, że bliźni bardziej zpatałaszeni czekają w zwyczajnej kolejce. Nic to. W końcu się udało. Przeszłam przedostatnią kontrolę i mogłam spokojnie spocząć w fotelu na najbliższe dwie godziny. I wtedy się okazało, że do czytania mam nic. Zajęłam się liczeniem stosunku ilość numerków/czas i wyliczyłam sobie, że przed 13.00 powinno być już po. Panią obok o kosherzeitung poprosiłam, więc i zajęcie się znalazło. Potem pan śmierdzący, któren siedział obok, zagadał i tak jakoś na rozmowie czas upłynął. Wybił numerek 146 i żwawym krokiem ruszyłam do dzieła. Rozmowa trwała 30 sekund i usłyszałam, że taka łaska na mnie spłynęła, że se mogę przez najbliższe 10 lat do USA jeździć do woli.
Mam nadzieję, że nie inwigilują bloga :)
21.8.08
dywany powszechnym środkiem transportu
Wymyśliłyśmy z PSC i Stevenem, że można by się poruszać na melanżach na dywanach, które są sterowane neuronami. I se taki dialog wymyśliłam:
Ja: Gdzie jesteście?
PSC: do Jastarni lecimy na godzinkę, a Wy gdzie>?
Ja: W porcie gdyńskim, przylecimy do Jastarni za 20 min
PSC: a wiesz co robi Julia? Bo ma moją spódnicę od 20 lat
Ja: W Sopocie jest...
Ja: Gdzie jesteście?
PSC: do Jastarni lecimy na godzinkę, a Wy gdzie>?
Ja: W porcie gdyńskim, przylecimy do Jastarni za 20 min
PSC: a wiesz co robi Julia? Bo ma moją spódnicę od 20 lat
Ja: W Sopocie jest...
PKP mogłoby gonić się, gdyby były autostrady
Jak się nie obrócisz - dupa z tyłu. Pędem mknęłam dziś z banku, by zdążyć na pociąg. Wybrałam najszybszy. Trasa Gdynia-Warszawa w rekordowym tempie - 4,44h. Zadowolona z siebie byłam, że taki szybki se znalazłam. Pół godziny szybszy niż wszystkie inne. W pocie czoła dobiegłam na peron z 3 minuty przed planowanym odjazdem pociągu. I w tym momencie Pani doniosła, że "pociąg przyjedzie z opóźnieniem około 40 min". Pot pod pachami i załamka mentalna - na co było się tak spieszyć. Poszłam do baru "Kęs" zakupić tanie szybkie żarcie, by się posilić w czasie owych 40 minut. Potem jak człowiek udałam się zakupić bilet. No i Pani powiedziała, że nie może sprzedać, bo system zablokowany, a i na ten następny nie może sprzedać, bo coś tam jeszcze. No i na koniec mówi, że mi sprzeda na pośpiech. I na taki pośpiech, co jedzie 20 minut dłużej, sprzedała mi bilet ta pani za 49 PLN. No i pociąg podstawiony w Gdyni. Elegancko w jedynce se zasiadłam i komfort mam pełen, bo gawiedź ciśnie się w drugiej klasie. A gdybym pojechała tym opóźnionym, to bym prawie trzy razy więcej zapłaciła, a przeca droga niby taka sama.
No i powszechnie wszystkim wiadomo, że samochodem szybciej bym nie była. Jak się nie obrócisz - dupa z tyłu.
No i powszechnie wszystkim wiadomo, że samochodem szybciej bym nie była. Jak się nie obrócisz - dupa z tyłu.
19.8.08
jak gej z dynastii bro otwierał
18.8.08
w klimacie streetartu...
13.8.08
Artyści zewnętrzni - out of sth
Wystawa była taka. Chyba pierwsza w Polsce. W mieście Breslau miała miejsce. Artysty były na niej różne, choć głównie z kraju rodnego. Pierwszy raz się zdaje street art tak masowo do galerii zawitał. Choć zdaje się, że mógłby i bardziej. A eventowi artystycznego brakowało wsparcia ze strony muzycznej/imprezowej. Brakowało przedstawienia street artu w szerszym kontekście kultury ulicy. Ale to pierwsza edycja, więc dać im szansę!
Miałam tam aparat i zrobiłam kilka zdjęć.
Miałam tam aparat i zrobiłam kilka zdjęć.
10.8.08
na byrdzie
Był spływ. Była Stevena i Moni wywrotka. Było słońce, były browary i jeden Pan Biznesmen był też. I jak ja żałuję, że mu zdjęcia nie zrobiłam to szok normalnie. Cały był biały jak prałat Jankowski. Lacz miał biały i od Nike biało bluzkę. I miał jeszcze spodnie dresowe białe również. I Adiddasa oldschoola niebieskiego, co nawet był spoko. Ale dres biały z nylonu oddechu do ciała biznesmena wiejskiego nie dopuszczał. I dobrze, bo po co wentylacja we lecie. Za to sygnet złoty mały paluszek zdobił i klasy biznesmeńskiej dodawał. I były jeszcze oprawki na lansie totalnym. I Janusz miał na imię.
7.8.08
w nawiązaniu do bloga Stevena, czyli o użyteczności blogów
Proszę sobie, jeśli się wyraża ochotę, przeczytać wywód Stevena z Dynastii: http://gapminded.blogspot.com/2008/08/wielce-refleksja.html
Bo do niego będę pić ja. Czyli o użyteczności blogów. Ja to w ogóle ostatnio się zaniedbałam w dziedzinie pisania, bo i nie wiem, o czym pisać. W branżowych gazetach cytują blogi marketingowe, a blogerzy stali się nowym medium i nikt już nie wątpi w ich siłę przekazu. Ale czy to jest powód, żebym ja tak od razu miała komentować kampanie reklamowe, wydarzenia na Pudlu, czy wojnę światów? To, co sobie tu wypisuję i zamieszczam, to właśnie moje subiektywne spostrzeżenia i doznania wywołane bodźcami zewnętrznymi i wewnętrznymi również. I ta wolna cyber-przestrzeń, co sobie jej kawałek dla swoich wynurzeń zagarnęłam, nie podyktowana jest w żadne sposób pragmatyzmem. Pragmatyzm to ja se będę uprawiać na prezentacjach we fabryce. Ot co!
Bo do niego będę pić ja. Czyli o użyteczności blogów. Ja to w ogóle ostatnio się zaniedbałam w dziedzinie pisania, bo i nie wiem, o czym pisać. W branżowych gazetach cytują blogi marketingowe, a blogerzy stali się nowym medium i nikt już nie wątpi w ich siłę przekazu. Ale czy to jest powód, żebym ja tak od razu miała komentować kampanie reklamowe, wydarzenia na Pudlu, czy wojnę światów? To, co sobie tu wypisuję i zamieszczam, to właśnie moje subiektywne spostrzeżenia i doznania wywołane bodźcami zewnętrznymi i wewnętrznymi również. I ta wolna cyber-przestrzeń, co sobie jej kawałek dla swoich wynurzeń zagarnęłam, nie podyktowana jest w żadne sposób pragmatyzmem. Pragmatyzm to ja se będę uprawiać na prezentacjach we fabryce. Ot co!
6.8.08
4.8.08
dni węgorza w Jastarni
Celem głównym podróży miał być Diverse edition. Jak się jednak okazało, imprezę szmatexu przyćmiły właśnie dni węgorza i występ znanego, lubianego przez gawiedź zespołu, można powiedzieć: Numer Jeden - tak w bezpośrednim tłumaczeniu. O renesansie disco polo wiadomo nie od dziś, a Jastarnia była tego żywym dowodem. Zespół Top One - dinozaury żanru. Masakra - rozszalały tłum i charyzmatyczny wokalista. A i o innych członkach zespołu trudno złe słowo powiedzieć. Stylowe chłopaki. Wybrałam ten numer, ze względu na czas:
1.8.08
30.7.08
biba konkurencji
Aż się za głowę złapałam, jak zobaczyłam se, która to już edycja Diverse Edition. I choć lata nie te, i zdrowie nie takie, to należy się zdaje się wybrać się i zobaczyć, jaką udaną imprezę robi najbliższa geograficznie konkurencja. A na smaczek:
28.7.08
nad morzem polskim w sezonu szczycie
W ramach pracy zawodowej udałam się na wycieczkę na Helski Półwysep. Najpierw wieczorny clubbing i multum młodzieży w okolicznych surfspotach. Ale to jeszcze do przeżycia, przeca po to i clubbing jest, żeby ludzie mieli pociechę. Gorzej było dnia następnego...Władysławowo, Karwia - masakra. Lacze, pod śmierdzi spod pach, korki, lody, pizze, hamburgery i lansbieda. Czekam do września...
23.7.08
O Golfinie i jej dojrzałości
Od miesiąca Golfina nie może się poruszać po drogach krajowych. Mówię: krajowych, bo do zagranicznych pewno by nie dojechała. Skończyła jej się papierologiczna ważność. I pojechała na kontolę do lekarza. Takiego dla VIPów. I się okazało, że się nie podoba. Że wahacze ma zepsute, że dziura w podwoziu, że koło lata i może wylatać... I jeszcze pan lekarz powiedział: "Lepiej go postawić pod drzewem i zapomnieć". Na płacz się mnie wzięło. Ale postanowiłam się nie poddawać i walczyć do upadłego. Pojechałam do Pana M. I się tam okazało, że to jest stały lekarz Golfiny. A zębów miał mało i kompan jego też. Piwo wyczuwałam również i w oczach chęć na kolejne. I spieszno do puszki, i spieszno do domu. I akcja na prędce: światła mijania (hehe nie wiedziałam, które to), klakson, kierunkowskaz i wszystko, po sprawie. Pieczątka, wpisik, stówka i dalej w trasę!!!
21.7.08
lyst po prośbie
Taki email ostatnio dostałam:
Dzien dobry z tej strony Izabela G...ska ja dostalam na pania namiary od pani Igi.
Pani zastepuje pana Tomka G. az panem Tomkiem zalatwialam sponsorig dla mnie i dla mojej kolezanki.
Poniewaz tanczymy i wybilysmy i w tak krot czasie osiaglysmy bardzo duzo nagrud i szacunku od ludzi . bylysmy tez na castingu do programow telewizyjch,teledyskow itp dostalysmy sie i teraz jest przed nami kariera i pan Tomek tez sie do tego w duzym stopniu przyczynil. bo w tancu liczy sie styl pomyslowosc i tez w bardzo dzmym stopniu stroj a my tanczymy w duetach i solowkach i w duecie musoimy byc ubrane tak samo wszytsko musimy miec to samo tylko ze naszych rodzicow nie stac na to zeby nam na kazdy turniej dwac piniaszki na stroje. I juz na ostatnim turnieju mialysmy wasze ubrania i zajolysmy 2 miejsce w duecie i ja zajaolam 3 miejsce w solowce. Bylam tagrze na castingu do \" You Can Danse\" no ale neistey nie dostalam sie ale poznalam duzo ludzi ktorzy powiedzieli ze pomoga mi w karoieze =) . I pisze do pani dlatego ze teraz zaczynam prowadzic zajecia i jest turniej czy by byla znow mozliwosc dostania jakiejs kwoty do wykorzystania ?? jezalei pani moze prosze o szybki kontakt 604XXXXXX to jets moj numer Jezeli pani chce jakies zdjecia filmiki to oczywiscie przesle pani i napisze moze cos wiecej o mnie i o mjej kolezance. \
Dzien dobry z tej strony Izabela G...ska ja dostalam na pania namiary od pani Igi.
Pani zastepuje pana Tomka G. az panem Tomkiem zalatwialam sponsorig dla mnie i dla mojej kolezanki.
Poniewaz tanczymy i wybilysmy i w tak krot czasie osiaglysmy bardzo duzo nagrud i szacunku od ludzi . bylysmy tez na castingu do programow telewizyjch,teledyskow itp dostalysmy sie i teraz jest przed nami kariera i pan Tomek tez sie do tego w duzym stopniu przyczynil. bo w tancu liczy sie styl pomyslowosc i tez w bardzo dzmym stopniu stroj a my tanczymy w duetach i solowkach i w duecie musoimy byc ubrane tak samo wszytsko musimy miec to samo tylko ze naszych rodzicow nie stac na to zeby nam na kazdy turniej dwac piniaszki na stroje. I juz na ostatnim turnieju mialysmy wasze ubrania i zajolysmy 2 miejsce w duecie i ja zajaolam 3 miejsce w solowce. Bylam tagrze na castingu do \" You Can Danse\" no ale neistey nie dostalam sie ale poznalam duzo ludzi ktorzy powiedzieli ze pomoga mi w karoieze =) . I pisze do pani dlatego ze teraz zaczynam prowadzic zajecia i jest turniej czy by byla znow mozliwosc dostania jakiejs kwoty do wykorzystania ?? jezalei pani moze prosze o szybki kontakt 604XXXXXX to jets moj numer Jezeli pani chce jakies zdjecia filmiki to oczywiscie przesle pani i napisze moze cos wiecej o mnie i o mjej kolezance. \
15.7.08
niesprawiedliwości życiowe
Mama uczyła, że się wszystko na szacunku do człowieka drugiego opiera. Że jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. No bo jak niby miała uczyć, że Kuba zawsze od życia wpierdol dostaje. Musiała pokrzepiające myśli w serduszko małej dziewczynki wrzucać i miłości do świata uczyć. A tu się w dorosłym życiu okazuje, że można się z kimś po 4 latach w 15 minut rozstać. Mimo że ten ktoś budował dla Ciebie strukturę i w ogóle biznes Ci rozkręcił. To Ty mu na to wypierdalaj i nie wracaj.
W tym moim małym nieco lewicującym rozumku myślę se czasem, że świat to kurwa jest sprzedajna.
W tym moim małym nieco lewicującym rozumku myślę se czasem, że świat to kurwa jest sprzedajna.
10.7.08
9.7.08
człowiek w chorobie wiele nie powie
Przeziębiłam się na tym Openerze. Bo: wiater, zimna ziemia, piwo jeszcze zimniejsze, spocenie, itd...). Ale warto było! Szczególnie warto było czekać na ostatni koncert - Bracia Chemiczni RULEZZZZ!!! Tak jak kiedyś z martwych podniósł mnie Basement Jaxx, tak teraz robotę swoją zrobili bracia właśnie. I nawet trochę zapomniałam o tym, że 3h jechałam z Gdynia na Babie Doły, że tłok był straszny i potu smród.
4.7.08
Opener
No nareszcie. Po roku oczekiwania na Trop Tędy - ziści się. Roisin i Erykah - ukochane wokalistki!!! Już się doczekać nie mogę i ledwo w pracy siedzę... No ale dosiedzę, nie mam wyjścia. Poustawiam spotkania :)
24.6.08
Pani Ziomalka
To było w poniedziałek na Urszulanek. Wychodziłam od K., dla której świadczyłam usługę nachate.pl. Darłam jeszcze się do K., stojącej na przyzbie i już miałam wsiadać do auta, kiedy nagle zobaczyłam dwóch chłopców na rowerkach, a wiek ich szacuję na lat 10. I jeden z chłopców krzyczy do mnie: "Ale z pani jest ziomalka!", a drugi dodaje "Niezłe buty, hehe".
Śmiałam się przeokrutnie, że jestem Panią Ziomalką :)
Śmiałam się przeokrutnie, że jestem Panią Ziomalką :)
23.6.08
Seks w wielkim mieście
Byłam, widziałam i porażkowo oceniłam. W sumie, jakoś wcale nie byłam super nastawiona do filmu, bo i za serialem nie szalałam specjalnie, choć parę odcinków udało mi się obejrzeć. A na film do kina poszłam, bo akurat R. miała panieński i na panieński jakoś tak nieźle iść se do kina z koleżankami na film tej kategorii.
Ale to była żenada z nudnym do porzygania scenariuszem. I gdyby nie rysy postaci, które człowiek ze serialu zna dobrze i które były jeszcze utrzymane, to jednak filmowi brakuje pazura, cynizmu, czy ironii, co z serialu się wylewała...
Ogólna ocena - shit.
Ale to była żenada z nudnym do porzygania scenariuszem. I gdyby nie rysy postaci, które człowiek ze serialu zna dobrze i które były jeszcze utrzymane, to jednak filmowi brakuje pazura, cynizmu, czy ironii, co z serialu się wylewała...
Ogólna ocena - shit.
18.6.08
dobra afirmacja
Ja już chyba nie będę taka dobra. Mam wrażenie, że to się nie opyla. Tak zwyczajnie - nie kalkuluje się. Bo ludzie to wilki. C. chciał być dobry i znów na tym popłynął. Ja też jakoś tak na miętko chciałam i też nie wyszło. Bo niektórymi ludźmi trzeba chyba pomiatać, na ostro trzeba brać i tyle. A nie że się cackać. Z drugiej strony ta teoria o dobrej energii, co to niby do nas wraca w dawce podwójnej, skłania mnie do postawy "łaskawej pani", że sobie tak "K" zacytuję, bo z racji pozycji horyzontalnej rzadko się pojawia na tym blogu, choć wierzę, że czyta :)
Sama nie wiem.
"Be or not to be" łaskawą panią?
Sama nie wiem.
"Be or not to be" łaskawą panią?
16.6.08
reklamy
Koniec europodniety. Flagi zniknęły z domów i samochodów. Wczoraj widziałam jakichś trzech kibiców, którzy na fali entuzjazmu alkoholowego kibicowali Polsce.
A co najbardziej zapamiętałam z Euro? Bloki reklamowe: KIA, HYUNDAI, McDonalds, Castrol, WBK, Ing, Coca Cola (i inni, co mi się albo na nich skupiać nie chce, albo nie pamiętam, który to telekom) - wszystkich ich stać było na ten najdroższy blok reklamowy - Brawo! Gratulacje!
A co najbardziej zapamiętałam z Euro? Bloki reklamowe: KIA, HYUNDAI, McDonalds, Castrol, WBK, Ing, Coca Cola (i inni, co mi się albo na nich skupiać nie chce, albo nie pamiętam, który to telekom) - wszystkich ich stać było na ten najdroższy blok reklamowy - Brawo! Gratulacje!
15.6.08
Sweeney Todd, a właściwie Alan Rickman
Ej, normalnie spoko film oglądałam w weekend. Tylko miałam po nim koszmary. Śniło mi się, że wyciągam z szaletu kule i kości niepełnosprawnych ofiar, co je wcześniej, nie wiem jak, ale załatwiłam. Masakra. To po tym demonicznym golibrodzie.
No i się też zakochałam w jednym aktorze. Charles mówi, że on jest stary. No może i jest, ale ja go od czasów Harrego pokochałam już jako profesora Snape'a.
Oto on - Alan Rickman.
No i się też zakochałam w jednym aktorze. Charles mówi, że on jest stary. No może i jest, ale ja go od czasów Harrego pokochałam już jako profesora Snape'a.
Oto on - Alan Rickman.
12.6.08
w drodze do podwórka
10.6.08
Pani Katechetka
Jeżdżę do pracy o 7.10. Ledwo jeszcze wtedy widzę, bo jak tu o 7.10 widzieć dobrze. No ale się staram. I zawsze widzę te same twarze. A najbardziej intrygująca jest Pani Katechetka. Ona jest zawsze. Okulary ma większe niż głowę. I zęby ma takie wielkie, większe od moich. I zawsze ta sama jeansowa spódniczka za kolano i do tego sweterek granatowy i jeszcze butki takie czarne, no i torba beżowa. I spojrzenie takie niby nawiedzone, trochę tępe, trochę nieobecne. I często na mnie na tym rowerze utkwione. Niby się chce zaprzyjaźnić, ale krzywo jednak patrzy.
Jeździ też Pan Taki Historyk. Książkę teraz czyta taką "Katyń" i wygląda, jakby był bardziej w prawo niżli w lewo.
No i ja jeżdżę, z tą książką, co se ją czytam. I myślę sobie. Czasem nawet myślę.
Jeździ też Pan Taki Historyk. Książkę teraz czyta taką "Katyń" i wygląda, jakby był bardziej w prawo niżli w lewo.
No i ja jeżdżę, z tą książką, co se ją czytam. I myślę sobie. Czasem nawet myślę.
6.6.08
Pierwszy Melanż Peli
Pela została zaszczepiona i pozbawiona możliwości dzieci posiadania. To pozwala jej chodzić na melanże na miasto. Pela ma prowieniencję podwórkową, dlatego pierwszy melanż musiał być takim trochę pseudo melanżem, gdyż Pela cały czas pozostawała pod kontrolą i do rozpoznania miała nasz ogródek. Ale miała parę pierwszych razów: została wsadzona na drzewo, z którego udało jej się zejść. I kicała w wysokiej trawie jak króliczek. Wdrapywała się też na murki. Dziś - melanżu część druga.
5.6.08
czy Gdańsk śmierdzi?
Pamiętam dobrze, jak powiedziałam do M., zamieszkałej od urodzenia w mieście wojewódzkim, że Gdańsk po prostu śmierdzi. I trochę mi się perspektywa zmieniła. Bo że przy Grunwaldzkiej spalinami wszystkich z Dojczlandu nasprowadzanych fur zajeżdża - to pewne. Ale jak se tak z rana jadę moim rowerkiem (chociaż ja nie zanieczyszczam powietrza, a przynajmniej rzadziej) przez te ulice starówki, co to wiem, że wymarta jest, ale jednak klimat swój ma, to się jakoś tak radośnie czuję. Potem jeszcze Łąkowa, co to jej chyba nikt poza mną nie lubi. A ja porobiłam sobie w pamięci zdjęcia tych żurów etatowych, co krzywdy nie zrobią, bo marzą o tym winie tanim takim, co jedno wystarcza, żeby przeżyć dzień.
Powrót to już więcej traum - szkolne wycieczki, szaro-beżowe chmary niemieckich turystów, a wszystko to w ilości przekraczającej moje możliwości. I do tego jeszcze rower z hamulcami zepsutymi nie pozwala czasem sprawnie turysty ominąć.
Reasumując, trochę większy mam szacun dla Gdańska.
Powrót to już więcej traum - szkolne wycieczki, szaro-beżowe chmary niemieckich turystów, a wszystko to w ilości przekraczającej moje możliwości. I do tego jeszcze rower z hamulcami zepsutymi nie pozwala czasem sprawnie turysty ominąć.
Reasumując, trochę większy mam szacun dla Gdańska.
4.6.08
3.6.08
pozdrowienia z Łodzi ej
Na maksa jest to fajne miasto. Niech se mówią, co chcą, ale mnie się podobuje. No może kupy na chodnikach mnie przerażają, bo w dużej są ilości dostępne. Ale kamienice, wielkie śródmieście, klimat w podwórkach - czad. Niech ktoś zadba o to miasto, bo niszczało przez te dwa dni na moich oczach. I ulicę tam mają - Stefana Jaracza. I restauracje mają fajne takie i dużo mają ich, i są one niedrogie. I miała rację A., że jest tam najlepsza pizza na świecie :)
30.5.08
Łódź - miasto nie nad młerzem
Pierwszy w życiu mojem raz jadę ja do Łodzi. I choć było się tu i tam, to w Łodzi neva eva. A zawsze się chciało. Bo ta Ziemia Obiecana podpowiadała, że kamienice ładne, że stare, że jeśli Naród Wybrany (nie Polacy, co to mówią, że są jak milijon) rządził tam przed zagładą, to tam muszą być jakieś ślady miasta ładnego. I jadę tam tak dość mocno pozytywnie nakręcona, czego się we skrytości ducha nieco boję, bo przecież, jak się rozczaruję, to posmutnieje i jeszcze, nie daj Bóg, myśleć zacznę. O zgrozo! Do Łodzi!
27.5.08
Pożądanie
Skończyłam czytać. Szybko przeczytałam zresztą tą Panią Jelinek. Miało być świetnie i oryginalnie. I może oryginalnie było, przynajmniej w warstwie stylistycznej. Ale ile można o rurach, walcach, samochodach wyścigowych, odkurzaczach i innych, co to zniewoloną kobietę nękają co noc. No i rozumiem, że tak też bywa. Ale jakoś nie zdaje mi się, żebym ja tej pani jeszcze raz zaufała i powierzyła kilka godzin mojego czasu średnio cennego. Bo erotykę, czy antyerotykę to ja polubiłam bardziej w wydaniu Henry Miller.
Ja wiem, że ta Pani feminizuje. I wiem też, że ma prawo do subiektywizmu, bo pisarzem jest, pisarką, chciałam powiedzieć. No więc ja subiektywnie też sobie pozwolę, że jeśli Jelinek, to raczej w wersji ekranizacji - "Pianistka" Henekego. Ale i to dla ludzi o mocnych nerwach.
Ja wiem, że ta Pani feminizuje. I wiem też, że ma prawo do subiektywizmu, bo pisarzem jest, pisarką, chciałam powiedzieć. No więc ja subiektywnie też sobie pozwolę, że jeśli Jelinek, to raczej w wersji ekranizacji - "Pianistka" Henekego. Ale i to dla ludzi o mocnych nerwach.
21.5.08
wolny rynek medyczny
Taaak... Wszystko jest ok, dopóki człowiek nie musi iść do tych lekarzów. Wtedy się okazuje, że choć prywatnie, to nie znaczy, że po pracy. Ja nie kumam tego, co nie. Przecież taka prywatna służba zdrowia powinna być alternatywą dla państwowej. A tu się okazuje, że godziny przyjęć jak w przychodni. A i czekać trzeba trochę długo. I nic to jeszcze, bo różnice w cenie większe niż na hali w Gdyni. Jedni chcą 100, a inni 55. Dobrze, że se wybrać normalnie można.
Jak se pomyślę, co się może dziać w tej państwowej służbie zdrowia, to masakra.
Jak se pomyślę, co się może dziać w tej państwowej służbie zdrowia, to masakra.
20.5.08
miejsce poczęcia
Ponoć, choć nie jest to ostatecznie zbadane, zostałam poczęta w Lubocieniu. Ale coś w tym musi być. Bo ja często chcę tam wracać i dobrze się tam czuje niemal zawsze. Tam jest najpiękniej i najciszej. No i można do Pani Czesi na półlitry pojechać czy na Specka w VIP ogródku.
I ja znowu jadę :)
I ja znowu jadę :)
16.5.08
SM - Strażniki Miejskie
Wczoraj to beka była największa z tymi Panami i Paniami, co ich w tytule wymieniam. A rzecz miała miejsce na plaży w Sopocie, gdzie dużo młodzieży starszej i młodszej popijało piwo oraz oddawało mocz, gdyż czekało na koncert, co się miał zacząć o 19.00, a zaczon się był o 21.30, a może i później.
I myśmy se siedzieli z różnymi ludźmi też tam popijając, a gdy tych SM zobaczyliśmy, to bystro schowaliśmy se te wszystkie puszki i butelki za pazuchy, pod piaski, do toreb i w kieszenie. A za nami była taka górka. Z piasku górka. I te SMy przez tę górkę przechodzili se spisując okolicznych też popijających. I gdy już przeszli na drugą stronę tej górki, tę stronę, co myśmy po niej siedzieli i za pazuchami, i po kieszeniach, i w torbach piwo pochowane mieliśmy, to zobaczyli młodego chłopca, co na tę górkę oddawał był mocz. I się ten SM męski tak spoglądał na tego chłopca, o którym wszyscy wiemy już, że piaskowi mocz oddaje, a plaża cała, jak jeden mąż, krzyknęła: "Daj się odlać, daj się odlać, chłopakowi!". A ten żółtodziub z SM ,skonfundowany do potęgi, nie wiedział, co czynić, więc się wycofał i doczepił do chłopca ziomali, co pod tą górką zasiedli w celu wypicia alkoholu niskoprocentowego.
Taka plażowa solidarność młodzieży starszej i młodszej.
I myśmy se siedzieli z różnymi ludźmi też tam popijając, a gdy tych SM zobaczyliśmy, to bystro schowaliśmy se te wszystkie puszki i butelki za pazuchy, pod piaski, do toreb i w kieszenie. A za nami była taka górka. Z piasku górka. I te SMy przez tę górkę przechodzili se spisując okolicznych też popijających. I gdy już przeszli na drugą stronę tej górki, tę stronę, co myśmy po niej siedzieli i za pazuchami, i po kieszeniach, i w torbach piwo pochowane mieliśmy, to zobaczyli młodego chłopca, co na tę górkę oddawał był mocz. I się ten SM męski tak spoglądał na tego chłopca, o którym wszyscy wiemy już, że piaskowi mocz oddaje, a plaża cała, jak jeden mąż, krzyknęła: "Daj się odlać, daj się odlać, chłopakowi!". A ten żółtodziub z SM ,skonfundowany do potęgi, nie wiedział, co czynić, więc się wycofał i doczepił do chłopca ziomali, co pod tą górką zasiedli w celu wypicia alkoholu niskoprocentowego.
Taka plażowa solidarność młodzieży starszej i młodszej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)